Skocz do zawartości

PeZet

Uczestnik
  • Posty

    6 399
  • Dołączył

  • Ostatnio

  • Dni najlepszy

    87

Wszystko napisane przez PeZet

  1. Adrian, dzięki za miłe słowo. To buduje. Moose, okej!
  2. Moose, doczytałem, że z Labasem rozmawiałaś i coś ci tłumaczył. Oj, to może dałoby radę przy kolejnej wizycie twojej ekipy tak sprawę zgrać, żebyś pojawiła się z konsultantem-specjalistą-rzeczoznawcą? Dodatkowo niechby był twój kierownik budowy, oraz ze dwóch albo i trzech kolegów twoich. Niech się elegancko ubiorą (obowiązkowo elegancko), zawsze stoją dwa kroki za tobą i nigdy się nie uśmiechają. W tej okoliczności rozmawiaj z wynajętą ekipą. I przedstaw im ultimatum. I powinien być ich szef. Nie wiem, nie znam się, ale twoja emocja, forma i treść komentarzy oraz oburzenie Labasa na widok kilku raptem fotek i kilku belek - moim zdaniem świadczy o tym, że to jest wojna, a nie jakieś niedogadanie. Nie wiem, czy gościom już zapłaciłaś za całość. Nie wiem, jaką macie umowę spisaną, ale dwuletnia obsuwa z terminem to jest kryminał, a nie niedogadanie. Rozwaliłaś mnie... Albo się mylę.
  3. O ja cię, a z pozoru wydawać by się mogło, że się super dzieje. Kurka... jest problem, trza rozwiązać tak żeby było po Twojemu! A potem się upić.
  4. Za dobre serce, Moose, masz i za dużo cierpliwości i tolerancji. Łatwo mi gadać...
  5. Długo miałem duże obawy przed zakupami przez net. Ale kupiłem ostatnio styropian - przez allegro. Ponad 4k pln! Wszystko w porządku. Teraz to już wyłącznie w ten sposób. Ostatnio kupiłem drut oporowy. Zakupy przez net są super, szczególnie drobiazgi przywożone do domu, bo płacisz, czekasz, aż pewnego dnia masz - przesyłkę-prezent!!:)
  6. Skrobię, Moose. Bo jeszcze trochę i skleroza mnie dopadnie. No tak, poza tym ty drzewienna jesteś. To może coś się dopatrzysz, co jak warto by lub było zrobić inaczej.
  7. STAWIAM DACH Tak, tak, już, jasne, oho, stawiam. Na jaką wysokość ma sięgać? W jaki sposób toto zrobić, od czego zacząć? Jakie zaciosy i jak? W którym miejscu podparcia? Od czego mierzyć? I co mierzyć? Mierzę strop, mierzę belki: płatwie, krokwie, słupy, murłaty. Nie ma bata: siadam do komputera i stawiam wirtualny dach. Wszystko to dzieje się lekko wcześniej, ale w sumie jednocześnie. Zanim zakupię drewno na więźbę, zastanawiam się ile drewna zamówić – ile odpadów, jak oszacować skalę własnych błędów, straty materiałowe. W efekcie z bezwzględną premedytacją zamawiam o jedną krokiew więcej niż wynika z projektu, a nuż schrzanię, źle utnę, jedną deskę kalenicową, dodatkową, bo nie ma niczego takiego w projekcie. Och, jak ona później się przyda, i bodaj o jeden słup więcej. Murłatę wyliczam w dwóch kawałkach, dodaję zapas na zakład. W efekcie z materiału, który mi pozostanie, jestem później w stanie wybudować drewnianą konstrukcję schodów. Schody mam za pół darmo. Poza tym kiepska okazuje się jedna krokiew, jest chyba z wiatrołomu, a w zabudowanych drewnianych schodach może być. Kolejne dylematy: Wcześniej, analizując projekt więźby dopatruję się sprytnego rozwiązania: jedna murłata jest przykręcana do ściany od zewnątrz: ta, na której opiera się górna krawędź daszku nad wejściem. Bardzo sprytne rozwiązanie. Jak ją tam umieścić? Normalnie: trzeba podnieść, wychylić się z belką poza obrys budynku i nasadzić na szpilki. Pikuś. Po internecie szukam informacji na temat sztuki ciesielskiej. Dupa blada. Same ogólniki. Jadę do biblioteki ITB czy OCIB czy jakoś tak na Bartycką. W czytelni biorę książki i podręczniki dla cieśli. Przeglądam ze zdziwieniem, bo w tych książkach są mniej więcej te same informacje, co wszędzie i te same rysunki. To wiedza ściśle praktyczna! Telefon do kuzyna inżyniera konstruktora. -Arek, jak się robi zaciosy? -Wycinasz trójkąt i masz zacios. -A jak płatew koszową zaciąć? -Tak samo. -Ale ona pod kątem idzie w dół i w bok. -To zatnij w dół i w bok. -Próbuję, nie pasuje. -To nie wiem, ale cieśla to wie. I bądź tu mądry. NARZĘDZIA Kupuję wyrzynarkę, piłę łańcuchową, komplet dłut. I choć na zpt w podstawówce bawiliśmy się dłutami i drewnianymi młotkami, to dłubiąc pierwszy zacios w belce (słup na nim będzie oparty) napieprzam normalnym młotkiem. I rozwalam dość szybko dłuto. W drewnie pracuje się drewnem, ciulu! Ogólnie robota fajna, jak kto lubi dłubać. A z pewnością wykonalna. Wyrzynarka do zaciosów na krokwiach jest super. Z początku próbuję piłą łańcuchową na brudno, na desce. A wyrzynarka jest