-
Posty
6 399 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
87
Wszystko napisane przez PeZet
-
Szczelność powietrzna budynków i "Blower Door Test"
PeZet odpisał Błażej_Sz. w kategorii Dom energooszczędny
OZC 4.0 - bodajże, w tej chwili nie pamiętam, a musiałem odinstalować. Jak zainstaluję z powrotem, to postaram się wsiąść w te moje obliczenia i tu przytoczę. Ale proszę o cierpliwość. -
Przeciem pisał w dzienniku, ile czasu czekałem aż mi przywiozą zamówione KSZTAŁTKI U. Kierownik budowy też oglądał skrupulatnie nadproża. Rozwiewając wszelkie wątpliwości: mam nadproża zalewane w szalunku traconym, zbrojone czterema prętami fi 12, z oparciem na mur minimum 30cm, choć w przypadku bk wystarczyłoby 19. Chodziło o to, by mimo ocieplenia zmniejszyć mostek term. przez nadproże idący. Poza tym mniej roboty, odrobinę.
-
Piec HKS lazar-eko perfekt zeliwny z wymiennikiem zeliwnym 23KW
PeZet odpisał Pawelxes w kategorii Instalacje
Kup jeden worek. Będziesz mial porównanie. BTW, co to są "przerosty"? -
Dom Ewy, Adriana,Franka i Ignasia
temat odpisał na pytanie PeZet w kategorii BLOGI - dzienniki/kroniki budów
To przynajmniej palec wskazujący w miarę sprawny, byleś miał. I aparat mowy. -
Uzarex, wklej jakieś zdjęcia, jeśli możesz, to pouczające, co masz, choć przypuszczam, że dla ciebie mało atrakcyjne. Jak wcześniej napisali Animus i Mleczku, musisz docieplić. I ogrzewać. Ocieplając 5cm styropianu tylko krzywdę sobie zrobisz, bo zdaje się, że wtedy punkt rosy będziesz miał w warstwie konstrukcyjnej, a nie poza nią, co oznacza, że para wodna będzie ci się skraplała w/na ścianach. A to niefajnie. Jeśli piszę bzdury odnośnie punktu rosy, to sprostujcie, choć, zdaje się, nie mijam się z prawdą.
-
Dom Ewy, Adriana,Franka i Ignasia
temat odpisał na pytanie PeZet w kategorii BLOGI - dzienniki/kroniki budów
Adrian, a ja podziwiam Twoje 1000% energii, konsekwencję, systematyczność. Idziesz! Ave! Rację ma Gaweł bezapelacyjnie. Chwyć wałek. Gaweł nie ma racji. Malowanie zawsze wychodzi równo. Jak już wyschnie. -
India, mam jeszcze niepomalowane ściany i sufity. Jak zrobię podłogę, to pomaluję. Ludzie mówią, że mam równo, ale tu nikt z pionem i poziomicą nie ganiał. Tynkowaliśmy pod mur, nie pod pomiary. Mam bardzo mocny tynk cw grubości ok 0,5cm, może ciut więcej. Jest rewelacyjny. Zagruntowałem na razie tylko łazienkę. Odpadły ziarna piachu, które miały odpaść i więcej się nie sypie. O kolorach jeszcze nie myślę, ale przypuszczam, że w sumie będą do pomalowania 3 warstwy. Choć liczę na dwie.
-
Myślę, że wspomniany przez mikevv rozstaw krowki 155cm to jakiś skrót myślowy.
-
Pomysł z folią w płynie rzuciłem jako przykład, wyłącznie! Poszukaj rozwiązań. Jeśli chodzi o gruntowanie, to ja bym ab-so-lu-tnie odpuścił to szlifowanie papierem. Też mam tynk cw. Pędzlując-gruntując ławkowcem ściągniesz cały ten piasek ze ścian i sufitu. Odpuść sobie to szlifowanie. A gruntowałbym bezpośrednio przed malowaniem, rzecz jasna dając czas na wyschnięcie, np noc. Żeby jak najmnije kurzu było między gruntem a farbą. Jak gruntowałem sufit przed tynkowaniem, to mi ziarenko wpadło do oka. Siedziało miesiąc, a od tej pory jak jest suchow powietrzu, to ciagle to miejsce w oku się odzywa podrażnione. Wyłącznie w okularach.
