Skocz do zawartości

Baszka

Uczestnik
  • Posty

    1 908
  • Dołączył

  • Ostatnio

  • Dni najlepszy

    36

Wszystko napisane przez Baszka

  1. Z okazji trwających Świąt Bożego Narodzenia życzę Wszystkim jak najmilszych chwil i radości nieskażonej problemami dnia codziennego . Chcę też z całych sił podziękować serdecznie za za Waszą pomoc. Jest nie do przecenienia. W moim domku z jego wszystkimi fuszerami, niedociągnięciami," nieskończeniami" odbyła się pierwsza Wigilia. Nic to , że kinkiety leżą obok kominka, lustro stoi za kanapą, dziura z wentylacji straszy niezamkniętym otworem, różne kable sterczą ze ścian jak badyle, a ściany należy pomalować. No i ja nadaję się przynajmniej do konsultacji z dobrej klasy specjalistą z wiadomo jakiej dziedziny, ale... mieszkam . Dziękuję za wpisy dotyczące gniazdka zewnętrznego. Są nadal aktualne, bo temat nie został ogarnięty. Nikt nie miał czasu, by to zrobić, ani mąż koleżanki, ani elektryk, który robił instalacje. Nikt inny z umiejętnościami nie pojawił się na horyzoncie. Czasem złoszczę się sama na siebie, że taka jestem mądralińska , taka niezależna, a na przykład gniazdka nie umiem zamontować. I czekam na kogoś, kto to ogarnie, jak na zbawienie. Teraz wracam do tematu, jak się może skończyć wyprawa na grzybobranie. Wracałyśmy z dziecięciem z lasu, byłyśmy w miejscu, w którym lokalna droga włącza się w drogę krajową na Poznań ( ruchliwą) i nagle zobaczyłyśmy ją. Zdawała się nie zwracać uwagi na auta wokół. Była opanowana i zupełnie nieświadoma zagrożeń. Zauważyłyśmy ją jednocześnie, a że w takich momentach działam odruchowo, zatrzymałam samochód, dziecię wysiadło, dopiero wtedy poszukałam stosownego miejsca do zatrzymania. Zapytałyśmy w okolicy , czy ktoś zna, widział itp. Nikt i nic. Zatem zaprosiłyśmy wielką potworę do auta i pojechała z nami. Teraz tylko parę zdjęć. cdn
  2. Jakaż ona cudna . Niestety to nie u mnie, a szkoda. U mnie zbliżają się do tarasu, ale do okien nie podchodzą. Podejrzewam, że ta musi być jakaś oswojona , mieszkająca w tym ogrodzie. Do właścicieli rydzów pod oknem. Kategorycznie apeluję o zaproszenie jesienną porą. Ewentualnie można przesłać zebrane egzemplarze, już je sobie sama przebiorę i oczyszczę . Była zima, przyszła wiosna, zima znów nadchodzi, a ja ciągle nie mam czasu na napisanie, czym grozi wypad do lasu na grzyby...Co się odwlecze... Teraz dwa słowa z frontu budowlanego. W zeszły piątek po długim czasie przyjechał jakże oczekiwany stolarek nr 2. Miał dokończyć listwy, skleić rozwaloną przez siebie futrynę i dokleić tę listwę, która już zdążyła odpaść. To mi się zaiste podoba. Jeszcze nie wszystkie skończył przyklejać, a tu się już niektóre odklejają ...Nauczona doświadczeniem postanowiłam się przedwcześnie nie cieszyć. I słusznie, jak się okazało po czasie. Jednak jak zadzwonił z informacją, że przyjedzie, nie mogłam powstrzymać radości. Jak przyjechał też się jeszcze cieszyłam. Kiedy przestałam? Ano wtedy, jak wniósł listwy do domu. Okazały się być nie w tym kolorze. No co tam myślę sobie. Tyle czekałam ( od lutego dla przypomnienia), to poczekam jeszcze trochę, na takie w kolorze właściwym. Dałam zatem najdłuższą listewkę na wzór. I co się okazało? Ano to, że również została zeszlifowana, bo cymbał jeden zapomniał napomknąć temu od szlifowania, że ta jest na wzór . Zatem wczoraj odwiedził mnie ponownie po kolejną listewkę na wzór, tyle że tak długiej już nie miałam. Dochodzę do wniosku, że przyciągam wyjątkowych pacanów. Jestem na etapie poszukiwań gniazdka zewnętrznego. W Casto mają takie z IP 44. .Gość mówi, że to wystarczy, tylko należy założyć drzwiczki, za którymi będzie schowane. Prawdę mówi? Pojechałam też do hurtowni elektrycznej. Tam na pytanie o gniazdko zewnętrzne elewacyjne usłyszałam odpowiedź, że wszystkie się nadają. Zdziwiłam się niezmiernie i zapytałam o wodoszczelne. Pan dziwnie popatrzył, a jak spytałam o parametr IP, to dopiero zobaczyłam dziwne spojrzenie. W każdym razie dysponują tam takim z IP 55. Takie bliżej 60 podobno nadaje się na dno basenu, kosztuje 700 zł i w domach nie montują. Czy rzeczywiście ten parametr 55 jest odpowiedni do mojego domu na elewację?
