I słusznie prawisz! Ja tak zastałem i tylko nie zmieniam, bo mi się nie chce. Chociaż muszę przyznać, ze sasiadka mi zazdrości. Pozbyli się kaflowych pieców, założyli c.o. no i po kilkunastu latach... jej mąż zmarł, w tym roku ostatni, najmłodszy syn wyjechał na studia, więc sąsiadka pyta po jaki ch..j musi ogrzewać cały dom? Ponad 140 metrów? Po co te kubiki drzewa i setki kilogramów wegla? Połowę dnia znosi opał do kotłowni a potem pilnuje pieca, nie może nigdzie wyjść, nigdzie wyjechać, podczas gdy ja przyniosę koszyk drzewa i na dwa dni mam spokój. Największą naszą pomyłką jest planowanie takie, jakby nasza aktualna sytuacja miała trwać wiecznie. A ona szybko mija! Nie zapomnę miny szwagra, który tak skomplikował swój system alarmowy (a jest niezłym elektronikiem), że w końcu sam się zaczął gubić. Oczywiście, schematu nigdy nie zrobił, bo przecież "wszystko ma w głowie". No i zięć mu powiedział, że jak tylko przepisze dom na córkę (a jedną ją mają) to pierwszą jego czynnością bedzie wypi....lenie tego alarmu. No i musiał przyznać mu rację. Bo serwisować tego nie bedzie komu, żadna firma tego nie ugryzie! Spokojnie więc, planujmy na lata, a nie na wieczność. Wieczności nie przeżyjemy.
Bo Twoje pytanie jest bardzo nietypowe więc trudno trafić na kogoś, kto myślał jak Ty i w dodatku prowadził pamietnik z interesującego Ciebie zakresu.