Skocz do zawartości

retrofood

Uczestnik
  • Posty

    23 685
  • Dołączył

  • Ostatnio

  • Dni najlepszy

    405

Wszystko napisane przez retrofood

  1. Tak kiedyś mocowano przewody. Gwóźdź w środek, pomiędzy żyły i schluss!!!
  2. Nie ma jak szwagry! Wczoraj nie pisałem, bo padłem niczym na wojnie. Narobiłem się jak reks. Wprawdzie przed południem, pojeździliśmy trochę ze szwagrem po hurtowniach i różnych "Majstrach", "Mrówkach" oraz podobnych "lokalach", ale kiedyś nadszedł temu kres. Wróciliśmy na obiekt, wyładowali towar i przystąpili do... parzenia kawy. I tak piliśmy sobie kawę, a do szesnastej kafelki z łazienki zdążyły grzecznie opaść, po czym powskakiwały do worków, łamiąc się przy tym na części, a worki same, bez popędzania, grzecznie ustawiły się w kolejce, niedaleko drzwi na klatkę schodową. I naprawdę nie wiem, dlaczego to mnie bolały potem ręce... nogi... i byłem okrutnie zmęczony. A po szesnastej przyjechał fachman od mebli kuchennych. Już z pierwszymi propozycjami. Oczywiście, całość oferty miał na lapku, przekręcał te meble, zmieniał ustawienia, szerokości, koncepcje... Siedzieliśmy wokół stołu półkolem, to znaczy ja, najlepsza z żon, nasza córka i szwagier. Oraz ON, główny realizator in spe, naszych mebli. Główny problem polegał na tym, że w kuchni ciągle brakowało miejsca na termę gazową. Kuchnia jest malutka, każde pięć centymetrów jest na wagę złota, a tu terma nie dość, że sama nie najmniejsza (Junkers), to jeszcze wokół niej musi być zachowana strefa niepalna. I nie można tego przepisu obejść, bo... moja najlepsza z żon pilnuje go u innych mieszkańców, obywateli naszego miasta. Służbowo zresztą, za to jej płacą. No i nie może sobie pozwolić, żeby u siebie tego nie przestrzegać. Po kilku godzinach dyskusji atmosfera była już tak naelektryzowana, że... zgodziliśmy się na bojler, czyli podgrzewacz elektryczny. I wszystkim ulżyło, a mnie opanowała senność, chociaż drzwi kuchni też trzeba przesunąć. Niewiele, o 15 centymetrów. Właściwie, to nie drzwi, a otwór drzwiowy. Drzwi do kuchni nie będzie. W przyszłym tygodniu ostateczne zatwierdzenie projektu. I dlatego byłem wieczór tak zmęczony, że nie pisałem. Dzisiaj natomiast, zakończyliśmy demolowanie reszty. Zostały wprawdzie drzwi do łazienki, ale to wyrzuci się poźniej. Wyciąłem natomiast inne futryny, wyrąbałem płytki z podłogi w łazience i zerwałem kasetony wszędzie gdzie były. Jutro wywozimy wszystko na miejskie gruzowisko. Jest takie specjalne miejsce, gdzie bezpłatnie można pozbyć się śmieci budowlanych. Oczywiście, tylko osoby prywatne. Firmy muszą za to płacić. W poniedziałek zaczynają się roboty instalacyjne. Ja bedę robił instalację elektryczną, a szwagier rozprowadzi wodę. A teraz obiecane "kfiatki" Jak widać na obrazku, gniazdko wtyczkowe zasilane było z puszki, którą sprytny elektryk(?) ukrył pod kafelkiem. O jej istnieniu nikt nie wiedział. Łazienka przed demolką. A tak wygląda ten róg, gdzie była kabina prysznicowa. Pod kafelkami goły przewód elektryczny.
  3. Jak zwykle, jeszcze wszyscy mają kondycję, a gwar nie cichnie... Owocnych obrad!
  4. Wiesz przecież, że się w Tobie kocham... A teraz ubawiłem Cię potrójnie!!!
  5. A co Ty tak drzaźliwa? Nie jesteś sama na świecie! To oglądają inni, więc... musiałem! No przecież Tobie bym się nie ważył...
  6. Jeszcze jeden czeka w blokach startowych... Ela... Ty wiesz...
  7. Jest niżej! Ale fotografa wygonili, nie mógł już drugi raz pstryknąć... To jest kabina prysznicowa. Jej wnętrze.
  8. Wiosną... Indyk myślał o niedzieli...