spoko. Same zaciosy na słupach, czyli gniazda, trzpienie, te sprawy gdzie się jedno łączy z drugim, męski-żeński, miecze szykuję dłubiąc, wyłącznie dłubiąc, siedząc i dłubiąc, całymi dniami i zajmuje mi to bite siedem dni. Cały tydzień. Jak w pysk od poniedziałku do niedzieli. A to raptem trzy słupy + do nich w sumie 6 mieczy. Fajnie się dłubie, wiadra trocin. Ładny zapach. Tylko szkoda że pada. Choć nie ciągle. I szkoda, że dłubię bez pewności, że robię dobrze. Ale jest dobrze, dziś już to wiem. Nic się nie skręciło, nie obsunęło. Nic nie skrzypiało! Łączenie płatwi mam absolutnie zawodowe, ten skos jest liczony na przekrój belki, nawet te 'noski'. Do tego klej, głównie jako wypełniacz szczelin. Obecność pomocnika w postaci mamy ułatwia wszelkie przymiarki zaciosów. Stawiam słup do pionu, rodzicielka trzyma, ja zaznaczam. Już podczas kopania fundamentów doszedłem do odkrywczego wniosku, że zasadniczo WSZELKIE prace budowlane są przez naturę stworzone na cztery ręce, nie dwie i nie sześć. We dwóch robi się cztery razy szybciej. Wniosek: Najpełniejsza informacja na temat ciesielki jest w... Poradniku Majstra Budowlanego! Są proporcje zaciosów względem wysokości krokwi, szerokość podparcia. Gites. Nic tylko stawiać dach. Ale zanim dach postawię, muszę mieć na czym płatwie podeprzeć. Opierać się będą na drewnianych słupach z mieczami i ścianach szczytowych. 20LIS2006. Ciepło +9stC. Wyjeżdżamy o 7:15.Przygotowujemy się do stawiania dachu. Ja oczywiście nie mam pojęcia, o co chodzi, ale słucham co mam robić. Trochę się cieszę, że tak wcześnie robi się ciemno, więc wcześniej będziemy wracać do domu. A syn na to: -Mamuńka, kupiłem lampy na strop, właśnie je zamontowałem. Oniemiałam. Widno jak w dzień. Pracowaliśmy do 18:40. OŚWIETLENIE ROBOCZE Halogeny najtańsze, za statyw robi cokolwiek: deska, łata, kontrłata. Kabel 3x2,5mm2 z intencją wykorzystania go później w instalacji. Faktycznie później gdzieś go wykorzystam układając instalację, ale ostrożnie i nie wszędzie, bo pogięty, może złamany... Licho nie śpi. Pójdzie w mało strategicznych obwodach. Gorące halogeny są bardzo wrażliwe na wstrząsy. Po doświadczeniach z dachem, we wnętrzu coraz rzadziej używam ich, bo często się przepalają. Krótko mówiąc: halogeny są do dupy. Lepiej zwykłą żarówką świecić.
  8. W październiku mieliśmy piękną pogodę. Ciepło, słońce. Wyjeżdżaliśmy z domu o 5:00 rano. Zajeżdżaliśmy na budowę o 6.10. Świtało. W połowie października wyjeżdżaliśy już o 5:30. Rozwidniało się dopiero około 7:00. Tak więc trochę popuściliśmy z tego rygoru. ŚCIANY PODDASZA - KOLANKOWA, SZCZYTOWA Od czasu, gdy mam na budowie pomocnika w postaci mamy, robota zaczyna iść. Samodzielne taszczenie bloczków i zaprawy na strop to strasznie upierdliwa strata czasu. Nawet wciągarką. Jak już pisałem, pierwszą warstwę bloczków na stropie stawiam z połówek czyli bloczków gazobetonowych grubości 12cm murowany na płask. Łatwiej wytyczyć linie ścian i poziom. Demontaż blatów-szalunku stropu. Teraz będą robić za szalunek wieńca pod murłatę, a później - jako podesty do tynkowania i murowania ścian poddasza. Pozostawiam puste miejsca na słupki betonowe. W projekcie w ogóle nie ma tych słupków! Wymurowanie ścianki kolankowej, zaszalowanie słupków i wieńca pod murłatę zajmuje mi cały miesiąc. Papranina z oszalowaniem narożników jest kolosalna, bo nie wiem jak się za to złapać. Nie mam na tyle wysokiego rusztowania, by to zrobić z zewnątrz, więc kombinuję wychylając się od góry. Od dołu sięgam ledwie do połowy wysokości tych narożników. Wychodzi z tego niezgorsza papranina-łatanina. Deska nad deską na deskę, dodatkowo ściągane drutem fi3. Trzyma się. Zalane, wyrównane. Zanim wezmę się za dach, podciągam ściany szczytowe. ...na tym zdjęciu też jest Jaga. W środku okienka. A na szczytach niebawem zaczynają się skosy. Z jednej strony przy samej ścianie mam mieć krokiew. Jak tu później się wychylić za obrys budynku? Strach. 20PAŹ2006. Przyjechał Zygmunt, żeby postawić komin na stropie. 