  3. Droga Siostro dojdziesz i Ty do etapu zadomowienia. Skoro takiemu łosiowi jak ja się udało, to każdemu się uda, Tobie tym bardziej . Udało mi się kupić symbol mojej budowy. Jeszcze nie jestem pewna, gdzie go powieszę. Taki malutki symbolik zawisł na piekarniku.Tylko zdjęć teraz nie wkleję, bo się gdzieś ukryły. MrTomo, grzyby jeszcze można spotkać. Wczoraj byłam w moim ukochanym lesie i parę przytargałam. Niestety rydza ani jednego. Dziś na śniadanie była jajecznica na grzybach i jeszcze będą kanie. Resztę suszę. A kubek przywieziony ze zlotu naszego forumowego jest moim ulubionym. Skoro o grzybach, to muszę obiektywnie napisać, że trzeba uważać. Napiszę, ale już nie teraz, co przywiozłam z jednej wyprawy grzybowej.
  4. Nie , nie o gości chodziło tym razem, jeno o niebo, bo zaczęły się jakieś różowości na nim nieśmiało pokazywać. Nie wiedziałam, że aż tak lubię różowy kolor Jednak fotki nie wyszły spektakularne. A mam gdzieś ( tam gdzie fotka śpiącej matki) takie z ubiegłego roku, z tej pory-miodzio. Postaram się odnaleźć. Teraz o zajęciach wczesnej jesieni. Trochę zaniedbałam prace ogrodowe na rzecz lasu. Raz , że lubię jako taki, dwa że nie będąc wytrawnym grzybiarzem trochę zbierałam , jako że obrodziły obficie. Mam nawet za sobą pierwsze w życiu kiszenie rydzów. Dwa razy znalazłam rydze giganty, w tym raz na łące tuż obok działki. Niestety rosną tu pojedynczo, nie rozpieszczają. Zrobiłam też dwa słoiczki wg przepisu Magdy G. Zobaczymy w późniejszym czasie, co warte. Na ostatniej fotce najpiękniejsza biżuteria leśna.
  5. Busterku, mam nadzieję, że doszedłeś już do siebie . Te "drobiazgi", które Cię osłabiły są przeszłością. Za to widzę, że nie mogę pokazać szczelin między opaską a ścianą, bo dostałbyś zawału . Sama niemalże dostałam( który to już raz), jak pojechałam do niego w pierwszych dniach września, żeby w końcu raczył zakończyć temat. Umówiliśmy się na przyszły tydzień i wtedy odkryłam, że opaski są niepomalowane. Od razu zrezygnowałam z tego spotkania i przesunęłam na czas, kiedy zdoła je pomalować. Nie mogłam tego zrobić sama, gdyż trzeba do tego użyć pistoletu. Pędzlem tak nie wychodzi. Wiem, bo próbowałam, kiedy wybierałam kolor. No nieważne. Teraz zostało mi już tylko dwóch miszczów do zakończenia współpracy: instalator i stolarek nr 2, ten od listew przybijanych do paneli. Odbębniam ich kolejno, bo nie jestem w stanie w jednym momencie. Instalator miał dzwonić wczoraj rano, żeby się umówić. Niestety pewnie niezwykle ważkie przyczyny uniemożliwiły ten kontakt. Zadzwoniłam zatem do stolarka." Musi jeszcze raz przeszlifować i pomalować listwy, bo się zakurzyły". We wtorek, środę powinny być gotowe. Głównie chodzi o listwy pod okna balkonowe, do tego wiatrołap i kuchnia. Przerywam teraz, bo coś zaczyna się dziać , pędzę po aparat.
