Skocz do zawartości

Baszka

Uczestnik
  • Posty

    1 908
  • Dołączył

  • Ostatnio

  • Dni najlepszy

    36

Wszystko napisane przez Baszka

  1. Z uwagi na ilość i wielkość okien bardzo starannie je wybierałam. Ważne były dla mnie parametry. Wahałam się między drewnem a pcv. Ostatecznie wybrałam pcv z uwagi na to, że drewno wymaga konserwacji. Ostatecznie w rankingu został Vetrex i schucco. Skłaniałam się ku tej ostatniej firmie, ale był kiepski kontakt z przedstawicielem. Uznałam, że skoro na tym etapie jest kiepsko, to co będzie, jak się będzie coś dziać? Wybrałam Vetrex. Uważam , że prócz parametrów technicznych okna i właściwego montażu, nader istotny jest serwis gwarancyjny i podejście do klienta. Z nawiewników zrezygnowałam, wietrzę lub rozszczelniam okna.
  2. Obu Busterku, obu. No i paru innych. Niezła impreza by się wyszykowała . Jest takie powiedzenie, że życie jest jak papier toaletowy: szare. No może u niektórych tak. U mnie przeciwnie. Nawet banalna sprawa opróżnienia szamba u mnie okazuje się przygodą na miarę Bilbo Bagginsa. Szambo zostało zainstalowane dawno temu, kiedy jeszcze nie mieszkałam, ale koczowałam bez zlewu, wanny, umywalki i tym podobnych mieszczańskich wynalazków. Woda była tylko w bidecie, no i działał kibelek. W miarę postępu cywilizacji zaglądałam do szamba wiedząc, iż przyjdzie taki moment, że trzeba będzie je opróżnić. Niestety jakoś ostatnio pokrywa odmówiła współpracy i jedynym wskaźnikiem był kamyczek wrzucany do środka i nasłuch czasu, kiedy będzie plusk. Ponieważ mam już podłączoną pralkę i wannę, to szaleję. A o sprawdzaniu poziomu zapomniałam. No i w poniedziałek rano zauważyłam, że na jednym z otworów klapy jest lód i ciągnąca się od niego zamarznięta niteczka. Niezbyt długa, ale jednoznacznie nie pozostawiająca wątpliwości co do poziomu . Zadzwoniłam do gminy, a tam informacja, że pan mnie może zapisać na" za tydzień". Nie potrafiłam chłopa przekonać, że potrzebuję "na wczoraj". Na szczęście w okolicy są inne firmy świadczące tego typu usługi. Zadzwoniłam, pan przyjechał i się zaczęło. Okazało się , że pokrywa nie chce współpracować z nikim. Pan stukał, pukał, ciągnął i nic. Zapytał, czy nie mam palnika. No faktem jest, że miewam różne cuda, ale palnika i butli nie. Za to mam kartony. Zrobiliśmy ognisko na tej pokrywie . Wyraziłam ubolewanie, że nie mam kiełbasek, byłoby jeszcze śmieszniej . Niestety aparat był wyładowany, nie udokumentowałam tego. Czyż ja nie mam wesoło?
  3. Obawiam się , że Mr Tomo może mieć rację. Chodzi mi po głowie taki zamysł, bo się zapisać na jakoweś forum mykologiczne. Jako osoba lubiąca las, natykam się na różne cudaki , ale na wszelki wypadek nie zbieram. Zadziwił mnie grzyb fioletowy, jak znajdę zdjęcie, to wstawię. Tej płomienicy, którą kusi Animus, nie znam . Wiem tylko, że z grzybami trzeba uważać. Znam przypadek, gdzie para wytrawnych grzybiarzy się zatruła, jedno z nich zmarło. No to chyba oczywiste . Widzę, że nie tylko mnie urzekł ten opis. W sobotę lub niedzielę będę szukać.
  4. Co rechoczesz jak do sera? Dziwnym trafem ludzie czynią zbiory jesienią nie teraz. Jak znajdę jakiegoś blaszaka po tych mrozach, to Ci zrobię fotkę.
  5. No nie bądź skąpirus wiadomościowy, rozwiń temat. Jak to jest z grzybami o tej porze roku? Znalazłam jakieś podmarznięte blaszkowe u siebie na łące, ale ich nie zidentyfikowałam. Szlachetnych zero.
  6. Uprasza się Lesia o usunięcie fotki tego mordercy z mojego dziennika. Co do burz. Wiele lat temu przeżyłam burzę śnieżną połączoną z obfitymi opadami i piorunami, to dopiero była zadyma !
  7. Niech mnie odwiedzi , a martwić się będę potem.
  8. Super masz, do dzięciołów mam szczególną słabość . U mnie był latem na brzozie, zajrzał do karmnika, ale o tej porze roku stołówka świeciła pustkami. Potem go nie widziałam. Muszę tam zajrzeć, czy jeszcze coś jest do jedzenia.