24PAŹ2006. Przyjechała grucha, betoniara. Odbyło się zalewanie wieńca pod murłatę. Wiem już, co to jest murłata i wieniec. Ja z Zygmuntem wyrównywaliśmy zalany beton. P. walczył z wężem, którym lał się beton. WIENIEC POD MURŁATĘ... Oszalowanie wieńca, ukręcenie zbrojenia zajmuje mi caluteńki miesiąc! Po doświadczeniach ze stropem myślałem, że takie tam dwa koryta stali do zalania 2m3 betonu to pikuś. Bujda! Papranina podobna, bo przecież tu muszę zaszalować po obu stronach, a nie, jak przy stropie, po jednej. Trzeba to powiązać i przypilnować poziomu. ... A SPRAWA RYNNY Podobno niektórzy szykując wieniec pod murłatę myślą już nie tyle o dachu, co o... rynnach. Patent podobno jest taki, że robi się ten wieniec z lekkim spadkiem. Wtedy i murłata i dolna krawędź dachu w sposób naturalny będzie miała lekki spadek. Byle w odpowiednim kierunku to zrobić. Ale ja staram się trzymać poziom Mój sposób na osadzenie szpilek - gwintowanych prętów do przykręcenia murłaty. Zostały nierówności pod listewkami. Na to potem szła papa i miejscami kiepsko było z ułożeniem jej. Sądzę, że prostsze sposoby, jakie ludzie stosują są i mniej pracochłonne, i dają lepszy efekt. Cóż... 25PAŹ2006. Zygmunt zaczął stawiać komin. P. mu pomagał. Ja dostarczałam cegły i zaprawę. Pamiętałam też o tym, by robotników odpowiednio nakarmić. W międzyczasie chodziłam na grzyby - maślaki. Było ich mnóstwo. Kiedy wieczorem wracaliśmy z budowy, robiłam Zygmuntowi kolację (P. mieszka gdzie indziej), a potem do późna obierałam i przetwarzałam grzyby. Zygmunt powtarzał: -Siostra, późno się położysz, wcześnie wstaniesz i wszystko się wyrówna. On wstawał o 4:30, ja o 5:00. Prowiant na budowę szykowałam w nocy. O 5:30 wyjeżdżaliśmy. P. czekał już na nas pod blokiem. 6PAŹ2006. Pierwszy mróz: - 2stC. Zimno. Najgorzej przebrać się w blaszaku. Syn włączył farelkę ? nadal zimno. Nie mogliśmy nabrać wody na herbatę ? zamarzł kran. Zaproponowałam rozgrzewkę. W blaszaku stała wódka weselna, z wesela siostrzeńca. P. nie chciał się rozgrzewać - bał się, że spadnie z komina. Ja z Zygmuntem wypiliśmy po pół szklanki. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek piła wódkę o 7:10 rano, o świcie. W październiku to świt. Wiatr okropny. P. z Zygmuntem na kominie. Wiatr zwiewał im wszystkie listewki, sznurki, ołówki, ja non-stop zbierałam te narzędzia i im podawałam. Oczywiście wchodziłam po tej cholernej drabinie! 27PAŹ2006. Rósł komin. Ja dostarczałam cegły i zaprawę. Piotrek jeździł po cegły klinkierowe maluchem ? ostrożnie je wyładowywałam, aby nie poobijać i na platformę. 28PAŹ. Około południa komin gotowy, na tym etapie. Wyprowadzony nad linię dachu. Piękny, smukły. Bez czapy jeszcze. Słoneczna, ciepła pogoda. Po południu P. z Zygmuntem wciągali belki płatwie na strop. Gdy uporali się z wciągnięciem okazało się, że belka powinna być z drugiej strony komina. Na stropie nie dało się jej odwrócić. Więc belka z powrotem na dół i wciągali od nowa. Zygmunt pięknie potrafi przeklinać - ulżył sobie. Wciągnęli drugą płatew. Zakończyliśmy ten dzień spacerem po lesie i wróciliśmy do domu. Zrobiłam obiad. Nazajutrz Zygmunt pojechał do domu ? do Opatowa. 2LIS2006. Pada deszcz. Zimno. Zbieram wodę ze stropu. Dosuszamy się farelką. 4LIS2006. Sypie śnieg. Byliśmy w Castoramie. Kupiliśmy piecyk. P. odwiózł mnie na działkę i pojechał na budowę, po drodze dokupił rury do kozy (w Castoramie były za drogie) 6LIS Poniedziałek. P zainstalował kozę. Rurę wpuścił w komin. Może być taki klimacik... ...albo taki klimacik. No comments. KOZA Za 102 pln, a rury po chyba 20 albo 50pln za metr. W lokalnym żelaźniaku te same rury po 6pln za metr. Wpiąłem się w kanał wentylacyjny. Wejście do komina wciąż mam nieprzebite, bo wciąż nie wiem na jakiej docelowo wysokości lepiej wpuścić: - tuż nad kominkiem. Zaleta: tanio. Wada: ciepło idzie w komin, a komina prawie nie ogrzewa - albo gdzieś pod sufitem. Zalety: Więcej rury grzeje, szybciej oddaje ciepło Wada: drogo Przenosimy się z garażu do kuchni. To było dla mnie coś wspaniałego! Przenosimy się do domu, gdzie jest widno! Dużo miejsca. Po prostu komfort. Urządzamy się! Koza. Plastikowy stół. Stara szafka. Stos drewna. Pełna cywilizacja. Rękawice będzie gdzie suszyć. Komin owijam resztkami siatki leśnej. Rewelacyjna suszarka i wieszak. Nieprzebrane ilości drewna odpadowego na opał. Będzie się działo. Są to bowiem poważne kroki ku całkiem nowemu etapowi budowy, czyli... stawianiu dachu. 7LIS2006. Przygotowujemy się do murowania szczytu od strony blaszaka. Ustawiamy rusztowanie. Cały dzień leje deszcz. Suszymy ciuchy, głównie rękawiczki i czapki. Wyjeżdżamy po 17-ej. Wcześnie robi się ciemno. 