-
Posty
23 695 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
405
Wszystko napisane przez retrofood
-
Ja zamawiałem zwyczajną, ale powiedzmy, rzadko spotykaną wymiarowo, a aders znalazłem na allegro. Jak odszukam, to napiszę. Chodziło mi o to, że oni wiedzą jak wysłać, mają to opanowane, bo ile krzywych kabin lub nietypowych można sprzedać koło siebie? Dlatego wysyłka nie jest droga, to nie więcej niż 4 - 6 % wartości.
-
Po co Ci blisko? Mnie kabinę dostarczyli z Białegostoku. Za 50 PLN, cena chyba do przyjęcia?
-
Zmywarka - Anna robot kuchenny - Robert odkurzacz - ja lodówka - parapet pralka - Agata piekarnik - Józek Ukleja z Wólki. okap - szwagier
-
Tam powinno być "pili" a nie "piją". Panta rei...
-
Ja taki byłem i tak mi zostało, Niczym gitarzyście: gdzie stanie - tam gra!
-
Gdzie, u Ciebie czy u sąsiada?
-
Niekoniecznie! Mało tego, żeby zostać ubezpieczonym (gdziekolwiek), trzeba mieć do tego tytuł prawny, tak z ulicy nie da rady. No, chyba, że się wniesie pelna składkę, to nie ma problema.
-
Pokręć się po terenie, zobacz w obiektach publicznych jak wyglądają takie zakątki, adaptuj je do konkretnych potrzeb (czyli pogadaj z zainteresowaną osobą i... zabieraj się do pracy!
- 4 odpowiedzi
-
Moja żona jest włascicielem gospodarstwa, ja w dodatku brałem rolnicze dopłaty unijne, a w życiu żadne z nas nie płaciło składek, ani nie płaci. Kiedyś to nawet chciałem zapłacić, ale mnie wygonili...
-
-
Dlaczego półkę? Świetnie nadają się np. na kojec dla kurcząt!
-
Nie. To kwestia bezpieczeństwa. U nich nigdy nie było budownictwa typu gomułkowskiego, gdzie mieszkania nie miały kuchni tylko tzw. "aneks kuchenny", więc nigdy nie zrobili głupoty, żeby narażać życie domowników i wprowadzać do łazienki zagrożenie porażeniem prądem elektrycznym.
-
Dla mnie też. Tak samo jak i pralka w łazience. I nie sądź, że tylko Ty jesteś normalna, a reszta to pomyleńcy.
-
Mówisz, że płyn do naczyń też trzymasz w łazience? Nie jadasz również bułek ze sklepu, który sprzedaje proszki??? Litości! Nie gadaj! Nawet w marketach sąsiadują te stoiska ze sobą... A poza tym, skoro to lokum w którym nie ma miejsca na pralnię, to i o bieganiu nie ma mowy, bo wszystko jest pod ręką. I tylko kilka kroków je dzieli...
-
Starszy oswobodził naczynie z ochronnego kamuflażu ekologicznej tkaniny, podając zwartość Takontobie. Ten odkrecił ogromną zakrętkę. - Ależ to jest pełne po brzegi! - zawołał. Jak mamy to używać? - Spoko! - warknął Pirat. - My ze szwagrem nie takie rzeczy robili! łOSiowa, daj flaszencję po minerałce, zaraz wszystko wskoczy na swoje tory! - Ty chcesz trafić do takiej małej dziurki? - zapytała zdziwiona. - Nie do takich ciasnych trafiałem - warknął. - Ale kiedy to było... - westchnął Starszy, wspominając własną młodość. - Bez takich mi tu! - Pirat podniósł głos. - Ja nie trafię? Ja? - podniósł się z ławki i odebrał bukłaczek od Takontobie. - Trzymaj flaszencję! - rzucił w stronę Starszego. No i stało się. Pirat napełnił plastikowego pet-a słoneczną zawartością bukłaczka i zaledwie kilka kropli pociekło po jego ściance. Dało się je nawet zlizać, kiedy oderwał bukłaczek od brzegów. - No i co teraz powiecie? - obrzucił wszystkich dumnym spojrzeniem. - Jestem pod wrażeniem! - zapewniła łOŚka. - Ja to już nawet szkło przygotowałem! - pochwalił się Takontobie, demonstrując kartonowe pudełko z zawartością podstawowego wyposażenia zlotowicza i turysty. - Borys Polewoj! - zasmiała się Zapolska, córka Takontobie i usiłowała uciec z radości, chwytając ręką za drewnianą listwę ławki. Nie wiedziała, ze listwa była zamocowana tylko na jednej śrubie i zadziała niczym wiosło w dulkach... ciąg dalszy nastąpi...