  9. Preziu, szczęściarz z Ciebie. Mnie ostatnio odwiedzają rzadziej, albo nie umiem na nie trafić. Ptaków więcej, nie pamiętam, czy pisałam w ubiegłą niedzielę było stadko gili. Dziś jakieś spore niezidentyfikowane, też stadko, kos na owocach ognika i sikorki. A w sylwestrowe popołudnie przyleciał bażant. Siadł na brzozie i przesiedział od 15 do 20.
  10. Owszem domina. Poszła zmywarka, pralka, telewizor, laptop, system modnego teraz oświetlenia sufitowego i nie pamiętam, co tam jeszcze. W każdym razie kocioł naprawili na gwarancji, miał kolega szczęście, że trafił na takiego serwisanta. Tak podejrzewałam, że trzeba będzie kabel przeciągnąć na nowo. Moglibyście wymyślić jakieś forumowe świadczenie usług na odległość. Na właściwym miejscu. Mnie by się bardziej podobała nazwa zwracacz miast rzygacza. Wprawdzie ta grupa spółgłoskowa nie jest aż tak płynna w wymowie, ale da się.
  11. Też się zastanawiam. Ale jest ładniejsza nazwa pochodząca z języka francuskiego: gargulec. Widzę, że się w końcu ogarnęliście, dziękuję. Nooo , to też jest problem. Przy wydłużeniu lampy kabel będzie za krótki. Jeszcze nie wisi ( tego tygodnia próbnego nie liczę) a już mi działa na nerwy. Da się kabel przedłużyć łącząc, czy to słaby pomysł? Nie chciałabym sobie sama zrobić kolejnej życiowej niespodzianki. Anegdota z życia wzięta. Kolega z pracy kupił od dewelopera pół bliźniaka. Etap wykończenia ma mniej więcej jak ja, czyli mieszka, ale jest jeszcze sporo do zrobienia. I nagle zrobiło się zwarcie, w wyniku którego spaliły mu się wszystkie domowe urządzenia w sieci, łącznie z kotłem co. Kabelek w tablicy był niedokręcony.
  12. Dziękuję kolegom za wysilanie się . Już nie chcę z Wami przedłużać lampy, a pogrubiać jej tym bardziej.Bardziej mi chodziło o to , czy da się to zrobić bez totalnego jej zniszczenia, a Wam jakoś od rana wyobraźnia meandruje.
  13. Spłakałam się ze śmiechu. Kocham Was i Wasze pomysły.
  14. Oglądałam już te łańcuchy, które pokazujecie. Nie mam tylko koncepcji, jak to połączyć. bo jak widać ten w lampie nie jest całkiem prosty. Wbrew pozorom daje przyjemne światło , akurat nadające się na klatkę schodową. Spróbuję ją jeszcze przymierzyć jakby wyglądała w jadalni nad stołem. Wstępnie wydaje mi się, że głupio, bo ma 90 cm długości. Zmierzyłam też odległość od sufitu do górnej krawędzi futryny, wynosi ona 1.38. A lampa wisieć będzie nad schodami, czyli 3 stopnie w dół od podestu ( wysokość stopni 18 cm). Zatem te 90 cm "zginęło" pod sufitem. Bogaci to będziemy, jak posprzedajesz te ubranka, które każesz Igusi do sprzątania wdziewać .
  15. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia, jak jeszcze wisiała. Wyglądała tak, że no ....kaplica właśnie. Tylko zioła brakło. Idę, spróbuję zmierzyć wysokość w tym miejscu klatki schodowej.
  16. Tak z 50 cm to jak nic, żeby nie wyło pod sufitem i jakoś wyglądało. Lesiu, znowu siedzisz w garażu i się nudzisz?
  17. Sugerujesz coś? Przemyślę, a teraz pomyśl o jej p r z e d ł u ż e n i u .
  18. Może zamiast na sprzęcie, skupilibyście się na lampie? A dokładnie na sposobie jej przedłużenia.
  19. Wyryj sobie pod berecikiem te słowa złotymi zgłoski na czarnym tle i powtarzaj jak mantrę . Lesiu ma zły gust ( vide nasza służąca) , ale mądrze prawi. Ucz się na moich błędach. I wiedzy, zapomniałaś o wiedzy budowlanej .
  20. Dlaczego mię siostrę postarzasz, brutalu?
  21. Pomysł super, tyle że mam wrażenie, iż te firankowe będą zbyt wielkie. I tak zaczęłam się zastanawiać, czy takie przedłużenie nie oszpeci tej lampy do imentu. Pokażę ją w całości dla wszelkich konsultacji. Kiedyś mi się bardzo podobała, teraz wydaje mi się taką trochę lampą Alladyna . W kontekście ostatniego zdania, które zacytowałeś, nasuwa mi się teraz tylko jedno pytanie: kiedy wpadniesz zamontować mi gniazdka? I jeszcze jedno, odszukałam z myślą o Tobie zdjęcie śpiącej matki. Jak widać, nadzór inwestorski też śpi .
