-
Posty
1 908 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
36
Wszystko napisane przez Baszka
-
Animusie, piękne te Twoje wynalazki. Nastrojowe. Czułabym się , zwłaszcza przy tym pierwszym, jak Nefretete lub Hatszepsut. Jednak mam swoje domowe kinkiety i chcę je przeflancować. Rzeczywiście uważasz, że to niebezpieczne? Odległość podam kiedy indziej. Nie pojechałam dziś na budowę. Fotka kinkietu:
-
Nie jestem tak szybka jak Ty . Bo lubię sytuacje intymne przy kinkietach, a nie tylko rozżarzonej rurze , .
-
Z wrażenia nic nie napisałam.
-
Są mosiężne. Jak dziś będę, zmierzę odległość w jakiej będą od kozy, w zasadzie od rury. "Przypalanie" kurzu nie brzmi ciekawie. Idąc tym tropem z emaliowanej łatwo zetrzeć taki kurz.
-
Stopiły? Ty to lubisz dawkować przed snem napięcie . Zdjęć jeszcze nie mam. Jak będą, wkleję.
-
Poza tym same szczęśliwe wieści. Widziałam dziś stolarza. Nie, to bynajmniej nie jest powód do szczęścia. Ale widziałam też moje drzwi. Wprawdzie proces malowania dopiero się zaczął, bo są zrobione bejcą i to na dodatek jeszcze nie wszystkie, ale skoro już są ruszone, jest szansa, że będą skończone. Logika stolarza. Pytam, kiedy będzie osadzać. Mówi, że w przyszłym tygodniu. Ja na to, że miał w tym ( którym to z kolei, nie zliczę ) . A on na to, że dziś dopiero czwartek! I gadaj tu z takim. Nadal namawia mnie na samodzielne wymierzenie tego parapetu, tudzież listewek, które mają przyjść wokół wyjścia na strych. Ja zdecydowanie odmawiam. I tak każde upiera się przy swoim. Obawiam się, że jak teraz tego nie zrobi, to potem to już wcale. I zostanę bez parapetu. Widać, że szczęście chodzi parami. Przybył kolejny fachowiec. On ci sam, długo niewidziany, oczekiwany elektryk. Tematy do omówienia dwa. Po pierwsze wentylator w dolnej łazience, o czym wspomniałam wczoraj. Po drugie kinkiety przy kozie. O czym nie wspominałam , a kwestia nie bez znaczenia, bo nie mają zasilania. Jak do tego doszło nie wie nikt. Teraz to już nieistotne. Powiedziałam panu, że ta część procesu, jest przeszłością i teraz interesuje mnie tylko rozwiązanie problemu. Wymyśliliśmy wspólnie ( a tak, nie będę umniejszać swoich zasług), że przewierci się do łazienki i stamtąd skorzysta z kabla, który jest. I wychodzi na to, że powinnam podziękować kafelkarzowi, że nie wystrugał łazienki. On to musiał przewidzieć... Za to jeśli chodzi o wentylator są takie rozwiązania: 1. rezygnuję z kinkietu i z tego kabla korzysta wentylator 2.ciągniemy kabel do wentylatora ( łazienka ciągle w proszku,zrobiony tylko odpływ i przełożony stelaż geberitu) . I tak się zastanawiam, jest sens robić światło nad lustrem w tej łazience? Jest niewielka, może wystarczy tylko górne? Facet powiedział, że w transporcie. I że producent miał natrysnąć, czy natrysnął. Poprosiłam o zdjęcia. Niby mechanicznie. Nowa, nie z ekspozycji. Koza w kolorze kości słoniowej. Ładna. Sprzedawca też mówił o łatwiejszym utrzymaniu w czystości. Problem tylko w tym, że jest gdzieś daleko ode mnie. Problem z montażem i ewentualnymi problemami potem.
-
Walczę nadal, czyli ta górka otrzepanej z humusu darni, na tle której siedzi nadzór inwestorski powiększa się nadal. Teraz zajmuję się darnią, która była zdarta koparką ubiegłą wiosną. Ponieważ te połacie darniowe były bardzo ciężkie, postanowiłam je podsuszyć. Łatwiej się wtedy otrzepuje. Po drodze były inne sprawy i tak zeszło do dziś. Też się łatwo nie otrzepuje, bo są dla odmiany przesuszone.