-
Przeczytałem. Ciekawe. Elektrolux dał kasę na granta. Marketing. Nie kwestionuję przydatności zmywary w rodzinie. Ułatwia życie. Właśnie coś tam sobie policzyłem... Wyszło mi, że oszczędności z tytułu posiadania zmywarki są dokładnie równoważone przez koszt zakupu zmywarki. Założyłem jej 10-letnią żywotność, cenę 1000pln, cenę 5pln/m3 wody, większe zużycie wody przez człowieka o 10% i większe zużycie prądu o 0,5kWh, cenę prądu 0,5pln/kW. Tak więc sprawa rozbija się o komfort i bakterie. Może dobrze, że już mam instalację. edit - dopisuję: Chwała Electroluxowi, że takie badania finansuje.
-
Lubię zmywać naczynia. A zmywarka ciągnie dużo wody i trzeba zbierać te brudne skorupy, żeby był sens ją włączyć. Dagulka, masz szambo? Co z bakteriami? Kłócą się z chemią zmywarkową i przegrywają.
-
Co prawda jestem na etapie projektu kuchni, ale już wyrzuciłem - zmywarkę.
-
Wierzę Ci na słowo, bo we wróżeniu przyszłości jestem słaby.
-
Animus, czy naprawdę są jeszcze cegły, które taki test przejdą? Mój kierownik budowy mówił mi to samo, co piszesz. A mam ścianę konstrukcyjną wewnętrzną z cegły pełnej. Nieotynkowaną. I na dobra sprawę zostałaby mi może połowa materiału, gdybym tak te cegły sprawdzał. Nie wiem o co chodzi, a cegły klasy 150. Załoga. Mur stoi. Brak zastrzeżeń.
-
India, jak bez - to też są sposoby. Myślę, że może nawet tańsze. Może jaka folia w płynie? Poszukaj. A jak znajdziesz, to napisz, może się przydać innym. A i mnie też parapety nie zawsze się podobają.
-
Wydawnictwo opublikowało kiedyś "cegłę" - kompendium wiedzy, taki jeden egzemplarz, w którym cała budowa na przykładzie jednego standardowego projektu domu została zebrana w jeden egzemplarz. Rzecz jasna, dziś już wiem, że wszystkiego opisać się nie da na raz, ale wówczas drogowskazem dla mnie było to, że porównano tam koszty różnych rozwiązań. Były rysunki - superanckie, chyba ręcznie robione!, i opisy technologii. To był genialny pomysł. Miałem ten egzemplarz pod poduszką. Mnóstwo artykułów. To był moja - obok "Poradnika Majstra Budowlanego" - budowlana biblia. Ten egzemplarz ukazał się bodaj w 2002 roku. Może jestem nie na bieżąco i coś takiego się pojawia, ale jeśli się nie pojawia, to ja niniejszym zgłaszam swój głos głosując, by się pojawiło.
-
Mogą być płytki. Cokolwiek, co ci się podoba. Byle było. Nie pójdziecie z torbami. Jakoś każdy, kto dom wybudował i w nim zamieszkał, daje radę. Znajomy kiedyś mi odpowiedział na taką właśnie moją wątpliwość - że z torbami - "Wiesz, jak budujesz dom i znajdujesz kasę, to na mieszkanie w nim też znajdziesz." Coś w tym jest.
-
Abdom, za ten wpis masz u mnie zloty medal. Pierwszy raz czytam coś takiego o wykończeniówce, a najważniejsze, że w to wierzę. Żeś mi chłopie, skrzydeł dodał. Dzięki.
-
Szare - ładne, IMHO. A parapet, on chyba być powininen z racji wody, by w mur nie wsiąkała, kiedy pada, kapie albo sypie. Czym się będziecie grzać? W sensie ogrzewania.
