Ja zaczęłam , dziś czwarty dzień. Ponieważ ruchem się brzydzę a słodkie u mnie być musi bo brak grozi samobójstwem lub przynajmniej ciężką depresją - więc oczywiście wróciłam do znanego i skutecznego , czyli nadprogramową poświąteczną czwórkę tudzież siłą rozpędu ile bozia da zrzucam z dukanem Wyjściowo było 64 , co skutkowało wkurrrr... jącymi mnie pyziakami najbardziej widocznymi na fotach oraz wylewającymi się ze spodni boczkami ( w sumie powinnam się cieszyć, że wlazłam chociaż w spodnie , nie? ) . Pierwsze trzy dni zawsze są dla mnie najtrudniejsze , i tym razem rozpierdzieliły mnie na drobne kawałki .... serek wiejski mi sie uszami wylewa a ser biały powoduje mdłości . Na szczęście od śmierci głodowej uchroniły mnie jajka , gotowany kurczak i ryby . Dziś mamy kochani czwarty dzień - więc jaki to dzień? no jaki? ano taki - w którym mogę zacząć przez trzy dni wcinać moje ukochane warzywa niczym królik na wypasie . Zakupiłam brokuły (które zrobię na parze) , zakupiłam sałatę, ogórki, pomidory i jajka z ktyórych upichcę sałatkę, zakupiłam udka i marchewke z których to wykonam w chwili weny galaretę, a jak nie bedę miała weny to zeżrę tak jak teraz w postaci jeno gotowanej. Trzy dni wypasu warzywnego godzonego z mięsem , rybami i jajkami powoduje u mnie nagły przypływ dobrego nastroju ... ale i tak nic nie zrekompensuje zakazu spożywania alkoholu , przecież życie na trzeźwo jest nie do przyjęcia . Subtelnie odwracać uwagę od tego dramatu bedzie mi zajmowanie czasu rzeczami innymi - dziś będę piłować zumbę oraz tańce na kinekcie aż nie padnę . Dziś na wadze 62 i poluzowały mi się spodenki . Jedziem dalej