-
Jaki Ty Preziu akuratny, drobiazgowy... Wklejam i tylko żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia tej górki przed unicestwieniem. A wczoraj miałam odwiedziny. Z kwestii bieżących. Są wkręcane gniazdka i włączniki. I znów niespodzianka. W dolnej łazience i światło górne i kinkiet nad lustrem są na jednym włączniku, a wentylator nie jest uwzględniony wcale . Wszystko miało być osobno tak, jak w górnej. Dzwoniłam do elektryka. Nie uwierzycie, odebrał. Nie mogę narzekać, bo od ostatniego razu, gdzie wytłumaczyłam co i jak, odbiera, a nawet oddzwania. Na dzisiaj jesteśmy umówieni. Nie mogę się doczekać.
-
No i wyszło szydło z worka. Okazało się bowiem, że ten straszny wielbiciel drugorzędowych cech płciowych tej, której imienia nie wymienię, ma rację. Karmię Was tu półprawdami, ba kłamię nawet. Nieświadomie, ale jednak, za co przepraszam . Płytki nie są pęknięte. . Tylko udawały. I to tak skutecznie, że nabrały nie tylko mnie, ale i koleżankę. Jak do tego doszło? W prosty sposób. Na płytkach zrobiła się z fugi taka cienka niteczka. Ponieważ w łazience szlifuję komódkę, leci ciemny pył. Osiadł na tej wypukłości i mnie nabrał. Dopiero dziś, jak zaczęłam skrobać paznokciem, okazało się, że niteczka znika. Ufff, jedno z głowy. Wprawdzie w związku z tym odpadnie przekładanie beterii , ale co tam. Dlaczego przekładanie baterii? Już wyjaśniam. Została założona przez instalatora, który jest w zasadzie leworęczny. Starając się dostrzec pozytyw, pomyślałam, że trudno i będę ćwiczyć mózg, jako praworęczna. Jak się okazało, że płytki pęknięte i trzeba będzie wymienić , to od razu chytrze pomyślałam o przełożeniu baterii ( zrezygnowałam z ćwiczenia mózgu). Skoro jednak płytki zostają, to i bateria również, czyli mózg będzie ćwiczony . Pytanie na dziś. Koza emaliowana. To dobry pomysł, czy lepsza taka zwykła , bez emalii? Emaliowane są droższe od zwykłych, ale trafiłam na emaliowaną w zasadzie w cenie zwykłej . Niska cena wynika z faktu, że emalia została delikatnie uszkodzona w jakimś miejscu ( producent ma natrysnąć). Poprosiłam o zdjęcia, ale jeszcze nie dotarły.
-
Nie tylko czytać. Wychodzi na to, że życia się muszę nauczyć, tylko nie wiem, czy zdążę. Poczytam chętnie, jak się ogarnę czasowo.
-
No tak, tyle że Ty wszystko robisz sam i jak coś sknocisz, to sobie poprawisz. A ja za wszystko płacę. I jak pomyślę, ile jeszcze rzeczy mam do zrobienia, co wiąże się oczywiście z kolejnymi wykonawcami, to chce mi się wyć. Wczoraj mi sąsiad mówi: zrób ogrodzenie. Takie zwykłe słupki zalej betonem i daj siatkę. Jeszcze wczoraj go zapytałam , czy sobie mnie wyobraża przy tej czynności. A dziś , jak pomyślę, że przyjdzie następny pajac, to albo będę bez ogrodzenia dalej, albo nauczę się robić beton i jakoś to ogarnę sama. Innego pomysłu póki co , nie mam. Skoro sobie radzę z działką , to może i z ogrodzeniem też sobie poradzę? Jednak z barierkami balkonowymi już na pewno nie. A jeszcze tynk zewnętrzny, o łazience dolnej nie wspominam, nie mam kuchni, tarasu, bramy , płytek przy wejściu, na cokole, na balkonie, podjazdu. I tyle mi na ten moment wpadło do głowy. O takim drobiazgu jak malowanie nie wspomnę. No dobrze, ale wyjąć te dwie płytki, plus dekory, też trzeba chyba skuwając, czyż nie? Siłą woli nie wyjdą. Korci mnie, więc zapytam, czy to się nie skończyło aby odwykiem?