-
Jednak początek tego ciągu feralnych zdarzeń miał miejsce kilka godzin wcześniej, kiedy to ekipa Pirat & Company zameldowała się na miejscu. I mimo ciepłych pieleszy, które wszystkich oczekiwały wewnątrz tej niewyszukanej budowli, jej członkowie i członkinie jakoś nie kwapili się z ich zajmowaniem. Coś ciągnęło ich nad rzekę, której wody szumiały tajemniczo, może coś obiecując... może szykując jakąś egzotyczną przygodę... A skąd tu egzotyka? - pomyślał Starszy, przyglądając się spienionym falom. - Przecież tu nie ma ani jednej palmy! Najwyżej jakaś małpa może się trafić... Mylił się jednak. Bo oprócz małp, jak się później okazało, były jeszcze banany... - Starszy! - westchnął Pirat. - Nie chowaj tego bukłaczka! Dawaj go tutaj na światło dzienne! - rzekł, rozsiadając się na drewnianej ławeczce. Słonko przygrzewało obiecująco, a chłodny wiatr ucichł był, zawstydzony jakby zdeterminowaniem przyjezdnych.
-
Będzie. Przy czym oświadczam, że wszelkie podobieństwo osób tutaj występujących do osób powszechnie znanych, jest całkowicie przypadkowe. No, chyba żeby... To w tej okolicy Kotek zobaczył łOS-ia i Barkę. Ale dźwigający latarnię słup, jeszcze przed chwilą stojący niemal prosto, widoczny na zdjęciu obok złożonego parasola, tego spotkania nie przetrzymał w całości...
-
Aleś pojechał... Wiarygodne jak opowieści babci Jadzi.
-
Inteligentne domy, w których oświetlenie, systemy grzewcze, alarmowe, a nawet zamki można obsługiwać przez internet, to już rzeczywistość. Tyle że zdalną kontrolę nad nimi może przejąć także haker i bez specjalnego wysiłku dostać się do środka Okazuje się, że sprzętów, które mogą paść ofiarą hakerów, jest we współczesnych domach znacznie więcej, a z wieloma z nich trudno byłoby się rozstać. Nie chodzi przy tym wyłącznie o komputery. Na ataki narażone są na przykład urządzenia służące rozrywce, takie jak telewizory, sprzęt audio czy konsole do gier. Na początku sierpnia dwaj amerykańscy informatycy Aaron Grattafiori i Josh Yavor ogłosili, że udało im się przejąć kontrolę nad kamerą wbudowaną w kilka modeli telewizorów Samsung Smart TV wyprodukowanych w 2012 r. Pokazali, że są w stanie zdalnie włączyć kamerę i oglądać przesyłany przez nią obraz tak, by siedzące przed telewizorem osoby nawet o tym nie wiedziały. Systemy inteligentnych domów, a więc sterujące automatyką budynków, także nie są bezpieczne. Przekonali się o tym pracownicy australijskiego biura Google'a w Sydney. W maju tego roku w pomieszczeniach wieżowca Wharf7, gdzie zlokalizowane jest biuro, nagle zaczęło robić się bardzo gorąco. Okazało się, że dwaj amerykańscy specjaliści w dziedzinie bezpieczeństwa informatycznego Billy Rios i Terry McCorkle włamali się do systemu komputerowego sterującego biurowcem. Byli nie tylko w stanie zdalnie regulować temperaturę w pomieszczeniach, lecz także kontrolować systemy alarmowe. Biurowiec znaleźli dzięki popularnej wśród hakerów wyszukiwarce Shodan, która pozwala wynajdywać podłączone do sieci urządzenia o niskim poziomie zabezpieczeń. Rios i McCorkle przekonywali potem, że tą metodą zlokalizowali na całym świecie tysiące budynków, wśród nich szpitale, banki, a nawet siedziby agencji rządowych. Telewizor patrzy, jak śpisz