8LIS2006 środa. Piękna słoneczna pogoda. Dalej szczyty. Zalewamy nadproża. Po ciemku ustawiamy rusztowania na drugim szczycie. SKOSY Nieźle muszę kombinować, bo ze skosami nie ma żartów. Źle osadzę okno i potem ocieplenia nie wcisnę. Za dużo się naczytałem o awariach związanych z dachem, np. że ludzie źle wstawili okno dachowe i im ściana działowa wypadła w połowie okna. U mnie problem polega raczej na tym, że dorysowane przez architekta okno na papierze mieści się pięknie, ale w realu wypada tuż obok ściany na klatkę schodową. A jeśli czegoś nie wiem i okaże się, że 5cm to mało? A jak dam za dużo, to nie wcisnę ocieplenia, którego nie wiem ile będzie i nie wiem gdzie się będzie kończyć. Całe wojny budowlane się toczą o grubość ocieplenia w dachu! Wtedy jeszcze nie wiem co to jest OZC. Na szczęście, tak, mam szczęście, robię zapas na ocieplenie, a okno się zmieści. Te 5cm między oknem a ścianą jest ok. Kolejna sprawa to nadproże nad oknem. Skos! Blisko! A jak podparcie będzie za małe? Tu się ten problem spotyka z drugim dylematem, który pojawił się lekko wcześniej: na jakiej wysokości ma być skos ściany szczytowej? Od którego momentu go zacząć? Jak obrobić ścianą murłatę. Bo murłaty już leżą. W efekcie nie obmurowuję murłat. Po czasie okaże się to dobrą decyzją. Jesienią AD2010 szczeliny wypełniam - styropianem! Ciepłe przejście, elastyczne. Gites. W narożnikach nic mi wiać nie będzie. Ale dylemat skosu pozostaje. W efekcie popełniam błąd: muruję skos na równo z płaszczyzną desek, a ściślej: zostawiam szczelinę 3cm. A powinno być jakieś 10cm i warstwa styropianu na wierz. Mostek! Mostek Termiczny! Moooosteeeek. Że to błąd, dowiaduję się sporo czasu później. Pocieszeniem jest materiał, z którego buduję: beton komórkowy. Jest ciepły, więc mostek kolosalny jakiś nie jest. Ale jest! Tymczasem, do dziś, a mamy już, ku chwale ojczyzny, luty AD 2011, decyzji co z tym babolem zrobić nie podjąłem. Wyjścia są trzy: olać. Albo ściąć. Albo olać... Ale gazobeton łatwo ciąć. Ale niewygodnie. Ale, jako że szykuję się do ocieplenia elewacji - kupiłem już styropian szary Izoterm grubość 20cm bez frezu lambda 0,038 w cenie 117pln brutto za 1 m3, na allegro (cena z lutego 2011), więc najprawdopodobniej moment decyzji można jeszcze odsunąć, do mniej więcej maja 2011! I tego się trzymam. Pięknie, powoli zaczynam dobijać się do współczesności. Wracając do skosu: skos wychodzi dość wysoko, więc szerokość podparcia nadproża też jest szeroka. Za szeroka! Gdybym ściął skos te 10cm niżej, miałbym miejsce na styropian, a tak, jeśli zdecyduję się ścinać skos, to będę się musiał przedrzeć również przez nadproże. A to już mi się niespecjalnie podoba. Chyba że zostawię mostek... Po drugiej stronie jest jeszcze mniej ciekawie. Kierownik budowy nękany tym tematem, powiedział: naprawdę nie masz się czym przejmować? I faktycznie nie ma się czym przejmować. Stoi toto już kilka lat, okna się otwierają i zamykają, nic nie pęka. W nadprożu są 2 pręty fi12 i 2xfi16. 9LIS2006. Wyjeżdżamy o 6:00. Słońce wschodzi o 6:45., zachodzi 15:52. Śniadanie, kawa. P. czyta poradnik majstra, co i jak zrobić. Wiatr ogromny. Wicher. Na stropie, słupy z murłaty fruwają! Boimy się, że to rusztowanie, które przygotowaliśmy wczoraj do murowania szczytu, przewróci się. Kiedy wicher się nasila, trzymam te słupy. P. je umacnia - dobija, podpiera innymi belkami. Wiatr potworny. Ja już nie trzymam słupa, ja SIĘ trzymam słupa. Orientujemy się, że kiedy słońce wychodzi zza chmury, wtedy wiatr ustaje, natomiast kiedy chmura przykrywa słońce - wicher zrywa się. Wicher jest taki, że sosny i inne drzewa w lesie pochylają się. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Przed wieczorem wiatr uspokaja się. Tego dnia nic konkretnego nie zrobiliśmy, ale uratowaliśmy rusztowanie. WIATER Bywa że na stropie wieje tak, że kozły fruwają. Jest to moje pierwsze doświadczenie z wiatrem w otwartej przestrzeni. Bo dom stoi w polu, otoczony lasami. Później nieraz zobaczę pozwalane wiatrem drzewa. Będę wracał z budowy do miasta okrężną drogą, bo wichura zatarasuje jezdnię. Będę miał dach podziurawiony własnym moim wyłazem dachowym, który porwany przez wichurę wyfrunie i poleci po połaci tłukąc i robiąc dziury w papie. Będę szukał na łące zlewu, który normalnie stoi pod kranem na podwórku. Będę wybierał z oczu pył i kurz z bloczków. I systematycznie będę stawiał przewracane rusztowania, i fruwające puste wiadra. Na mojej działce niemal wszystkie drzewa są nachylone w kierunku wschodnim. Rosną z wiatrem, he he. 10LIS2006 Dość ciepło.Stawiamy szczyt. Zalewamy słupki przed wejściem do budynku. Przed wieczorem bardzo zimno. Wyjeżdżamy z budowy o 17:20.