-
Można to tak ująć . Gaz mam, kuchenki nie. Nie przerażaj mnie, wszystko robiła jedna firma instalacyjna. Wybaczam , a przy okazji nadmieniam, że nieładnie śmiać się z cudzego nieszczęścia. Choć może słowo nieszczęście, w tym przypadku, to pewne nadużycie . [ W zasadzie rozprawiłam się z tą górą darni. Jeszcze jutro kosmetyka. Trwało to dziś dość długo, gdyż miałam przerwę "techniczną" , zaczęło padać. Jednak potem się wypogodziło i działałam dalej. Dowód zdjęciowy jutro. Dokonałam dziś kolejnego odkrycia. Dwie płytki w łazience są pęknięte u góry. Centralnie nad baterią. Musieli instalatorzy przy montażu je nadwyrężyć. Nie jest to wprawdzie wielkie pęknięcie, ale czy ja muszę się na wszystko godzić? Polubić na wstępie? Z drugiej strony wymiana płytek to znów kucie u góry. Mam dość.
-
Stolarz żyje nadal. Zajechałam, ale było wszystko pozamykane. Nie mam koncepcji, jaką strategię przyjąć? Przestać się odzywać, jak przy kafelkarzu, czy też molestować go nieustająco? Która może być skuteczniejsza? Wczoraj nastąpiła historyczna chwila. Miała nastąpić wprawdzie inna, ale nie wyszło. Miałam w planie biwak u siebie z nocowaniem jako główną atrakcją. Instalator podpiął kibelek i uruchomił wodę. Zatem nic nie stało na przeszkodzie, by oswoić budowę, by zaczęła stawać się domem. Jakoś tak mi się myśli, że takie nocowanie oswaja znacząco. Niestety. Okazało się, że zawory żyją swoim życiem. Nie do ruszenia, dranie. A instalator wyjechał. Też rozumiem. Każdemu należy się odpoczynek po pracy. Nocowanie zatem przesunięte. Jednak pewien historyczny moment miał miejsce. Rozmawiałam z sąsiadami ( są zaangażowani w akcję "nocleg", pożyczą mi bowiem materac") i powiedziałam o tych zaworach. Sąsiad przyszedł na ratunek. Jest to kawał chłopa, więc udało mu się je ruszyć. Ja przy okazji miałam mały prysznic na dolną część pleców, bo kibicując mu szczerze, byłam pochylona i okazało się wtedy, że instalator zastawił na mnie pułapkę w postaci niezakręconego innego zaworu, mieszczącego się pod piecem. Nie mam pojęcia do czego ten zawór służy. Zapytam przy okazji. Wracam do historycznej chwili. Oswoiłam swój kibelek. I poczułam się szczęśliwa. Jakiż to komfort. Wprawdzie jako żeglarz jestem przyzwyczajona do różnych warunków "kibelkowania", ale krzaczory jeszcze stosunkowo rzadkie, za to kleszcze obrodziły nader obficie, więc jest to zwyczajnie niebezpieczne. Oczywiście przy okazji okazało się, że coś jest nie tak z przyciskiem, woda leci cięgiem i by ją zakręcić trzeba biec do kotłowni, ale co tam. Radości to nie zakłóciło. Kibelek został zlany po raz pierwszy .
-
A widzisz. Czyli wyobraźnia mnie zawiodła.
