Dokładnie, dlatego śmieszą mnie sytuacje "wolałabym (wolałbym) umrzeć... ", w sytuacji gdy się przeżyło już kilkanaście razy "nigdy w życiu się do ciebie nie odezwę!" (to jeszcze w podstawówce), kilka razy pierwszą i niesłychanie szlachetną, nieskazitelnie piękną i czystą,szkolną miłość, w której grzechem nam się wydawała myśl, aby dotknąć ręką uda wybranki (a ona mówiła, że też kocha, ale zaraz poleciała, żeby jakiś pryszczaty wyłomotał ją w krzakach na pełny full, bez gadania głupot), i tak mógłbym wyliczać, wyliczać... te "zawsze" i "nigdy" ma się tak, jak cnota panienki z burdelu. Dla naiwnych zawsze cnotą będzie.