-
I tak miotając się, ale i zbrojąc, w pierze obrastając brnie do celu, do wyzwolenia, do odzyskania, do uwolnienia, aż do 75 minuty, czyli drugiego Punktu Ogniskującego. Tu następuje sprawdzenie intencji sojusznika, tu następuje jakaś kolejna konfrontacja-weryfikacja. Tu też może zdobyć nową informację, która na stare sprawy rzuci nowe światło. Np dowie się, gdzie mieszka Szef szefów. A popiętach depcze mu cały czas zły wraz z całą swoją sforą. Sytuacja się zagęszcza, bo nasz bohater już WIE. I kompletnie nie ma odwrotu. I ma wsparcie, a że czasu coraz mniej, więc się robi gorąco, bo wiadomo - naszemu hirou i Złemu chodzi o coś całkowicie odwrotnego, więc jak jeden naciska i drugi, to w końcu dojdzie do zwarcia. I dochodzi. W 90 minucie dochodzi. Do konfrontacji dochodzi. I tu jest Chwila Prawdy. Ona zawsze wygląda tak samo, w każdej historii. Zły w tym momencie osobiście mówi o co mu tak naprawdę chodziło. Jak był jakiś psychol, który do autobusu bombę podczepił prędkościową, to w tej 90-ej minucie dowiadujemy się, że to jest były policjant, frustrat. Chwila prawdy jest chwilą prawdy. Ale co z tego wynika? A wynika to, że nasz Zły jest tak pewien zwycięstwa, że odkrywa wszystkie karty. Jest pewny siebie, bo pod butem ma naszego bohatera. I go wrzuca do klatki i spuszcza w niej pod wodę. Albo z wysokiej góry zrzuca związanego w otchłań wody. Chwila prawdy kończy się śmiercią bohatera. Tak, tak. Często jest to kliniczna śmierć, albo symboliczna. I następuje koniec Aktu II. I tu dopiero zaczyna się jazda. Dosłownie. Bo nasz hirou zmartwychwstaje. Albo nieoczekiwanie pęka ściana katakumb, w które go wrzucono i pojawia sie nie kto inny, tylko wsparcie! Deus Ex-machina! Pomoc! Przyjaciół poznajemy w biedzie! Rzecz jasna nasz bohater jest na terenie Antagonisty, w śmiertelnym zagrożeniu własnego życia, a chodzi wszak nie tylko o to jegożycie ale o cel nadrzędny, do którego dąży! Rodzinę uwolnić, skrb odzyskać. Dokumenty dowodzące czystego konta fabryk odzyskać, bo już wiadomo, że łachmyta księgowy coś sprzeniewierzył i stąd długi... Tu właśnie, w III akcie są zawsze najbardziej spektakularne wybuchy, pościgi. Walki wręcz. Prędkość. Krótkie ujęcia. Kompletny brak czasu i szybkie decyzje, Jak w wykończeniówce albo tuż przed oddaniem do użytku. Ale akt III, choć to tylko 30 minut, ma swoje własne prawa. Co ciekawe, akt trzeci może trwać nawet tylko 15minut, jeśli zgrabnie jest postawiony finał aktu II. A w II akcie, poza tym, co wszyscy wiemy - konfrontacja, walka, zwycięstwio albo śmierć - co jeszcze być musi? Ano muszą być trzy warunki spełnione. 1. Najpierw walczy w pomagierami, a potem ze Złym. 2. Zły musi, ale to absolutnie musi pokazać nam się na moment jako sympatyczny koleś. Choćby to miało tylko litość wzbudzić. No po prostu musi! 3. Nasz bohater musi, ale to absolutnie, absolutnie, kategorycznie musi już być tak w dupie, że bardziej się nie da i w tym momencie. dokładnie w tym momencie, w ostatniej chwili... Musi sobie przypomnieć to czego zapomniał. Albo co olał. Albo tu właśnie się pojawi definitywna i jednoznacznei niezbędna odsiecz - Han solo, gdy Luke wali już tunelem na Gwieździe Śmierci i ma na ogonie dwa statki Imperium. Musi sobie przypomnieć, albo musi w końcu uwierzyć, że na przykład potrafi. Że ma moc, że ma zdolność. Piękny jest w tym temacie film 'Zapach kobiety' z Alem Paccino. W moim odczuciu połączenie chwili prawdy i kulminacyjnej konfrontacji. A potem już wiadomo - w łeb Złego, całusa ukochanej i do domu. Tyle odnośnie abecadła. Są i inne sprawy, ale to, panie i panowie, osobna odpowiedź, chwilowo palce mi odpadają. A apropos czego ja to piszę? Ano, a propos tego, że w moim odczuciu dziennik wchodzi do Drugiego Aktu. Tu pewne zmiany narracyjne nastąpią, bo nowe. nowe wyzwania przed bohaterami staną.