  9. FAFULEC Pies Jaga miał burzliwe życie jeszcze zanim go poznałem. To był pies Olgi. A potem stał się naszym kundlem. A kiedy zaczęła się budowa Farfocel jeździł ze mną na budowę, od samego początku. Jest na blisko połowie zdjęć. Mókł ze mną kiedy ściągałem humus. Spał w blaszaku, czego cholernie nie lubił. Organizował sobie wielokilometrowe wyprawy po okolicy. Znajomi widzieli ją hen daleko od nas. Niepokoiło mnie to, ale wołana wracała zawsze. Nieraz po 20 minutach, kompletnie mokra, zziajana i szczęśliwa. Gdzie ona znalazła wodę, skoro buduję dom na pustyni??? To był cholernie mądry Helmut. Potrafił chodzić po świeżo wylanym betonie i odciskać ślady. Pilnował betoniarki. Obszczekał gruchę, ale odpuścił, gdy stwierdził, że to przesada, bo grucha jest za wielka, gdy wjeżdżała na posesję. Obszczekał krowę, aż gospodyni ją obszczekała. Przytaszczył pół układu kostnego przedpotopowego mamuta i systematycznie zakopywał mi to w dole, gdy kopałem fundamenty. Robił podkopy pod paletami pełnymi bloczków szukając cienia. Kopał pod stertami desek, w podobnym celu. I kopał, kiedy mu się chciało. Dżagissima była uzależniona od kijków. Wciąż trzeba je było jej rzucać. Łamanie gałęzi podczas palenia ogniska nierozłącznie wiązało się z obowiązkiem rzucania co drugiej gałęzi Fąflowi. Czasem przynosiła w prezencie cudze śmieci. Normalnie można z nią było pogadać i puszczała nieraz strasznie śmierdzące bąki. Dostała nowotworu sutków. Zostało toto wycięte, ale okazało się, że miała przerzuty do płuc. I mogiła. Nawet w awatarze mam Fafulca! Fafulec jest jako nieliczne zwierzę na Google Earth, choć jest to sprzeczne z regulaminem - nie wolno zamieszczać zdjęć zwierząt i ludzi. A Jaga tam jest!
  10. Dygresja: "Przeciwstawienie wysokiego miejsca jakości formalnych w hierarchii aksjologicznej oraz dewaluacji tychże na rzecz napięć tworzonych przez jukstapozycję elementów banału życia codziennego, ponownie, jest zestawieniem elementów pozbawionych wspólnej ramy odniesienia, która uczyniłaby zeń narzędzie wyjaśniające, relacjonujące, a nie tylko zestawiające pojęcia." Autor: P.W. , w: "Odkrywanie modernizmu. Antologia", s. 414-415 Moje pytanie brzmi: Czy to dotyczy również budowania? Intuicja podpowiada mi, że owszem.
  11. JAK EMERYTKA NOSI BLOCZKI? Stawiam bloczek na kanciku. Obracam. Stawiam na drugim kanciku. Obracam. I tak przesuwam. Dalej wsuwam bloczek na platformę. Wyrównuję. Na platformę wchodzą 3 bloczki. Nie mniej i nie więcej. Ten trzeci lekko podnoszę, lekko!, bo waży 20kg. Powyższej procedury Mamę nauczyłem. Innymi słowy pokazałem i opisałem jej, jak robić, by się nie narobić. A mama, świeżo po powrocie do domu, pieczołowicie zanotowała to sobie na jakimś karteluszku, tę instrukcję. Nosiła ją przy sobie jako ściągę. Dziennik w dzienniku. Back to the future. Jak emerytka buduje dom. ================================================= 7PAŹ2006. P. zamontował wciągarkę na stropie. Tak, ten wynalazek opisałem we wcześniejszych postach. Mina kierownika budowy - bezcenna. Około dwóch dni pracował sam. Sam sobie te bloczki układał na platformę, potem wchodził na górę. Wciągał. Schodził na dół, ładował i znów na górę po tej cholernej drabinie. Kiedy mi to wszystko opowiadał, zaproponowałam mu swoją osobę jako pomocnika murarza. Przecież może na coś się przydam. P. zgodził się. Właściwie od tego dnia zaczęła się moja prawdziwa przygoda z budową. 7PAŹ2006. Rozcinałam folię z bloczków, które były złożone na działce. P. przywiązał platformę do wciągarki. Donosił mi bloczki w pobliże platformy, ja je przesuwałam na platformę, układałam równiutko i P. wciągał je na górę. Linki stalowe i zblocza - wszystko z atestem! Kiedy platforma jechała do góry, trochę ją podtrzymywałam, żeby się nie bujała. Kiedy już była nad moją głową, P. z góry wołał: -Mamuńka uciekaj! Przecież gdyby się urwała, to strach się bać. Bardziej niecenzuralny był to zwrot. Z uwagi jednak na ogólnie przyjętą linię szacunku dla rodzicieli i by poziomu komunikacji nie zaniżać, zdecydowaliśmy się wraz z Mamą, że lekutką cenzurę obyczajowa wprowadzimy. Bo też jakby to brzmiało, gdyby w dzienniku stało jak byk: Mamuńka, s...j. Więc żeśmy zmienili. Choć, by dać świadectwo prawdzie, to już nie wiem, czy to nie jest podkoloryzowane, bo coś mi się widzi, że do matki mej rodzonej tak bym ze stropu nie wołał. Choć, z trzeciej strony, tajemnicą dla nikogo nie jest, że budowa swoje prawa ma, również językowe.[/i] Kiedy odpowiednia ilość bloczków była już na stropie, P. schodził na dół i w betoniarce robił zaprawę. Wylewał do taczki 80l., podwoził pod platformę, na której już ustawił kastrę (to taka specjalna wanienka 80l na zaprawę murarską), a ja łopatą nakładałam zaprawę do kastry. P. wciągał na górę. I oczywiście: -Mamuńka, uciekaj! Oprócz bloczków dostarczałam cegły. To już lżejsza robota. Cegły dowoziłam na taczce. Układałam na platformę. P. wciągał na górę. WCIĄGARKA i PLATFORMA Pomysł z wciągarką i platformą jest wyjątkowo trafiony. O ścianę domu warto oprzeć dwie listwy, wtedy wciągarka sunie po nich nie tłukąc o mur. Płynny ruch jest szczególnie istotny, gdy na dole stoi matka, wasza matka i to na nią mogą polecieć bloczki albo 80 litrów zaprawy wraz z całą kastrą. Tym bardziej warto przypilnować płynnego ruchu, kiedy wciągamy cegły: mają one niezwykłą skłonność do wypadania. Z cegłami jest o tyle trudniej, że luzem nie wciągniesz. Koniecznie trzeba mieć jakąś skrzynkę, np taką zieloną, plastikową na buraki, jakiej nie mam na żadnym zdjęciu. Montaż platformy - zbitej z desek - polega na odpowiednim opasaniu jej od spodu, coś jakby huśtawka na pasach. Wyważyć trzeba i pasy przybić gwoździami. Najgorszy jednak moment to samo lądowanie na stropie. Trzeba się wychylić, pociągnąć za linkę i następnie jednocześnie jedną ręką ciągnąć za linę, a drugą manipulować pilotem, żeby opuścić towar na strop. Dodam, że wykonując ten manewr mama moja co robi? W emocji wynikającej z chęci pomocy, kiedy widzi, że ja ciągnę, wychylam się, wkurwiony jestem, bo sił brakuje i lęk wysokości mam, a jedną rękę zajętą pilotem wciągarki, matka moja rodzona chce podejść na dole pod wciągarkę, ręce w górę wyciągnąć i mi pomóc podsadzić ten towar! Mentalnie ze mną go wpycha na strop! Oto siła instynktu. I jak tu się nie drzeć z góry: "Mamuńka, ...uciekaj!"? Ewamariusz, próbowałem zmienić rozdzielczość. Nic z tego. Jutro się zobaczy. [edit: zaprowadziłem porządek formalny: dziennik w dzienniku jest kursywą.]