  6. Dowiemy się dzisiaj . Wczoraj tak się dzień poskładał, że zostałam na noc w mieście, a sprzęt na wsi. Otóż wczoraj minęła "miesięcznica" , jak udało mi się wreszcie doprowadzić do końca współpracę ze stolarkiem. Ostatnie dwoje drzwi zostało osadzonych właśnie 9 października. Po drodze okazało się, że opaski do drzwi łazienkowych z góry i z dołu są niepomalowane, że skończyła mu się bejca, że nie przywieźli bejcy , choć mieli przywieźć, że jak przywieźli, okazało się, że jest to nie ten kolor, którym była malowana reszta, ale w końcu przywieźli tę właściwą i mam drzwi. Wprawdzie trochę porysowane, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował? Z drzwi korzystam stale. Zamykam je przed zwierzyńcem, kiedy wychodzę do pracy. Oto one. Tuż za drzwiami jesienna impresja czeremchowa. Daszek mi się podoba, wrócimy do tematu.
  7. Dziękuję za życzenia, z pewnością się przydadzą . Chwilami mam wątpliwości, ale skoro tak twierdzisz , nie będę zaprzeczać .
  8. "Odzdrawiam" MrTomo . Pracy rzeczywiście sporo i za mną, i przede mną jeszcze. Zgodnie z obietnicą wklejam zdjęcie tarasu już wykończonego . O schodkach do poprawki chyba pisałam, są zbyt płytkie. Jak widać zostały wystrugane z resztek desek tarasowych. Pokazuję też schrzaniony przez siebie fornir na kredensie. Specjalnie dla Lesia wybrałam fotkę, na której widać odbite w szybie kredensu ulubione drzewo . W końcu mam też kompostownik. No może nie do końca "profesjonalny", ale co tam. Jest ograniczony tylko z trzech stron, bym miała swobodny dostęp do skarbów. Powinnam przerzucić do niego zbiór gromadzony nieformalnie, tylko nie mam kiedy, póki co. Za dwa dni będę świętować. A co? Powiem pojutrze. Dziś rano znów byli goście. Rozpieszczają mnie . Jadłam śniadanie i nagle widzę, że coś mi się rusza za oknem . Okazało się, że była obskubywana budleja. Spróbowałam zrobić zdjęcia, ale jako że było koło 6.30, to wyszły kiepskie. W każdym razie towarzystwo było zadowolone. Jedna z dam ( były bowiem trzy damy i jeden rycerz) tańczyła na szczycie tej górki kwietnej. Patrzyłam urzeczona. Na ostatniej fotce gość, który nie wie, że nie wypada się drapać w towarzystwie. Widać też, że nie mam już drewna zgromadzonego przy "piździku". Umeblowałam do końca drewutnię.