  22. Poczytałam o gniazdkach, Retro dziękuję . Niewykluczone, że będę Was jeszcze męczyć w tym temacie, jak się tylko jakiś "gniazdkowicz" pojawi na horyzoncie. Na razie nie ma takowego. Lesiowi też dziękuję za uwagi, swoją drogą to Lesiu mnie zadziwia. Okazuje się, że zwraca u mnie uwagę nie tylko na ulubione brzozy, ale zauważył, że mowa o gniazdkach podtynkowych. Dzieje się mało. Ostatnio , jako że w pobliżu działają górale, udało mi się doprowadzić do osadzenia kratki wentylacyjnej w ścianie szczytowej pokoju nad garażem. Nie było to proste, bo nie mam dojścia do tej ściany od środka budynku, tylko z zewnątrz. Wykorzystałam ich też do zamontowania haka na lampę i powieszenia tejże na klatce schodowej. Nie było to proste, jako że z drabiny nie dało się sięgnąć. Wymyśliłam, żeby drabinę postawić od środka. Był to pomysł skuteczny. Niestety ową kratką nie cieszyłam się długo, gdyż wczoraj sprawiała wrażenie, jakby chciała zmienić lokalizację, a dziś już ją zmieniła udowadniając tym samym, że grawitacja działa. Na szczęście górale jeszcze dziś działali, zatem przyszli , powtórzyli wszystko od początku, tym razem pogrubiając ową kratkę na obwodzie, by jej niecne zamiary nie mogły tak łatwo być zrealizowane i siedzi. Lampę też mi zdjęli, bo była za krótka i mi działała na nerwy. Muszę ją jakoś przedłużyć i liczę , że ktoś podsunie skuteczny pomysł. Jedyne co mi wpadło do głowy to przedłużenie tych trzech , widocznych na zdjęciu łańcuchów jakimiś podobnymi ogniwami, tyle że zwykłymi. Macie pomysł, kto może coś takiego uskutecznić? Ta lampa się nigdzie indziej nie nadaje, bo jest za długa, tam z kolei za krótka. Paranoja. Z innej beczki . Ostatnio odwiedziło mnie stado gili. Myślałam, że oszaleję ze szczęścia, koty też. Gapiliśmy się, jak urzeczeni. Niestety nie mam fotki. Jednego osobnika forpoczty udało mi się obfocić przy innej okazji. Dla pewnej równowagi tego, co za oknem pokazuję też nieco chabazi w jesiennej jeszcze odsłonie. Trzmielina oskrzydlona w towarzystwie goździków.
  23. Audaces fortuna iuvat, tyle w temacie odwagi . Wielka potwora od samiutkiego początku zdawała się być szalenie zrównoważona, a zatem budząca zaufanie. Co istotne zupełnie nie zwracała uwagi na kota, który nie wiadomo skąd pojawił się w okolicy. Zlekceważyła go wybitnie. Jak się później okazało nie było to zagranie pokerowe. Na nasze domowe też nie zwróciła uwagi. Pozwoliła się bez problemu wykąpać. Ablucje uwidoczniły różne problemy zdrowotne, jakieś wysypki rany, łyse placki na końcówkach uszu. No i masę, a właściwie jej brak. Ważyła 25 kg. Nie wiem, ile waży teraz, ale apetyt ma wyborny. Bardzo się muszę pilnować, bo w oka mgnieniu kradnie wszystko, do czego sięgnie, a że ma długie łapy, sięga daleko. Pożarła już nieczęstowana: kostkę masła, prawie cały bochenek chleba razowego ( nie w jednym czasie, zatem nie chodziło jej o chleb z masłem), garnek z ryżem z warzywami ( zawartość przeznaczoną dla niej i Filipa na dwa dni), smalec z dodatkiem boczku, który wyprodukowałam, orzechowomaślanocukrową polewę do ciasta i pół blachy ciasta właściwego. Tym samym zapewnia i mnie "atrakcje", bo co się działo po pochłonięciu smalcu możecie sobie wyobrazić. Mniej więcej to samo, co po obrabianiu kości wołowej. Dobrze, że nie oszczędzałam na panelach, przeżyły. Kości nie mogę dawać ani surowych, ani gotowanych. Szkoda, bo miały kudłacze wielkie chwile szczęścia. W zakresie zdrowotnym potwora jest w zasadzie "opanowana" . Został do wycięcia guz, który będzie usunięty przy okazji sterylizacji. Na pierwszym zdjęciu towarzystwo po powrocie z grzybobrania, w czasie którego dopadł nas deszcz.Na ostatnim widać, jak ją myję przy pomocy suchych traw. Potwora lubi się perfumować, a że właśnie znalazła coś interesującego do wytarzania...jest myta.Mamy za sobą jeszcze inne przygody, ale o nich kiedy indziej.
×
×
  • Utwórz nowe...