  12. Moose, miło Cię czytać u mnie. Pliki mają 150kB. Pan Marcin obiecał jutro coś zaradzić. Tymczasem wkleję literaturę i poposiłkuję się tym, co mam w archiwum. Moose, jak było na wyjeździe?
  13. Dałem radę wrzucić dziś tylko wstęp-retrospekcję retrospekcji, a dalej nie da rady, bo mi zdjęcia nie chcą się ładować do galerii. Mam komunikat, że takiego formatu to serwer nie przyjmie! [ikona wściekłego bardzo] A co to za format, panie, jak ja zwykłe *.jpg-i pakować chcem!
  14. Moim zdaniem ocieplenie dachu można zrobić: jeśli nie grzejesz i nie mieszkasz, to nie ma wilgoci. A technologiczna powolutku szczelinami sobie wyjdzie. Ale tu się mogę gruuuubo mylić. Odnośnie płytek - miałem podobny dylemat - latem położyłem płytki w łazience, w domu nieogrzewanym. Klej na wszelki wypadek zastosowałem mrozoodporny i płytki podobnie. Obecnie z tego co widzę, to w moim domu nieogrzewanym, nieocieplonym mam cały czas temperaturę dodatnią, dokładnie +1stC. Mój wniosek: rób ile dasz radę, niczym się nie przejmuj, a jak ci lęki spać nie dają, to grzej na +5st, w ocieplonej chałupie raczej nie zbankrutujesz. Spuść wodę z instalacji ciepłej i zimnej wody. Do kibla i do umywalek wsyp soli. Rozszczelnij okna na poddaszu i w weekendy zaglądaj, czy myszy nie zamieszkały. Pieca chyba nikt nie ukradnie... Nie słyszałem, żeby kradli piece.
  15. Przez ściany działowe wielkiego przebijania nie będzie, ot, dziury. Chyba że dokładnie znasz miejsce prowadzenia instalacji, wtedy wstaw przepusty - kawałki rur o większej średnicy. Ale odradzam to, co sam Ci doradzam... bo nigdy nie ma pewności, co się zmieni. Nie przejmuj się. Muruj.
  16. Witam. Piękne jest zdjęcie seniora. W ramki i na ścianę. Mam pytanie: czemu służą tej jakby ławy na stropie pod ścianami poddasza?
  17. Ja również. Tym bardziej, że wciąż nie wiem, czy na poddaszu zrobię wylewki, czy drewnianą podłogę na legarach. A instalacje już rozprowadziłem, bo mam ściany.
  18. Dziennik w dzienniku. Jak emerytka buduje dom. ================================ Kiedy Syn mówił nam, Rodzicom, że ma zamiar kupić działkę budowlaną i tam zbudować własnoręcznie dom, Ojciec pukał się w czoło. Ja przyjmowałam ten pomysł zupełnie obojętnie. Mój syn miewał już różne pomysły, które spędzały mi sen z powiek. Przykład: pojechał na wymianę międzyuniwersytecką za granicę z kolegami starym 22-letnim samochodem. Prawie całą tę wycieczkę auto spędziło w warsztacie w Niemczech. Bez grosza przy duszy. Wybrnął z tego. Nie wiem jak. Przed tą wyprawą tłumaczyłam, że to jest bez sensu, że gruchot, bez 'kasy'. Nic to nie pomogło. He, he... Pół drogi grat kopcił, bo mu poszła uszczelka pod głowicę, drugie pół nas holowali kolejno policja autostradowa, osobówka, pomoc drogowa z Polakiem-naciągaczem za kierownicą i przyjaciele Niemcy. Od Niemców pożyczyłem kasę i po powrocie powoli im spłacałem. Od tego czasu żadnych kredytów brać nie chcę.) Dlatego też, kiedy była mowa o kupnie działki i budowie domu, nie protestowałam. Pomyślałam, że przynajmniej ten pomysł nie ciągnie za sobą żadnego ryzyka, żadnego niebezpieczeństwa. Ojciec powiedział: - Masz pieniądze, kupuj. I stało się. 17 czerwca 2004 roku pojechaliśmy na Zaręby. Działka w lesie, 1000m2. Bardzo nam się podobało. Następne miesiące to było oglądanie projektów domu. Najróżniejszych. W grudniu 2004 Ojciec miał udar mózgu. Paraliż prawej połowy ciała. Opiekowałam się nim, jak umiałam. P. mi pomagał w rehabilitacji w miarę wolnego czasu. Z każdym dniem było widać poprawę. Zaczął mówić, chodzić, największa radość była, kiedy mógł się samodzielnie podpisać i kiedy mógł otworzyć okno prawą ręką. 30SIE2005. Syn zabrał mnie i ojca na Zaręby. Zatkało nas - wykopane fundamenty. Ojciec zachwycony pracą, którą wykonał P. Wzruszenie ogromne, powiedział wtedy: - Chłopak, gdybym ja był zdrowy, to dopiero byśmy budowali. Wrzesień 2005. Zalewanie fundamentów. Przyjechała betoniarka. Zalewała fundamenty. Wyrównywałam deseczkami tę zalewkę. Była to moja pierwsza praca na budowie. 29PAŹ2005. Słoneczny, ciepły dzień. P. zabrał mnie i O. na budowę. Rozgarniałyśmy pospółkę, wewnątrz budynku. Należało w miarę równo rozprowadzić i ubić. Nie była to lekka praca. ...od 12 lutego Fąfel jest już na wsi - na zawsze. Nowotwór płuc ją wykończył. 