-
No i wchodzimyw akt drugi. Ma 60 minut. W drugim akcie juz musi pojawić się ten Zły, antagonista, co to czycha na naszego bohatera. A nasz bohater? Przymuszony sytuacją, wyrusza w podróż, czyli wiadomo - znaleźć robotę, pozbyć się rodziny, wymigać od kłopotów z łysym i walizką, pozbyć fabryki. Zaczyna się podróż. My widzowie, daliśmy się już wciągnąć. Płyniemy z filmem. Bohater spotyka wsparcie - sprzymierzeńców. Luke Skywalker spotkał roboty R2D2 i C3PO. I spotyka Mentora. To jest taki gość, który kiedyś byl w podobnej sytuacji, ale jemu się nie udało i teraz daje wskazówki naszemu bohaterowi, no, mędzi mu co ma zrobić, albo w ogóle zniechęca. Ale też dużo uczy. W "Gwiezdnych' to był Obi Wan. I nie chodzi tu o samochód, którym jeździmy do marketu budowlanego. Bohater nie wie co robić. W ciemnej dupie jest. Jakoś się plącze w tej nowej sytuacji i jest coraz gorzej. I tak przez 15minut, bo... ...w 45-ej minucie hiciora następuje PO. Punkt Ogniskujący Pierwszy. Skojarzenia okołopolityczne są przypadkowe. W tym punkcie ogniskującym następuje coś na kształt pierwszego rozeznania. Jakiś znak, informacja, czegoś się dowiaduje, trafia na ślad. Np bohater spotkał w USA gościa, który wie, co zrobić, żeby fabryki z długu wyciągnąć. Jak jest wątek romansowy, to tu się jakieś drobne harce dzieją, ale takie, wiecie, soft. Jak historia jest o dwóch więźniach uciekinierach, to tu się mogą ektremalnie skłócić. Alobo rozkuć pętające ich kajdany i... rozejść się w różne strony. Albo może pojawić się Han Solo. I generalnie ważne jest to, że to co nam się dzieje tu w tej 45 minucie, to znajdzie swoje odbicie za pół godziny, w 75ej, czyli w PO2. Gdzie kochankowie będą się międlić, bo romans się wymknie spod kontroli, albo międlić się nie będą, bo to jest melodramat i coś im tooootaaaalnie uniemożliwi wspólne spełnienie szczęścia ich życia. A jak jest to historia o kumplach, to w PO2, czyli za 30 minut okaże się, że mogą na sobie polegać, albo odwrotnie: w PO1 szli ramię w ramię, a w PO2 wszystko szlag trafił, zero zaufania, któryś zawalił, albo jak w PO1 byli nieufni ('Negocjator'), to w PO2 są wszelkie powody by ufać, ale strach! strach zaufać! I dopiero w chwiliprawdy czyli za 15 minut wszystko stanie się jazne, kto tu dobry a kto zły! No! Ale jesteśmy w 45 minucie. A raczej już za nią. i Od początku II aktu do połowy filmu czyli do 60 minuty bohater już wie o co kaman, ale ni cholery nie wie co zrobić. Wie już, co chce osiągnąć, ale za diabła nie wie jak. A jest coraz trudniej. Ciągle coś mu ktoś, jakieś kłody. I zesrywa się wszystko coraz bardziej. I tak do połowy filmu, czyli do Punktu Środkowego, który osobiście uwielbiam. I nie chodzi mi o punkt G. W PŚ bohater sięga dna. Zaszczuty, zeszmacony, pozbawiony, ogłupiony. Ale mądrzejszy o te wszystkie niefajne sprawy, które go spotkały... zbiera się, bo widzi, że bliżej mu już do celu, niż żeby miał wrócić do punktu wyjścia. W filmach często w tym momencie scenarzyści robią sobie z widzów jaja i w usta bohatera albo innej postaci wstawiają tekst typu: 'Zaszedłem (ś) zbyt daleko, by się cofnąć.' Albo coś w ten deseń. W tym monmecie bohater mądrzejszy o samowiedzę z ofiary staje się myśliwym. Choć jest w ciemnej... W tym momencie w filmie często jest... piosenka!!! To są dopiero meandry naszej