-
Posty
1 455 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
5
Wszystko napisane przez molytek
-
Wierz mi Piotruś, że ja też nie przepadam za tiramisu, głównie z powodu smaku kawy w nim, ale to Tomkowe naprawdę było super! I to jedzone na kacu Ty się szczegółów nie czepiaj, ino zapodawaj
-
.. to może byś się swoim wyśmienitym tiramisu tu pochwalił.. ja niestety fotki nie cyknęłam..
-
a mnie się zda, że to po tym cannelloni mogło być
-
dzięks, spróbuję się z nimi zmierzyć na piątkową imprezkę u trzylewów.. zobaczymy, czy przeżyją..
-
Elu, ile mniej więcej tych ciastek wychodzi z proporcji, które podałaś? tyle, co na talerzu?
-
a ja bym pozostała przy fototapecie na tej ścianie środkowej, a na bocznych, ewentualnie, fotografie w ramkach.. nie kombinowałabym z lustrami, bo.. noo.. bo nie.. dla mnie to kolejne powierzchnie do czyszczenia.. Fototapetę wybrałabym na całą ścianę, by odciąć i ograniczyć troszkę tę zieleń.. Przestrzenną jakąś, która robiłaby wrażenie głębi i poszerzenia tego przejścia, bo chyba odległość od balustrady nie jest zbyt duża..
-
Jakie zwierzaki macie(lub zamierzacie mieć) na swoim??
molytek odpisał Czapi w kategorii Nasze zwierzaki
no przecie nie ma za co.. to ja dziękuję, żeścię przygarnęli bidulkę... od razu się u Was, jak w domu poczuła ale... jakbyście niedosyt jaki mieli, to jeszcze kilka sztuk by się znalazło.. o to nietrudno... niestety z tego co wiem, to na razie Pan Kot i Paninka, nie pałają do siebie zbyt ciepłymi uczuciami... syczą, prychają i obchodzą się z daleka.. ale jestem pewna, że to kwestia czasu i będą się kochać, jak dwa kociaki -
-
noo.. kobiety przecież gubią trochę krwi, to i tych krwinek mniej.. ja tam zawsze mam na granicy.. tej niższej na anemię - żelazo, buraki czerwone.. omega bez recepty ;)
-
zadaszenie nad tarasem - własnymi siłami :)
molytek odpisał daggulka w kategorii Remonty, modernizacje, przebudowa
Daga, czy jak dołożysz zadaszenie z dachówką, nie zrobisz sobie z pokoju piwnicy? skoro cień masz praktycznie cały dzień z tamtej strony? Moi rodzice mają nad tarasem daszek z plexi falowanej i... po kilku latach... nie wygląda to ciekawie niestety... już po pierwszym sezonie plexi wyglądała, jak.. potłuczona.. do tego się brudzi i trudno czyści, tym bardziej, że osiadają na nim wszystkie sadze z komina... ale jest widniej w pokoju, do tego puściliśmy bokami rośliny i nie jest już źle, wkrótce porosną cały daszek.. I mimo wszystko wolę to rozwiązanie, niż zaciemnienie całkowite.. Ale ja tez słońcolubna, choć bez wzajemności! -
zdrowa jesteś jak koń.. kobyłka? jedynie cholesterol za wysoki.. do tego kwas Omega-3 w kapsułkach
-
u mnie w pracy, to matki sobie radzą.. kserując dzieciom podręczniki od tych, które mają..
-
to i ja tu Ośu napiszę wreszcie, a nie tylko oglądać będę z buzią otwartą normalnie czuję, jak to drewno pachnieć tam musi.. i ten las dookoła... (fcaleniezazdroszczęfcaleafcale) a taras ze zwykłych desek zrobiłaś, czy ryflowane jakie? i co z nimi dalej? jaka ochrona? ceglaną ścianę zostawisz? faaaa...jna jest
-
Jarosław Kaczyński się śnił....... jako nauczyciel w klasie... w której było tylko 5 dziewczyn akuratnie jakoś tylko... sprawdzał zeszyt którejś i wyraził niepochlebna opinię, nt. kobiet.. no, to popatrzyłyśmy tylko na siebie, zamknęłyśmy klasę od wewnątrz, przywiązałyśmy go do krzesła, zakneblowały i taki mu łomot sprawiły, że hej potem zeszłam piętro niżej, a tam zebranie z mojej pracy... całe piętro było, za biurkiem szefowa i jedna dziewczyna z innego działu, która miała przed sobą... puszkę szarej farby, pozostałej po malowaniu w domu. kierowniczka zebranie zwołała, żebyśmy wspólnie zadecydowały, czy przemalowujemy korytarz i pokoje... następnie wchodzę na ostatnie piętro, a tam... schronisko dla psów...