  9. Oj, na pewno się nie uchowa, bo będzie zupełnie nowa. Ale dzisiaj znalazłem nowy kfiotek. Przewód zasilający przypierdzielony gwoździem do ściany, walnięty pomiędzy żyłami. Fotkę zrobiłem, tylko że... aparat został w obiekcie. Cóż, może jutro o nim nie zapomnę. A wszystko przez to, że przecież nie jestem tam tylko fizyczny. Obowiązki inwestora i kierownika robót też wykonuję, więc praca koncepcyjna też jest płatna (sam se za nią zapłacę). No i dzisiaj, od południa, w zasadzie tylko tym się zajmowałem. Przyjechał szwagier, no i gadka szmatka, doszliśmy do zgodnego wniosku, że gdyby jeden otwór drzwiowy zamurować, a w zamian za to wyciąć podobny w innym miejscu, to gniazdko zyskałoby wiele na funkcjonalności. Problem tylko w tym, że ściana jest betonowa, więc nie wiemy, czy konstrukcyjna, czy też działowa. Ale przecież myśleć umiemy. Kopnęliśmy się z taśmą po wnętrzach, pomierzyliśmy wszystko galanto i wyszło nam, że to ściana działowa. Tak z analizy logicznej. Ale przecież to nie pewność! Do szczęścia jeszcze daleka droga... Nie jesteśmy amatorami; szwagier od wielu lat zajmuje się robotami wykończeniowymi w mieszkaniówce, z niejednego pieca chleb jadł, jego rady bywają na wagę złota. Ale pewnych spraw nie jest w stanie przeskoczyć. Dlatego ściągnąłem na obiekt drugiego szwagra. Żeby doradził. Bo ten drugi szwagier ma uprawnienia budowlane, w dodatku w zakresie konstrukcji. Czyli to, co akuratnie jest mi potrzebne. Przyjechał, pooglądał, obmacał i powąchał ściany a potem wydał werdykt. Technicznie i technologicznie - wszystko da się zrobić. Tyle że, jeśli to jest ściana konstrukcyjna - niezbędne będzie pozwolenie na budowę i cała procedura z tym związana. Jeśli natomiast działowa - to wystarczy mały projekt dla Zarządcy (jako dupochron), który moja żona jest w stanie wykonać przez dwa wieczory. Oczywiście, projekt posiadający wszystkie niezbędne stemple i podpisy. Teraz pozostało tylko odnaleźć dokumentację obiektu i poznać kierunek ułożenia płyt stropowych. A to nie będzie łatwe. Cóż więc dziwnego w tym, że skoro tak się naharowałem, to wypadało jakąś uczciwą, rodzinną kawą rozpocząć całe moje (nasze) remontowanie? Bo najlepsza z żon też dołączyła do nas po piętnastej. Było fajnie, zobaczymy co dalej. Jutro zaczynają się poszukiwania dokumentacji, a ja mam demolować łazienkę. Ciekawe, jak dobry był klej do płytek, użyty do ich przyklejania. Mam dwa młoty, w tym jedną profesjonalną makitę, a drugi bardziej amatorski. Zagrzeją się, czy nie? Się zobaczy. PS. Szwagier ma zaglądnąć...
  10. Oj, nie domyślałem się dzisiaj rano, kiedy jechałem demolować ściany, że czeka mnie niespodzianka. Że odkryję oryginalną "tfurczość" niegdysiejszego "elektryka", który to "wybitny specjalista", wykonał był w tych ścianach instalację elektryczną. Kiedy to robił - nie wiem. I nie będę prowadził dochodzenia. Ale, z powodu, że sam jestem elektrykiem, uznałem, że warto uwiecznić jego dokonania dla potomności. Niestety, nie miałem ze sobą aparatu fotograficznego. Ale nic straconego. Wezmę jutro. A może znajdą się jeszcze inne kwiatuszki? Te osiągnięcia nie uciekną, nie zając. Oprócz mnie, nikogo w tych ścianach na razie nie ma. I nikt tej jego, pożal się Boże, "instalacji" nie zmieni. Bo to teraz moje ściany. Od kilku dni. Tak się złożyło, że na stare lata przyszło mi kolejny raz zajmować się remontem. Już głupieję od nadmiaru szczęścia. Spróbujcie utrzymać "na chodzie" dwa domy i dwa mieszkania. Małe i duże remonty, naprawy, przeglądy, dbałość