Ja pamietam ogromne jezioro na łąkach, powyrywane wąwozy tam, gdzie kilka dni temu było równo, no i potem ten krajobraz jak po bitwie pancernej. Z wypełnionymi wodą dołami, lejami, połączonymi gmatwaniną krętych rowów. A nie trzeba zapominać, że mieszkałem na terenie wybitnie piaszczystym! Od lat osiemdziesiątym w tym miejscu, to po godzinie od największego deszczu nie było nawet śladu kałuży. Jakiejkolwiek. I do dzisiaj nie mogę zrozumieć gdzie się podziały te setki metrów sześciennych ziemi. Chociaż wiem, że spłyneły do Tanwi.