Kiedyś, w lecie, zobaczyłem butelkę z zielonym jabłuszkiem na etykietce, którą żona własnie przywiozła i postawiła na stole. Zachwycony, że pamięta o spragnionym mężu, schwyciłem i szybko pociągnąłem kilka łyków. Smak miało niezły, jabłkowy. Ale to było mydło w płynie. Nie muszę chyba mówić jak się na nią pieniłem z wściekłości.