psychiki. Jakby sprawdzić Imperium Kontratakuje, to niewykluczone, że wizyta Hana Solo i Luke'a w tej dziwnej knajpie, co to wiemy o co chodzi, nastąpiła właśnie w okolicach punktu środkowego. Ważne uzupełnienie: wszystkie przykrości, jakich nasz bohater doświadczył dotychczas, od początku drugiego aktu do tego momentu, mialy miejsce w konfrontacji głównie z pomagierami Złego. Tak, tak! Złym w Gwiezdnych jest nie Lord Wader, tylko Imperator. I pierwsza połowa naszej historii to potyczki z pomagierami. A za punktem środkowym, jak już się wziął i zebrał nasz hirou, jak już wyszedł ze szpitala, a raczej uciekł po tym jak go ci od walizki pobili, jak wytrzeźwiał po tym, jak w ruletę przerżnął ostatni grosz z miliona żeby spłacić... ...okazuje się, że jest jeszcze gorzej. Przerżnął też dom i rodzinę. Albo rodzina jest porwana. I takie tam. Generalnie druga połowa to już nie są żarty, a to co było dotychczas to był. kurczę... pikuś! Teraz są kłopoty. O życie chodzi. I to nie jego tylko najbliższych. Albo o całe miasto, a nie tylko szpital, w którym miała być bomba. i nie wiadomo, który szpital!
-
Suchejcie, weśta przestańcie <rumieniec pełnokrwisty na pysku>. Bardzo dziękuję Wam za te miłe słowa. Gaweł, brytfankę muszę Ci oddać. I sąsiadkowy błyszczyk. Przy okazji. * * * Wracając do dziennika, teraz z pozoru tylko pisał będę nie na temat. DRAMATURGIA Z filmami jest jak z bajkami, zaczynają się i kończą, a po drodze są przygody bohaterów. Dramaturgia rządzi się żelaznymi regułami. Wszystkie sztuki fabularne im podlegają, jakkolwiek popadają w różne dziwne mody, jak choćby tak popularna ostatnio 'postdramaturgia'. I nie chodzi o pisanie postów. I te fundamentalne, zawsze obecne elementy konstrukcji dramaturgicznej postanowiłem właśnie opisać. ABECADŁO Weźmy sobie za wzór film kinowy pełnometrażowy, taki... 120minut. Musi mieć 3 akty. Akt I ma mieć 30 minut. Akt II ma mieć 60 minut. Akt III ma mieć 30 minut. Film zawsze się zaczyna i kończy... okładką. W "Forest Gumpie" był nią fruwający po przystanku listek. Dzięki temu wiemy, my oglądacze, że film się zaraz skończy, choć sobie tego nawet nie-u-świa-da-mia-my. W 1 akcie bohater jest w domu. Nie tym, co to my z takim mozołem dziergamy sami, albo użeramy się z kolejnymi ekipami. Bohater jest w domu, w sensie - ma ciepło, bezpiecznie i jest spox. Zarabia kaskę, a jeśli spłaca z mozołem kredyty, to jest to dla niego normalka, normalna orka. Ot, codzienność. I tak sobie oglądamy do trzeciej minuty. Aż tu w trzeciej minucie tej naszej 120-minutowej historii zdarza się... coś. Hak się zdarza. Tąpnięcie. Zapowiedź zmiany. Firma kuleje. Kumulacja w totku. List polecony. W TV info o zgubionej walizce. Powódź na Podkarpaciu. Kiedyś, dawno temu ten hak mógł być nawet w ósmej minucie, aleśmy się przez tego neta i reklamy tak niecierpliwi zrobili, że już w trzeciej, czyli ledwo po napisach ma się dziać, bo inaczej przełączymy, bo nuda, albo oddamy płytę z awanturą, albo wsiądziemy na forum. Wszystko do tej trzeciej minuty to też tak zwane otwarcie. Ciekawie musi być. Bohater nasz choćby nie wiem jak normalny i codzienny, to jest w czymś wyjątkowy. Na przykład ma wyjątkowo nudne życie, ale to tak nudne, że nam zawalonym bloczkami ludziskom w pale sie nie mieści, jak to można wytrzymać. Ale ma ten