30KWIE2006. To moja następna wizyta na budowie. Bo to już jest budowa. Jest już instalacja kanalizacyjna. Są też materiały budowlane. Jeszcze nie wszystkie, ale już widać plac budowy. Czerwiec 2006. Bloczki i cegła już kupione. Złożone na działce. P. kupił betoniarkę. Postawił już kawałek muru z bloczków. Zaczął budować ściankę działową z cegieł. Żeby nie musiał nosić cegieł i żeby było szybciej, donosiłam cegły i układałam obok. Okazało się, że nie mam pojęcia jak układa się cegły. Nigdy nie pracowałam na budowie. A nawet kiedy byłam na budowie, nie zwracałam uwagi na to, jak ułożone są materiały, żeby się nie przewróciły. Układałam tak: [_][_][_][_] [_][_][_][_] [_][_][_][_] -a powinnam tak: ::[_][_][_][_] [_][_][_][_] ::[_][_][_][_] Cała robota do poprawki. 16CZE2006. Upał ogromny. Raniutko pojechaliśmy na budowę. P. murował, ja donosiłam cegły. Robiłam picie, posiłki. 17CZE2006. Raniutko pojechaliśmy, a razem z nami moja sąsiadka Ziuta. Upał. P. murował. My donosiłyśmy cegły. Dla wielu osób nieobytych z budową, na codzień mieszkających w mieście, w bloku, taka budowa to atrakcja. Ale tylko na jeden raz. Kiedy już ustawiłyśmy kilka słupków, wyrównywałyśmy teren. Polegało to na tym, że rozbijałyśmy kilofem humus. Jest to gleba, która jest ściągana przy wykopywaniu fundamentów. Są tego g_ó_r_y! Humus zaczął już rosnąć i żyć własnym życiem. Perz i trawa to bryły, które należy rozbić, wrzucić na taczkę i rozsypać w nierównościach, które są na działce. Nazwałam tę robotę taczkowaniem. 20CZE2006. P. murował. Pomagałam w czym mogłam, ale przeważnie zajmowałam się taczkowaniem. Gorąco, upał. 26CZE2006. Urodziny P. W prezencie kupił sobie wciągarkę. Dołożyłam się finansowo, w prezencie. 17LIP2006. Przyjechał Zygmunt - mój brat. Pomagał murować. P. najbardziej bał się murowania nadproży. Może się nie bał, ale ja odniosłam takie wrażenie. Zygmunt rozwiązał problem. Oni murowali, ja zajmowałam się obsługą: szykowałam posiłki. Muszę zaznaczyć, że ja z synem jeździliśmy codziennie do domu, a Zygmunt zostawał na wsi. Postawił sobie namiot pod sosnami. Wieczorem przygotowywałam coś do jedzenia na następny dzień: gotowałam, piekłam. Starałam się, żeby moi 'murarze' dobrze się odżywiali. Pogoda była upalna. 18LIP2006. Glajcha 19,20,21,22LIP2006. Zygmunt stawiał komin. P. robił zaprawę. Ja donosiłam cegły. Oczywiście pamiętałam cały czas o tym, żeby nie byli głodni. Kiedy komin był już dosyć wysoki, P. Zygmuntowi podrzucał cegły, a ten łapał je w powietrzu. Widok piękny. 7SIE2006. Mój siostrzeniec - weterynarz - uśpił moją Sunię. Staruteńka już była, paraliż kończyn i kręgosłupa całkowicie już uniemożliwiał jej poruszanie się i zaczął sprawiać ból. P. ustawił las stempli. 19 i 20SIE2006 Wesele mojego bratanka. Poza tym musiałam zająć się moją działką. Trawniki, pomidory, ogórki, przetwory. Uwielbiam kiszoniaki mojej Mamy. Wrzesień 2006. P. cały czas przygotowuje się do wylewania stropu. Stawia stemple, muruje. Opóźnia się wylewanie, ponieważ musi poprawiać - nadproża i belkę - to mi nic nie mówi (tak P. nazwał zakres poprawek). Takie było zalecenie kierownika budowy, który przyjechał na kontrolę. 23WRZE2006. Sobota. Piękny, słoneczny i ciepły dzień. Zalewanie stropu. Zamówiona betoniarka na godz. 13.00. Umówieni pomocnicy. Ekipa. Mieliśmy problem z gumowcami. Potrzebne było sześć par. Mieliśmy tylko dwie. Za drogo, żeby kupować. Poratował kierownik, dał trzy pary. P. pracował w swoich roboczych butach. Betoniarka - grucha. Przyjechała o 14.00. Cała akcja trwała do 16-ej. Przyjechał także kierownik z żoną. Pięknie ubrany, w jasnych spodniach. Udzielił synowi wskazówki: -Do kieszeni nawkładaj kamieni, bo cię porwie. Kiedy wchodził po drabinie, którą P. zrobił, wyrwało mu się: -K..., co za drabina. Ja też niejednokrotnie przeklinałam tę drabinę, ponieważ szczeble miały odstęp około 80cm jeden od drugiego. Kiedy grucha odjechała i kiedy pooglądałam ten wylany beton na stropie (był to pejzaż księżycowy), kiedy 'robotnicy' wyrównali beton, zrobiliśmy ognisko. Nocowanie w blaszaku, na styropianie. Myszy naokoło. Ciemno. Chłodno. Przykryliśmy się jakimiś kufajkami, czym się dało. Rano P. zerwał się i natychmiast poszedł zobaczyć, czy się strop nie zawalił i czy mury stoją. Tego betonu była taka masa, że aż trudno uwierzyć, że mury wytrzymały. Ale wytrzymały. * * * Odnoszę wrażenie, że charakter mojego dziennika oddaje charakter mojej budowy: wiele rozpoczętych wątków, pojawiają się wciąż nowe, a końca nie widać. * * * Wzorem Pamiętnika znalezionego w Saragossie, z zaprzeszłych historii wracamy do głównego wątku opowieści, wciąż jednak pozostając w Dzienniku w dzienniku. Bo to wciąż jest dziennik w dzienniku, wciąż daleko do współczesności, choć już tylko krok, może dwa dzielą mnie od zakończenia. Albo rok, może dwa... [edit: zaprowadziłem porządek formalny: dziennik w dzienniku jest kursywą.]