-
raczej nie pamiętasz... ja czasem wolałabym niektórych nie pamiętać, ale gnębią i wracają, jak bumerang... ponoć autorka sagi "Zmierzchu", wyśniła to wszystko, co opisała w tych książkach, więc może kiedyś się na coś te sny i mnie przydadzą..
-
niom.. bo dzisiaj na przykład, śniło mi się tylko, że padł program obsługujący jeden z działów w ogromnym zakładzie płytek, w naszym regionie i byłam z jakąś grupą "komputerowców" przy.. zdalnej naprawie tegoż.. naprawa zdalna, bo owo centrum naprawcze znajdowało się w... loggi, balkonie?, tarasie?.. w jakimś domu.. nad oceanem z której wskakiwało się wprost do wody ze 3 metry w dół.. pływało się pięknie... przejrzysta woda.. rafy, ryby, ssaki i inne widoczki, dopóki.. wody nie spuścili jak spuścili, to został sam szlam i błoto, na szczęście zaraz wpuścili z powrotem no. i tylko takie cuś się objawiło... nawet nie wiem, czyśmy to ustrojstwo naprawili
-
sen sprzed kilku dni.... niestety, pamiętam dopiero od środka.. ;) jadę z jakimś chłopakiem (we śnie go znałam, w życiu nie kojarzę) rowerem po ulicach dużego miasta (chyba Łodzi).. tzn. on wiezie mnie na ramie tegoż jednośladu, gdyż spieszyło mi się w jakieś miejsce, a ponieważ po dużych miastach wiadomo, w jakim tempie trwa przemieszczanie, to właśnie taki sposób uznaliśmy za najwłaściwszy.. w trakcie jazdy zgadało się, że chłopak ma akurat urodziny, więc nie przerywając podróży, składałam mu życzenia, jednocześnie całując w oba policzki (to dopiero wyczyn ). okazało się, że celem podróży była moja szkoła podstawowa, w której za jakiś czas się znaleźliśmy (należy zaznaczyć, że do szkoły chodziłam na wsi i to ok. 100km od Łodzi...) w szkole odbyło się kilka lekcji i okazało się, że jest już zakończenie roku i w ogóle zakończenie w niej edukacji. no więc bal... bal odbywał się w zupełnie innej sali, było pełno ludzi.. ale ja w nim nie brałam udziału, tylko prowadziłam na korytarzu zażartą dyskusję z wymienionym wyżej chłopakiem, bo się ciągle jeszcze tam pałętał.. nie pamiętam treści, wiem za to, że za chwilę wychodziłam już z tej szkoły, a moim największym zmartwieniem było pozostawienie tam mojego kota (nie wiem, jak się tam znalazł), ponieważ obawiałam się, że jak po niego wrócę, to już go nie znajdę, bo jest w obcym miejscu i pewnie gdzieś zwieje.. no, ale wyszłam na ulicę.... w tym momencie znalazłam się w górach... okazało się, że jestem w pięknym miasteczku u stóp bardzo wysokich gór.. miasto śliczne, pełne kwiatów, ogrodów, domków góralskich, deptaków, a góry okalały tak blisko, że prawie na wyciągnięcie ręki.. góry strasznie wysokie, ale bardziej ..wapienne i porośnięte lasami.. wyjeżdżając już z tej miejscowości, jakąś górską serpentyną, ukazał się moim oczom przepiękny widok, a mianowicie na wprost mnie była ogromna góra, a na jej szczycie, zawieszony na skałach, ale ładnie wtopiony w krajobraz, znajdował się... klasztor.. po podejściu bliżej okazało się, że można do niego wejść.. wnętrzem tej góry.. poprzez drewniany domek, który wybudowany był u jej stóp. była tam już jednak spora grupa turystów, która spokojnie czekała na swoją kolej, by wdrapać się na sam szczyt.. w kolejce stanęłam i ja.. stałam sobie i podkusiło mnie zadrzeć do góry głowę, by przyjrzeć się lepiej temu klasztornemu przybytkowi.. w tym momencie zobaczyłam, że z góry... spada jakaś kobieta.... szok! w pierwszej chwili przeświadczenie, że to samobójczyni i zaraz nam się tu pięknie roztrzaska pod nogami, na kamieniach, którymi wybrukowany jest plac wokół domku... ale nieee....... kobieta spada, jakby.. etapami... na raty.. leci kilka metrów w dół, spada, wstaje, otrzepuje się i skacze znowu.. i tak kilka razy.. wtf? sobie myślę.. ale nic... stoję i patrzę, zamurowana.. bez jakiejkolwiek reakcji.. przedostatni etap, to znajdujące się ok. 50m nad nami płożące jałowce.. kobiecina wstaje i z nich, poprawia ubiór i..hop! kolejny skok, upada na bok, wprost przed drzwi domku, prosto pod nogi nas - turystów... wstaje.. wstaje, jak gdyby nigdy nic i wtedy widzę, jakim cudem udało jej się to przeżyć.. otóż okazuje się, że pani ta jest obłożona od szyi do kolan, z przodu i z tyłu, dwoma wielkimi, puchowymi poduszkami.. normalne poduszki z pierza, na których się, na ogół, głowę składa do snu.. poduchy te umocowane były dwoma, czy trzema.. paskami od spodni.. kobiecina odpięła ten balast, odłożyła na bok.. poprawiła fryzurę i jak gdyby nigdy nic, zmierza do budynku, przed którym wylądowała... odetkało mnie wreszcie i zapytałam grzecznie co zrobiła, do jasnej anielki i dlaczego tak???!! na to ona spokojnie wyjaśniła, że jest.. zakonnicą z tego klasztoru na górze i że one siostry, tak właśnie schodzą na dół, gdyż normalne zejście trwałoby za długo, a one muszą, tu właśnie, na dole, wydać pokwitowanie każdemu turyście, który im tam na górze, złoży jakiś datek na ich rzecz........ the end! chyba najwyższy czas się obudzić...... ufff....