  9. Próbuję podgonić nieco zaległości w pisaniu. Do Solki i aaa- mnie ci goście z kopytkami też zachwycają. Najmilej wspominam odwiedziny, które miały miejsce 19 i 20 sierpnia. Leżałam wtedy uziemiona po zabiegu na kopytko, pogoda była parszywa, taka forpoczta tej jesiennej tegorocznej. Myśli takie sobie, jak to w okolicznościach, kiedy nie można się ruszyć i nagle goście. Kanapa przy oknie, więc gapiłam się jak urzeczona. Przychodzą regularnie. Za mną jest pas działek połączonych bezpośrednio z lasem. Zachwyca mnie też to, że nie posilają się chabaziami wszelakimi, tylko zadowalają chwaściorami. Nie skusiły się nawet na oczara, którego miały po drodze. Mam pewne wątpliwości , jak to będzie zimą. Czy wtedy nie zaczną zajadać "jak leci". Do Draagona- powolutku rzeczywiście zaczyna u mnie wyglądać "cywilizowanie". Za to ja przechodzę proces odwrotny.Popadam w skrajny minimalizm połączony z prymitywizmem cywilizacyjnym. Ostatnio miałam w pracy imprezę 50- lecia istnienia placówki i zapomniałam pomalować rzęsy. Teraz taka moda, że kobity płacą ciężką kasę, by zachwycać świat doklejanymi rzęsami, a ja nie dość, że nie podążam tymi "tryndami", to jeszcze nie wykonuję planu minimum. Zapomniałam . Jednak nadmieniam, że impreza się udała . Wklejam parę fotek. Na pierwszej górka kwietna "obrabiana" też przez sarenki, na kolejnej smoczuś, z którym wchodzę w konfidencję najwyraźniej, potem wiadomo co, szczęście po prostu. Zerwałam, żeby goście nie pożarli i mam . I jeszcze jakiś rogacz, ale nie wiem jaki, bo o entomologii mam pojęcie niczym wilk o gwiazdach.
  10. Baszka Ci wszystko wybaaaaaczy ( to na melodię miłości) .
  11. Do Demo- w ubiegłą sobotę taras został skończony. Ma czółko . Ma też schodki, które wprawdzie mają zostać pogłębione, ale co tam. Fotki przy okazji, bo przełączka na kartę została w mieście, a na pulpicie mam to, co zgrywałam wcześniej. Jeśli chodzi o sąsiadów, to masz całkowitą rację. Nader terytorialni. Wszyscy grodzą co mogą i jak mogą. Jestem jedyna bez ogrodzenia. Na razie myślę o bramie i to tylko z uwagi na własny zwierzyniec, który też jest terytorialny ( wpasował się w paradygmat sąsiedzki) i biega drąc japę, gdy tylko kogoś zobaczy. Ostatni odcinek drogi do mnie przypomina literę T. Mój domek jest na końcu krótszego ramienia z lewej strony ( podaję szczegółowo, jakby mnie kto chciał odwiedzić ). Rok temu znów podpadłam sąsiadom, bo w połowie długiego ramienia tej litery chcieli postawić kolejną bramę zamykaną, prowadzącą do 5 domów i jednej pustej działki. Oprotestowałam gorąco, póki co temat upadł. Koronny argument: żeby dzieci miały się gdzie bezpiecznie bawić. Nadmieniam, że główni pomysłodawcy mają dom na działce dwudziestoarowej, którą latem powiększyli o kolejne 10 ( kto bogatemu zabroni ?), więc zupełnie nie rozumem, dlaczego dzieci mają się bawić na drodze, ale tępa jestem, jak widać. I nie poradzę.
  12. Do Zenka- witam Cię w moim dzienniku . DO Zenka, PeZeta i innych utajnionych wielbicieli starych mebli. Brutale bezwzględni, wichrzyciele moich koncepcji . Nie dość, że wszystko idzie mi wolno i opornie, to mi jeszcze w głowie mieszacie. No przeca nie chcę tych mebli oszpecić. Ten mebel, który wstawił Zenek , to jakaś spaprana na biało ohyda meblowa. Zupełnie nie o taki efekt mi chodzi. Nie umiem znaleźć zdjęcia, które kiedyś mi wpadło w oczy. Bielenie pastą starwax daje inny efekt. Nie wiem, kiedy mnie tknie na ten proces, ale po Waszych wpisach teraz to nawet garderoby nie odważę się pacykować. Jak się zdecyduję, to próbkę zrobię w miejscu dyskretnym, pokażę Wam efekt i przekonsultujemy . Ten kredens posiada dodatkowy , wysuwany z czeluści blat. Z wrodzonego lenistwa go nie szlifowałam( w zasadzie zawsze jest schowany). Teraz będzie okazja to uczynić i ewentualną próbkę na nim uskutecznić.Dyplomatycznie.
  13. Rysiu, jesteś krynicą wiedzy "przepisowej", dziękuję za informację . Wolałabym uniknąć zbędnych ćwiczeń. I tak się namacham ponad moje możliwości. Ale, jak trzeba będzie...