  19. Dziennik w dzienniku – jak emerytka buduje dom. ================================ Motto W każdym dziele są trzy etapy: -niemożliwe -trudne -zrobione 7PAŹ2006 P. zamontował wciągarkę na stropie. Około dwóch dni pracował sam. Sam sobie bloczki układał na platformę, potem wchodził na górę. Wciągał. Schodził na dół, ładował i znów na górę po tej cholernej drabinie. Kiedy mi to wszystko opowiadał, zaproponowałam mu swoją osobę jako pomocnika murarza. Przecież może na coś się przydam. P. zgodził się. Właściwie od tego dnia zaczęła się moja prawdziwa przygoda z budową. A wcześniej? ...wcześniej... [edit: zaprowadziłem porządek formalny: dziennik w dzienniku jest kursywą.]
  20. Dziennik w dzienniku - jak emerytka buduje dom? ================================ Oto relacja z budowy domu opisana z perspektywy nobliwej pani, która uczestniczy w budowie, mojej budowie. Relacja pomocnika, pomocnicy w zasadzie, co tu gadać, mojej Mamy. Na mą prośbę spisała doświadczenia, odczucia i wrażenia z tego, jak żeśmy tymi ręcami wspólnie pewne etapy chatki stawiali. Wciąż w pełnej gotowości i oczekiwaniu na kolejne wyzwania, czeka na wiosnę. Startujemy.
  21. Już rozpracowałem układ płyt, bo... kupiłem z zapasem raptem 3 płyt, więc nie mogę mieć odpadów. Barbossa, myślisz, że czymś się różni zwykła pianka niskorozprężna od tej dedykowanej do klejenia styropianu?
  22. Telegram: Kupiłem styropian - będę ocieplał! 35,1m3, 117 paczek. Grubość 20cm. Bez frezu. Czyli 175m2 ściany. Izotrerm, lambda 0,038 Duże kulki ma. Fuck! Styropianem zapakowałem pół parteru i część poddasza LISTWA STARTOWA Zastanawiam się, czy dawać listwę startową. Przy grubości ocieplenia 20cm listwa jest diabelnie droga!!! Coś dać trzeba, żeby równo zacząć. I te gryzonie. Zastanawiam się od jakiej wysokości zacząć - mogę na równo z papą - izolacją poziomą, ale chodzi mi po głowie, buy zacząć 10cm wyżej, wtedy ładnie wyrównam izolację poniżej - czyli fundamentową. PIANKA DO STYROPIANU Planuję kleić na piankę. Z pistoletu. Być może dam kołki na narożnikach i dookoła otworów. Podstawowy jednak problem to jak uzupełniać drobne szczeliny między płytami. Jeśli płyty nie będą idealnie pasować, to szczelina może być zbyt wąska, by wciosnąć w nią pistolet, ani nie będzie jak wsunąć paska styropianu. Podobno niektórzy w takiej właśnie sytuacji zostawiają szerszą szczelinę - by wypełnić pianką lub paskiem styropianu. Nie wiem... no nie wiem... PRZECINARKA DO STYROPIANU Chcę ciąć drutem oporowym. Muszę skonstruować przecinarkę do styropianu. Założenia: drut oporowy d=0,8mm moc trafo ok 250-300W Napięcie zasilania 17-24V Drut już kupiłem. Czekam aż przyjedzie. Ramiak muszę skonstruować. Sprawdzę jak działa drut podłączony do prostownika. Nie chcę ciąć styropianu piłą, bo się kruszy, sypie, paskudzi. I nierówne krawędzie wychodzą. OKNA Już wiem, że mam źle osadzone. Jak je montowałem, to miało być 15cm styropianu. Przy 20cm okna powinny być osadzone w warstwie ocieplenia. U mnie są zlicowane ze ścianą. Zobaczymy.
  23. Podnoszę temat. Co zrobić, kiedy szczeliny między płytami są na tyle wąskie, że pistoletu nie wciśniesz, ani paska styropianu? Podobno klejąc na piankę warto zostawiać szersze szczeliny między płytami nie pasującymi do siebie idealnie, by potem wypełnić pianą. To chyba dosyć kosztowna metoda. Proszę o sugestie.
×
×
  • Utwórz nowe...