nasz bohater to coś, co czyni że się chce... go podziwiać, moće litość budzić albo śmiech. Tu jest czynnik talentu scenarzysty. No więć ten hak, to jest jakby zaproszenie do podróży, 'ahoj przygodo'. Ale bohater to zaproszenie olewa, bo co go to obchodzi, on ma swoje sprawy. Ma robotę, wykonuje ją, więc firma niech płaci i basta, co mu tam, że kłopoty. Totek lotek? I tak nie wygra, choć może zagra. I co mu tam walizka, jak sam nieraz telefon zgubił. Powódź - to przeca niusy i tyle. Sprawa się rozwija. Niby wszystko normalka, życie się toczy. Aż tu przychodzi 16-ta minuta. Najpóźniej - podkreślam: najpóźniej 16-ta minuta naszego hitu kinowego. I trrrach! Dzieje się. I to jest ten moment, kiedy wiemy, że piwko z lodówencji będzie nam trudno wyjąć, bo ciężko się oderwać od ekranu, chyba że reklamy, a jak z DVD, to na pauzę. W każdym razie zapowiada się ciekawie, bo... Traci robotę! Wygrywa w totka, bo zagrał, a co tam, wykupił z automatu, i kurna wygrał! Dostał spadek, bo się okazuje, że jak się pofatygował na pocztę, to to był spadek od jakiejś ciotki z Ameryki i nie był to żaden list z Zimbabwe łamaną polszczyzną 'Placic mi 100 dolara, to dostać spadka po moja ciocia milion dolara, bo ja nie moga'. Albo znalazł walizę kasy, tę co to w TV mówili! Albo zjechała niezapowiedziana cała rodzina z Podkarpacia. Do Podkarpacia nic nie mam. Albo miał włamanie, spalili chatę - tfu! - tego scenariusza nie bierzemy pod uwagę. I to jest nasze zdarzenie inicjujące. Kolejne kilkanaście minut to generalnie demolka, rozpierducha, masakra. Jak stracił robotę, to w bonusie kartę kredytową szlag trafia, odłączają telefon, kredyt niespłacony, dzieci płaczą, bo nie ma netu. Wygrał? To baluje. Szaleństwo! Podróże, laski, faceci, kupuje, kupuje, co tam sobie chcecie, no, panem życia jest. Ciotka spadek - wiadomo, trzeba jechać, zapożycza się na bilet na samolot, wiza, podróż, adwokaci, dokumenty, załatwia, leci, odbiera, podatek, wraca. Ma. Jest. I tak dalej. Ogólnie jest zajebiście, i w tym naszym szaleństwie dojeżdżamy - hola! hola! do końca pierwszego aktu, czyli 30-ej minuty. I to jest Punkt Zwrotny Pierwszy. PZ1 to pierwszy kamień milowy naszej historii. Tu jest taka kulminacja, że myślimy sobie - i co dalej, ja pier... bo z rodziną zjechali kuzyni i koledzy kuzynów. Kasa z walizki wydana, co do grosza, no mamy wszystko czegośmy zawsze nie mieli. A ciotka miała jeszcze dwie fabryki! Ale w drzwiach staje smutny łysy pan w czarnym garniturze i mówi: - oddaj walizkę. Fabryki okazuje, że obie są zadłużone, a myśmy w spadku i te długi wzięli. Rodzina nie ma dokąd się wyprowadzić. Tu reklama.
-
Malowanie, oj, nie ma gorszej roboty na budowie. Niestety, mnie to dopiero czeka. Gdyby było to możliwe, budowę zacząłbym od malowania, miałbym z głowy.
-
Szczelność powietrzna budynków i "Blower Door Test"
PeZet odpisał Błażej_Sz. w kategorii Dom energooszczędny
Bajbaga, wielkie dzięki. Pomogłeś. Dokładnie jest tak, jak piszesz. Ustawiam ci ja sobie parametry różne, już mi się zgadza, a gdy zmienię n50 to jakbym inny dom budował. Zrobię jak piszesz. BTW, n50 na etapie projektu spędza sen z powiek wielu ludziom, na wielu forach. -
He, he, Trzylwy, one... te kuny ... są chyba w każdym domu, a z pewnością w tych kończonych. W skończonych nie wiem, nie skończyłem.