Ps. Kiedyś w lesie, na grzybach, wpier...liłem się na taka "wysepkę" otoczoną bijącymi źródłami. Jak tam się znalazłem to nie pamiętam, bo w pewnej chwili nogi mi się zaczęły zapadać i po prostu biegłem jak oszalały. Jak po bagnie. No a kiedy się zatrzymałem... stałem na 3 - 4 metrach kwadratowych stałego lądu, otoczony trzęsawiskiem, zapadającą się ziemią, pokrytą płynącą wodą wydobywającą się spod ziemi. I nikogusieńko dookoła. Krzyczałem przez pół godziny, ale bez odzewu. Wreszcie zacząłem łamać gałęzie i tak, dzięki faszynie, jakoś się stamtąd wydostałem.
Ale po mnie już nie zostało żadnych gałązek na wysepce.
Kuwwa, to było dobrych kilkanaście lat temu, a wciąż pamiętam tamten strach.
Bo tutaj na niejednej wojnie się było, więc hart bojowy w narodzie trwa!