-
Elu, to Ty już możesz powieść napisać
-
za to dziś... dziś śniła mi się elutek ;) była moją sąsiadką, bo choć mieszkam w domu jednorodzinnym, we śnie okazał się wielopiętrowy i wielorodzinny. na jednym z pięter mieszkała Ela. Do Eli przyjechał kurier z przesyłką - zresztą znajomy kurier, który przeważnie przywozi mi przesyłki w realu. Kurier przyjechał, a Eli nie było. O tym, że mieszka w moim domu, dowiedziałam się dopiero, gdy zapytał, czy nie wiem, gdzie jest "elutek"- tak było zaadresowane ;). Niestety nie wiedziałam, ale poszłam z nim na podwórko, poszukać sąsiadki. Oczywiście podwórko było zupełnie inne, niż teraz. Było takie, jak w czasach, gdy mieszkali tam jeszcze moi dziadkowie i stał ich dom i inne zabudowania.. Chodziliśmy po podwórku, wołaliśmy, szukaliśmy i dopiero przechodząc koło jednego z garaży, usłyszeliśmy głos i walenie w drzwi.. od wewnątrz. Zanim tam doszliśmy, drzwi otworzyły się z impetem i wypadła Ela, która się tam zatrzasnęła. W tym momencie okazało się, że to chyba była zima, bo elutek miała na głowie wielką, futrzaną czapę.. ;)znaczy.. zimno musiało być, choć śniegu nie zarejestrowałam. Teraz już Ela mogła odebrać swoją paczkę, w której był, długo oczekiwany.. aparat fotograficzny. KONIEC.
-
Ponieważ słynę w otoczeniu z dość... nazwijmy to delikatnie .. oryginalnych snów, postanowiłam założyć temat, w którym możemy dzielić się swoimi sennymi, często bardzo dziwnymi przeżyciami. Od razu zaznaczam, że w znaczenie znów nie wierzę i nie łączę ich z żadnymi wydarzeniami, które się za jakiś czas stają moim, czy innych osób udziałem udziałem. Za to są na pewno wypadkową przeszłych zdarzeń, a z ich plątaniny, powstają niekiedy całkiem dziwne "twory", którymi warto się wzajemnie podzielić. dla rozrywki - nie dla analizy, choć pewnie niejeden psycholog miałby chęć napisać pracę doktorską na ich podstawie Zapraszam! W miarę wolnego czasu wpiszę kilka przeszłych snów, które pamiętam, a które uznaję za warte zamieszczenia..
-
a "Psycholog.." odłogiem leży... ;) gaweł... nie jesteś sam..
-
noo.. chyba nieźle wyszło... zadowolona jesteś? mnie się podoba
-
mnie ten pomarańczowy obraz na ścianie nie razi.. wbrew pozorom, te kolory pasują do siebie. no i róż i pomarańcz w zestawieniu, to kolory tego sezonu obniżyłabym go tylko ździebko i obmalowała go ramką, w tym jeżynowym kolorze. taki gdzieś 8 cm., namalowany pasek, wg konturów obrazu. i niechby sobie był. ewentualnie jakiś inny dodatek w pomarańczu, np. serwetka, czy podkładka na ławę. albo jeszcze jedna poducha, w pomarańczowej poszewce.
-
brać! jak nie będzie pasowała, to sobie gdzie indziej powiesisz.
-
a ja sobie myślę, że jednak ta "Florencja" jest najbardziej optymalna i najbardziej pasuje fakturą do tej stojącej. ewentualnie oglądaj tez lampy, których klosz jest zbliżony formą do tej kuchennej.