  14. Oczywiście, nikomu by nic innego nie wpadło do głowy. Próbuj, próbuj , jak Ci wyjdzie , to może i ja się skuszę, choć beczki nie mam .
  15. Co to za pytanie? Jak to gdzie? Gdzieś w aparacie .
  16. Właśnie tego chciałam uniknąć. Stąd te etapy. Żeby nie zwariować do końca . No i trochę z wygody. Sprawniej jest przenieść rzeczy z szafek do szafek, niż z szafek do kartonów i po pół roku dociekać, co , gdzie i do czego. I tak mam cyrk . Co do warzyw. Podoba mi się konsumpcja prosto z krzaczora . W przyszłym roku też planuję taką rozpustę. Tylko chcę mieć grządki na podwyższeniu. Przy okazji wykorzystam resztę gruzu , kamieni, bloczków. Nie będę się musiała schylać do plewienia, a i gościom będzie wygodniej, choć i teraz poradzili sobie znakomicie .
  17. Lesiu, przecież muszę dbać o Twoje dobre samopoczucie, Igusia ogarnia tylko sprzątanie . A jeszcze jedno, wspomniałeś o brzozie, obiecuję Ci sadzonkę , skoro tak się upominasz .
  18. Zaczynam odpisywanie. Kolejność przypadkowa, wg myśli w głowie. Do Rysia- przed wystruganiem drewutni rozmawiałam z sąsiadami. Joksu wspomniał o takiej możliwości, gdy sąsiedzi się zgadzają. Moi właśnie nie mieli nic przeciwko tak bliskiemu usytuowaniu drewutni. Bardziej się obawiam, jak to będzie przy odbiorze budynku. Wprawdzie nie jest przytwierdzona do podłoża i można ją przenieść w dowolne miejsce, ale nie chciałabym jej "wypakowywać" w tym celu właśnie. Do Tinka- w zasadzie jeszcze na dobre nie mieszkam. Choć już prawie. Część rzeczy jest ciągle w mieszkaniu. Co tam rzeczy, koty póki co, z różnych względów są jeszcze w mieście. Do Bustera- szczerze podziwiam za przeprowadzkę w dwa dni. Zwariowałabym z takim tempem. Wczoraj przewoziłam zawartość szafek kuchennych. W zasadzie tylko przyprawy, ingrediencje do ciast typu bakalie, jakieś herbaty, psie jedzenie. Pakowałam wg wyciągania z szuflad do kolejnych płóciennych siatek. Te z kolei umieściłam w niebieskiej ikeowskiej torbie. Wypełniłam ją tymi skarbami po brzegi. Schodząc po schodach wyglądałam niczym choinka. Na jednym ramieniu rzeczona torba, którą z wielkim trudem sobie zasadziłam. Na drugim torba z butami, laptop ( stary, rozlatujący się i ciężki jak cholera), do tego torebka. Stroju dopełniały:parasolka i oprzyrządowanie psie. Na schodach to jeszcze jakoś było, gdyż mam szeroką klatkę schodową. Wprawdzie poniewierała mną ta torba, ale dałam radę. Gorzej było z przeciśnięciem się przez drzwi. A miałam troje do sforsowania, na szczęście jedne z klatki, wahadłowe ktoś unieruchomił, zatem było mi łatwiej. Potem tylko wypakowanie tych cudów i poukładanie. A to tylko cżęść... Opróżnienie w dwa dni moich nagromadzonych dóbr wszelakich niezbędnych i zbędnych jawi mi się jako coś absolutnie niemożliwego. Stąd mój wielki podziw dla Ciebie .