o sprawność urządzeń domowych... To wszystko robię sam, albo pilnuję wynajętych fachowców. Często w charakterze pomocnika. Trzeba postawić płot - stawiam. Trzeba przebudować piec - szukam zduna, a potem gromadzę materiały i mieszam glinę. Trzeba malować? - maluję. Szpachlować? - szpachluję! Mogę sadzić drzewa, siać zboże ("papiery" rolnika wykwalifikowanego też mam), naprawić zamek w drzwiach, nasmarować rower, zaszklić okno w budynku gospodarczym, bo wiatr łupnął okiennicą i szyba się stłukła... Nie będę nawet pisał o tym, że wszelkiej maści naprawy, od zwykłej latarki począwszy, która to "wielka światłość" pamięta jeszcze moją prababcię, przez żelazko, robota kuchennego, pralkę, lodówkę, telewizor, magnetowid, monitor i komputer, też należą do mnie i zgrozą byłoby wydawać pieniądze jakimś serwisantom. Dlaczego to robię? Bo muszę! Bo nikt inny nie chce! Ech, żeby tak się ożenić i mieć dzieci, które z czasem dorosną, pomogą w różnych pracach, a potem przejmą te zadania i obowiązki... No dobra, już przestaję. Jutro napiszę, skąd i dlaczego wzięło mnie na filozofię... No dobra. Napiszę teraz. Wszyscy tylko budują i budują, więc pomyślałem, że ja se mogę poremontować. A co! Kazdy może pisać? Każdy! Babcia też! Pa! Narka! Pewnie niejeden tak myślał. Ale nie pisał!
  11. To niby gdzie masz te najbardziej uczęszczane miejsca w domu? I policz ile zaoszczędzisz, a ile wcześniej wydasz.
  12. Jasne, że wyprą. My na takiej samej zasadzie miłowaliśmy Niezwyciężony Związek Radziecki i nazywaliśmy go Swoim Bratem. Braterstwo polegało na tym, że okutali nas w drut kolczasty, nie pozwalając szukać innych członków rodziny. Tak jak to teraz robią z "żarówkami" oszczędnymi, a za chwilę i te odgrodzą drutem kolczastym i tysiącami celników. Pozostaną same ledy. Niezwyciężone!!! Z wiatrakami i panelami słonecznymi na każdej chałupie. Oczywiście, ciemny naród za to zapłaci, bo niby kto inny?
  13. Fakt (lub nie-fakt, rzecz gustu), że coś się ładnie komponuje, nie musi oznaczać, że kompozycja jest "na miejscu". Obecność pralki w łazience jest porażką bez względu na urodę kompozycji.
  14. Znaczy, że rozmnażają się te pralki jak? Przez pączkowanie czy podział? Bo chyba nie drogą płciową. Nie widziałem pralki - samca. Samice może są, skoro się rozmnażają. I te nowe, to już tak od razu pod blat? Znaczy nowa rasa? Już nic nie rozumiem. Ale ja to ze wsi jestem, w świecie pewnie inaczej niż u nas...
  15. Coby całość wnętrza i zewnętrza była wyemaliowana równiutko, bez śladów podtrzymywania wanienki w trakcie procesu technologicznego.
  16. Pralka w łazience to porażka! Relikt komunistycznych blokowisk.
  17. Przejdzie Ci to szybciej niż myślisz. Zdziwisz się wtedy. Ściemnianie światła męczy wzrok. Oświetlenie jest o wiele zdrowiej regulować zmieniając jego natężenie, czyli włączając/wyłączając kolejne źródła, a nie regulować napięcie. Ale cóż! Widocznie większość musi sie o tym sama przekonać.
  18. Niektórzy nawet kochają wręcz pokemony, więc i Tobie wolno mieć swoje poglądy.
  19. A my se czekamy... pewnie już ostatnia (albo przedostatnia) okazja tu zagościć. Nie sromotajcie się, żem tu... jak stodoła. C'est la vie! Ciemiężycielka spieniężyła mi chatę, piniondzorów nie daje, trza się wyprowadzić, więc neta nie będzie! A jak nawet będzie, to czasów nie będzie. W dodatku trza się nieprzyzwoicie pilnie zająć moszczeniem dla niej gniazdka na stare lata. Bo z tego mnie juz wyciepła, a sama też ma go opuścić. Prze...majerankowane, jak mawiał Chef Paul.
×
×
  • Utwórz nowe...