No, tydzień mi się nie pisało. Ale cóż zrobić, wieczorami bywam tak zmęczony, że i myśli ciężko zebrać... Ciężko to idzie, tym niemniej jakoś posuwamy się do przodu. W sobotę był dzień transportowy. Wywieźliśmy gruz i resztę śmieci. Gruz do miejskiego punktu gromadzenia odpadów niebezpiecznych. Fajne miejsce, nawet nie wiedziałem, że takowe jest. Wszystko mieliśmy popakowane w worki, więc zanim szwagier nadjechał pożyczanym transit-em, powynosiłem worki na chodnik przed wejściem. A było tego około pięćdziesiąt sztuk, każdy o wadze ponad czterdziestu kilogramów. Dałem radę, więc reszta długich odpadów luzem nie stanowiła już problemu. Później szybki załadunek na auto, ale to nie koniec. Na miejscu trzeba było jeszcze raz wszystko podnieść i przerzucić przez krawędź kontenera. Łatwo nie było. Dobrze, że gościu z tego wysypiska kierował nas bez wahania do odpowiedniego pojemnika, bo kręcilibyśmy się jak g...o w przeręblu. Tam jest kilkanaście najróżniejszych kontenerów, na każdym odpowiedni napis, bo odpady muszą być ściśle segregowane. Nawet gruz musi być rozdzielany; ten betonowy oddzielnie i ceglany oddzielnie. Ceglanego nie mieliśmy i to nas uratowało, bo nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, że tu jest ponad dziesięć grup odpadów. Później musiałem pomagać szwagrowi w wywiezieniu starych mebli od właściciela transita (za to nie trzeba było płacić za samochód do naszych celów). No cóż, wywieźliśmy, ale zeszło do wieczora i padałem już na twarz ze zmęczenia. Niedziela była bardzo pracowita, ale zajęcie miałem specyficzne i nie na budowie. Wspólnota serwitutowa do której należę, zadecydowała o pozysku drzewa ze swojego lasu, a mnie powierzono jego sprawiedliwe rozdzielenie na odpowiednią ilość udziałów. No cóż, robiłem to w ubiegłym roku, większość była zadowolona i dlatego ten zaszczyt spotkał mnie ponownie. Chłopy na wsi są wiekowe, mało który bawi się komputerem, a zestawienie tego "na piechotę" to cholerna robota. Dlatego z radością ponownie mi to powierzyli. Zadanie wygląda tak. Dostałem spis 503 drzew przeznaczonych do wycięcia. Miałem odnotowaną ich pierśnicę (czyli średnicę na wysokości piersi) oraz wysokość. I trzeba było to wszystko podzielić sprawiedliwie na 63 udziały. Tak, żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony, bo udziały są potem losowane. Tak więc najpierw należało z tabel odczytać miąższość (objętość) konkretnego drzewa, potem wszystko zsumować, policzyć średnią, czyli określić ile przypada na jeden udział, a następnie przydzielić poszczególne drzewa do odpowiednich udziałów. Ale nie można tego robić mechanicznie, bo obowiązują co najmniej dwie kardynalne zasady: każdy udział musi zawierać co najmniej jedną sztukę wartościową (tak zwana "pierwsza sztuka") i reszta tych gorszych nie może być rozrzucona po całym lesie, powinny znajdować się blisko siebie, aby nie powodować kłopotów z transportem. Poza tym objętość wszystkich przydzielonych drzew na udział powinna być jak najbliżej średniej, no i ilość sztuk na udział też najlepiej jeśli jest taka sama. Excel pomaga w takiej zabawie, ale o drugiej w nocy, kiedy sprawdzałem wszystko, okazało się, że kilka drzew poprzydzielałem na więcej niż jeden udział, cisnąłem więc wszystko i poszedłem spać. Dokończyłem dopiero w poniedziałek wieczór. A w niedzielę będzie losowanie. Prawie cztery kubiki drzewa będzie do wycięcia. Albo sprzedania.