To jest popularna teoria, nie mająca jednak wiele wspólnego z rzeczywistością. Bo kiedy dwadzieścia parę lat temu gazyfikowano wieś w której mieszkam, entuzjazm był powszechny. I na prawie każdej działce jest przyłącze gazowe. Do dzisiaj z zaplombowanym zaworem, bez licznika. Bo kiedyś prognozy dotyczące kształtowania się cen gazu w przyszłości były bardzo obiecujące. Ale z realiami nie miały wiele wspólnego. dlatego nawet ci, którzy wybrali wtedy gaz do ogrzewania, po kilku latach zakręcili zawory i zainwestowali w kocioł węglowy.
A reszta nawet nie wybudowała kominów i wentylacji, uznając to za zbyt wielki trud i wydatek.
Dlatego dzisiaj żaden program, nawet z dofinansowaniem, nikogo nie ruszy. Bo dla ludzi dofinansowanie oznacza uwiązanie, nauczyli się tego na umowach o telefony. I na pożyczkach w Providencie. Dlatego u nas pali się drewnem (sam tak grzeję w piecach kaflowych) i niektórzy dodają trochę koksu, w większe mrozy. Tyle.