Ładny kwiatek. Zepsuł się piekarnik. Przed chwilą. U mnie w domu. A ciasto w brytfannie na stole. Przez pięć minut zbierałem joby od szanownej i najlepszej z małżonek, że siedzę ku...a tylko na elektrodzie, a nawet o domowe sprzęty nie ma kto zadbać... Zestrachany pozbierałem narzędzia, mierniki, wygoniłem kota z kuchni i zacząłem przyglądać się kuchence. Amica. Cztery lata w domu, jeszcze się nie psuła. Najlepsza z małżonek trochę się uspokoiła, bo zapytałem jak się ją obsługuje (kuchenkę, nie małżonkę, to akurat trochę wiem). No bo skąd, ku...a mam wiedzieć jak się włącza piekarnik. Pokazała mi pokrętło od ustawiania temperatury i tłumaczy, że powinna zapalić się lampka. I udowodniła, że kręci nim (nawet szybko to robiła) a lampka ani hu, hu! Ale na wyświetlaczu coś mrygało i zapytałem się co to jest, odpowiedziała, że to wskaźnik wyboru grzania: albo sam dół, albo góra, albo razem, albo cuś tam jeszcze. No to go ruszyłem i... mryganie znikło, a lampka zapaliła się. Powodem usterki piekarnika był brak wyboru sposobu grzania, najlepsza z małżonek była uprzejma zapomnieć sobie, że to trza, ku...a też nastawić! I za com zebrał te joby??? Co za pieskie życie elektryka...