  19. Wobaczcie proszę, że z powodu braku czasu nie odniosę się teraz do tego, co napisaliście, to zrobię w późniejszym terminie . w tym momencie wklejam tylko trochę zdjęć, które przygotowałam i zalegają na pulpicie. Najpierw pomidory. Moje ulubione. Mogłabym się nimi żywić na okrągło. Pokazuję etapy od przygotowania miejsca na nie w mojej "szkółce roślinnej", z której musiałam wyeksmitować inne badyle, poprzez utworzenie grządek ( mąż koleżanki je formował, my z koleżanką woziłyśmy ziemię). Potem już widać , jak rosną, czerwienieją. Na ostatniej fotce tuż przed wyrywaniem po klęsce urodzaju. .Gdyby nie te deszcze mogłabym się nimi długo delektować wprost z krzaczorów. Na drugiej fotce bohaterowie drugiego planu: selery, pory i miejsce na truskawki. Nie wiem , jak smakują, były bowiem dwie. Jedną , taką malutką delektował się jakiś ślimak. Drugą zeżarł fachowiec od tarasu, brutal bezwzględny, by nie rzec cham. Co on sobie myślał? Że hoduję tę jedną truskawkę specjalnie dla niego? Codziennie oglądałam, jak ona się powiększa, dojrzewa i...zrobiłam zdjęcie ogonka. Do dziś się trzęsę ze złości, jak sobie przypomnę. Dwa słowa o selerach. Urosły tak, że się zaczęłam zastanawiać, co zrobię z nacią. Mam tylko półtorej szuflady zamrażarki ( już zapełnionej), więc gdzie je pomieścić? Obiecałam sobie kiedyś solennie nie roztrząsać problemów, póki rzeczywiście nie nadejdzie czas właściwy, bo może się okazać, że problemy nie nadeszły, ale jestem słabo reformowalna i zaczęłam się głowić nad selerami. Niepotrzebnie. Przyjeżdżam kiedyś bowiem i widzę , że liście ogolone w zasadzie na łyso. Zdębiałam ze zdumienia. Kto mi chciał pomóc? Wprawdzie zaprosiłam onegdaj sąsiadkę do częstowania się nacią w procesie gotowania zupy, ale coś mi nie pasowało. Wszak sąsiadka nie gotuje dla pułku. Podejrzenia padły na najmilszych gości, których udało mi się uwiecznić przy innej okazji. Jakość zdjęć bardzo kiepska, ale nie marudzimy .
  20. W późniejszym terminie wrzucę fotkę z moim błędem "renowatorskim". Dlaczego użyłam to określenie? Ano dlatego, że wiele lat temu zapytałam remontującego mieszkanie fachmana, ile by kosztowało zeszlifowanie do gołego drewna jakiegoś stoliczka. Mistrzu popatrzył na stolik, stwierdził, że jest przedwojenny i w takim razie to nie jest zwykłe szlifowanie, tylko renowacja ( czytaj X razy wyższa cena ) . Wychodzę z wnętrz i przechodzę do części ogrodowej. Pokażę, jak powstawał skalniak. W życiu nie marzyłam o skalniaku, ale musiałam jakoś zagospodarować "prezenty" zastane na działce. Wykorzystałam też resztki mojego porothermu. Jak widać na ostatnim zdjęciu mam do zagospodarowania górkę żwirku i parę roślin, które kupowałam z radością rok temu na wyprzedażach nie myśląc , że wszystko będzie szło mi tak wolno. Widać też wyraźnie, jak głupkowato jest ten skalniak usytuowany, tuż pod czeremchą. Mam co do tego drzewa mieszane uczucia. Z jednej strony jest świetną miejscówką dla ptaszydeł, pięknie wygląda, po prostu jest, z drugiej rośnie nieprawdopodobnie szybko, a rozmnaża się w tempie takim, że drosophila melanogaster mogłaby pozazdrościć. Tuż za nim rośnie zagajnik brzozowy. Zaczynam się obawiać, że mnie wszystkie liście przysypią w całości. A nawet jeśli nie mnie, to skalniak z całą pewnością. Teraz dla odmiany taras, o który onegdaj pytał Joks. Pominę historie związane z jego powstaniem. Może kiedyś do tego wrócę, a może nie. Ileż bowiem razy można rozpamiętywać swoje kolejne budowlane Waterloo? W każdym razie taras jest i nie dalej jak wczoraj został skończony, to znaczy przymocowane deski i zrobione stopnie. To, co zrobił słynny kolejny stolarz zostało rozebrane i zagęszczono konstrukcję. Niestety jedyną warstwą ochronną jest to zielone pacykadło. Jak już zostały dechy przykręcone, układałam murek oporowy z kamieni. Następnie woziłam ziemię i rozsypywałam ją wokół tarasu. W tym samym czasie kupiłam leżaki. Nie kupujcie takich, to szalenie wygodna pułapka usypiająca. Jak raz siadłam, by odpocząć, usnęłam momentalnie, co zostało uwiecznione przez dziecko ( Wredotę Jedną, jak matka pracowała, to fotki nie było, jak usnęła, to od razu, paparazza się znalazła ). Na ostatniej fotce "wyprodukowane " własnoręcznie schody. Cdn, bo muszę iść ze zwierzyńcem na należny jak miska ( już była) spacer.
