Co Ty opowiadasz, ja tam mam tylko kota, ale tego faszysty nie cierpię jak psa. Albo śpi, albo łazi mi wiecznie po klawiaturze i biurku; nie da spokojnie zjeść, bo zaraz woła swoją część, w kuchni pląta się pod nogami, a z drogi nie usunie się nigdy. Wprawdzie do moich butów nigdy się nie załatwił (wie kto w domu rządzi), ale jak przyjdzie ktoś obcy, to trzeba zamykać w szafce, bo już niejedne uszlachcił... A jak syn przyjeżdża z psem, to siedzi na środku stołu, albo na szafie i wpatruje się w bydlaka (pies to wyżeł), jakby chciał go zadusić.