  21. Dziękuję za info. Zaskoczyłeś mnie nieco. Myślałam, że silikon w kolorze drewna. Z tynkiem sprawa prosta, tylko po co masa akrylowa? Na grunt? Dobrze zrozumiałam? Teraz dwa zdania o moim nowym hobby. Postanowiłam meblom po mojej kochanej babci nadać nowy wygląd. Szlifuję je. W zasadzie główna praca zrobiona. Zostało cyzelowanie zakamarków, ale to zajęcie na zimowe wieczory. Niestety nie obyło się bez pewnych strat. Jak ściągałam górę kredensu ( sposobem, bo byłam sama i musiałam coś wymyślić) , ustawiłam ją pionowo na stoliku. I w tej pozycji była szlifowana. Wtedy jeszcze szlifierką kątową. No i jak w tym pionie ją przyłożyłam walcząc, by mi nie wyrwała ramienia ze stawu, to zdarłam fornir. Trudno. Dostałam kawałek forniru, więc ewentualnie można wymienić tę część. Jeszcze nie wiem, co zrobię. Rozważam bowiem pobielenie tych mebli . Kupiłam nawet stosowny środek, ale w tym kolorze naturalnym podobają mi się na tyle, że nie umiem się zdecydować. Może wypróbuję pastę wybielającą na garderobie i wtedy podejmę ostateczną decyzję. Jeśli będę bielić, to pewnie nie zdecyduję się na wklejanie forniru licząc w skrytości ducha, że bielenie zamaskuje mankamenty.
  22. I jeszcze fotka z efektem prawie końcowym. Piszę prawie, bo trzeba jeszcze wypełnić te szczeliny. Silikonem? W pokoju będę musiała te szczeliny pogipsować. Joksu , podpowiedz czym te wady urody zlikwidować. Cdn, bo pogoda sprzyja pracom ziemnym, więc idę działać.
  23. Dziękuję Wam za zainteresowanie i gratulacje . Specjalne podziękowania dla PeZeta . Jest mi niezmiernie miło, że Tobie jest miło czytać te moje wynurzenia. Jestem w stanie , który określiłabym jako umiarkowanie pozytywny ( czytaj dół goni dół) i nie sądziłam , że komuś może być miło czytać to, co klecę. Doszłam bowiem do takiego miejsca, że zaczynam się zastanawiać nad sensem wyprowadzki, ha. Póki co jednak, piszę , co udało mi się poogarniać. Wrócę do nader wdzięcznego tematu parapetów. Pamiętacie tę zadymę ze stolarkiem, któremu się nie chciało przyjechać zmierzyć, posłużył się też słynnym skądinąd kafelkarzem, w efekcie czego parapety okazały się za małe. Piszę zadymę, bo choć trudno w to uwierzyć, każdy z nich miał pretensje do mnie. A ja zostałam bez parapetów. Idąc za Waszą znakomitą radą, by robić to , co się da nie czekając na to, co kotwiczy, zlekceważyłam te parapety i tyle. Jednak doszłam do etapu, w którym okazały się niezbędne. Nie dla względów estetycznych, jeno praktycznych. Do montażu mebli kuchennych niezbędne było wykończenie kafelkami, do których dolega blat, a te z kolei były nierozerwalnie związane z parapetami. Postanowiłam być odważna. Sama wymierzyłam te nieszczęsne parapety i pojechałam je zamówić u kolejnego stolarza. Wprawdzie był szczerze i gorąco niepolecany przez sąsiadów, ale jedyny, który obiecał je zrobić względnie szybko. Pomyślałam sobie , że niewiele ryzykuję, bo cóż można schrzaniać przy parapetach mając dokładną miarę i próbkę z kolorem? Myliłam się i tym razem. Wprawdzie wymiar się zgadzał, ale z kolorami było gorzej. Świadomie używam liczby mnogiej, bo najpierw okazały się czerwonowiśniowe w odcieniu, potem słomkowożółte, by ostatecznie przypomninać to, co na próbce, czyli złoty dąb, uff. Nie muszę chyba pisać, kto ganiał z tymi parapetami w tę i we w tę? Dobrze, że stolarz w tej samej wsi. Przygotował wszystko, a mąż koleżanki ( ten, z którym układałam panele na dole) wkleił kafelki i wpakował pianę, bo sama się obawiałam, jako że kupiłam klejące i rosnące paskudztwo montażowe. Na pierwszej fotce mój zestaw narzędziowoparapetowy.
  24. Cieszę się, że jesteście , poprawiacie mi humor . A tego mi najbardziej trzeba po wczorajszym stresującym dniu. Miałam bowiem kolejny etap przeprowadzki. Jechała lodówka , pralka, garderoba, łóżko i tona klamotów typu garnki. Nie obyło się bez torby książek. A że u mnie zazwyczaj "wesoło", tak było i tym razem. Najpierw sąsiad miał stłuczkę, cymbał jeden nieostrożny. Bez ofiar w ludziach, ale auta odwiezione lawetami. Policja zamknęła ulicę, więc musiałam przesuwać godzinę transportu. Potem, po odkręceniu pralki okazało się, że woda cieknie z zaworu doprowadzającego. Po drodze kupiłam zaślepkę z uszczelkami i musiałam wrócić , żeby to opanować. Sąsiad wrócił z imprezy i pomógł dokręcić. Łóżko mam nieskręcone do końca, bo brak był odpowiedniego narzędzia.Pies mi wyżarł resztę dobroci, które dostałam onegdaj w prezencie od Cieszki ( dziękuję Bożenko). No mam dość. Co do fosy. Lesiu jest zarozumialcem. Myśli, że jak zadzwoni do mnie raz na kwartał ( i to po pijaku, z garażu) , to będę z myślą o Nim montować komitet powitalny w postaci krokodyla, wątpię. Poza tym nie potrzebuję krokodyli. Mam lepsze smoczusie. Poniżej etapy powstawania rabaty południowej . Pewnie jeszcze będę nad nią pracować, róża tam zupełnie nie pasuje. Ta drobnica widoczna na przedostatnim zdjęciu , ulokowana wzdłuż kostki granitowej nie przeżyła wiosennego powrotu zimy. I jeszcze drewutnia w pełnej krasie. Tak wiem, jest niedomalowana. Wszystko przede mną.
  25. Uprzejmie donoszę, iż jestem. I daję znak . Wprawdzie do tych dwóch lat, o których pisał Preziu jeszcze trochę brakuje, ale co tam . Nie mam za wiele czasu, zatem skrótem pokażę jak się sprawy mają. Nie umiałam się zdecydować, czy zacząć od końca , czy od początku. Jednak zacznę po kolei. Wrzucę nieco wiosny jesienią. Najpierw wrócę do księciunia i jego dworu.Jakoś się nie zsynchronizowali do końca. Jak książę był w pełnej krasie, to damy dopiero zwiastowały pojawienie. Te różowe badyle to dalszy fraucymer. Kolejne fotki to oczko w głowie, czyli trawa w oczkach ażurów. Najpierw było łysawo, tylko perz, parszywek jeden, wybujał. Potem się trochę poprawiło. Niestety koszona była tylko raz. Sporo czasu upłynęło do ustalenia dlaczego kosiarka odmawia współpracy. Teraz już wiem, filtr jest nie teges. Bez filtra tnie jak złoto. Muszę gdzieś takiego poszukać, bo pewnie cięcie bez tegoż nie robi kosiarce dobrze. Cdn, bo na razie wykorzystując pogodę szlifuję meble.
×
×
  • Utwórz nowe...