-
Do tematu wanien jeszcze wrócę, a teraz bieżące kwestie. Działka "obrabia się" nadal. Do nader interesującego zakresu : kamienie, śmieci, perz ( chwilami mam wrażenie, że to niekończąca się historia) doszedł nowy: górka darni. W zasadzie góra. Jesienią, jak była kopara, darń została zgarnięta z dziewiczego części działki na tzw. kupę. I teraz nadeszła pora na zajęcie się nią. Wielkością jest imponująca, ze cztery , sześć razy większa od tej nikczemnej kupki ziemi, którą onegdaj obfociłam. Traktuję ją tak, jak kiedyś Bajbaga zalecił, a mianowicie, otrzepuję z ziemi. Ziemię właściwą zamierzam zatrzymać, a te badyle gromadzę na innej kupie. Jak się skompostują, wykorzystam chytrze. Nie jest to tak ciężka praca, ale trwa, jako , że kupa jest imponująca. Nie zrobiłam zdjęcia , może nadrobię. Oprócz tej kupy, mam jeszcze kupki pomniejsze poczynione mini koparką wczesną wiosną ubiegłego roku . Nie zdołałam się nimi zająć. Cierpliwie czekają na swoją kolej. Tam koparki już nie wpuszczę, bo wyrasta zagajnik brzozowy, który zamierzam zachować. Fachowcy. Elektryk. Złapałam z nim kontakt. Jest szansa, że na dłużej. Wprawdzie kończyć będzie to , co powinien dopiero w drugiej połowie miesiąca ( czytaj początek kolejnego, ale nie mogąc się dodzwonić, napisałam i uprzejmie oddzwonił. Stolarz. Tego drania to bym miała ochotę udusić. Wyobraziłam sobie moje palce na jego wypasionej szyi... . Miał w tym tygodniu osadzać drzwi. Przypomnę, że osadza je od "zaraz po świętach". Pojechałam wczoraj. Niepomalowane. Malować będą dzisiaj. Diabli mnie biorą. Umówiłam się, że podjedzie na budowę ( wczoraj), zmierzyć parapet z pokoju. Jak był ostatnio, zapomniał. Wyobrażacie sobie? Był pomierzyć parapety i zapomniał o jednym pokoju. Myślałby kto, że tych pokojów z parapetami jest 150. Raptem trzy pomieszczenia. Nie chodziłam za nim, bo przyjechali inni magicy. Zatem zapomniał. Mówi dowcipniś, bym zmierzyła sama. Niczego się nie nauczył po pomiarach kafelkarza. Za to ja owszem, tak. Nie ma takiej opcji, bym zmierzyła sama. Miał przyjechać, nie przyjechał. Jak tam dzisiaj zajadę, to mu nagadam. Najchętniej przyłożyłabym. Do czego to doszło. Sama siebie nie poznaję. Nie mniej jest pewna szansa, że stolarz w przyszłym tygodniu osadzi u góry drzwi. Dołu się nie da, bo nie ma paneli, których nie chcę układać przed zrobieniem łazienki. Panele u góry są, ale nie ma ani listew przyściennych ( z tymi będę kombinować po osadzeniu ościeżnic), ani progowych. Czy dobrze mi się wydaje, że te progowe powinny być przed działaniem stolarza?
-
Czekam, czekam .
-
Nie Lesiu, to ceny brutto, jakie znalazłam. Pejczyka się nie czepiaj, to nie są moje preferencje, żartowałam. Wanny na razie nie mam. Myślałam, o naiwności moja, że machnę łazienkę dolną, zamontuję prysznic, a wanna z czasem. Jak jest, wiesz. Jak będzie, jeszcze nie wiadomo. Moje płytki z Casto, a dekory w likwidowanej firmie, więc za grosze.Najbardziej "na bogato" to mam okna, wiadomo dlaczego. Powinnam pomyśleć o kuchni, by sobie ułatwić życie, ale na razie nie pomyślałam.
-
Lesiu, ceny wyglądają tak: Otylia Besco 2350 Melfen Kalipso 2190 Balexim retro 2700 Do każdej syfon, 310 , bez przelewu. Nie przelewam. Chrom wybrałam już na początku, jako tańszy. Julietty nie odrzucam, jeno pytam tak się o kwestie techniczne. Najgorsze jest to, że lubię zobaczyć przed zakupem, a tu nie ma gdzie. Poza tym, Ty mnie burżuju nie denerwuj, bo masz śliczną, zmontowaną kuchnię, a ja jeszcze długo będę ze swym zestawem wakacyjnym, czyli dwupalnikową kuchenką elektryczną. Do tego skóry, stiuki, freski, pejczyki i nie wiadomo, co jeszcze .
-
Animusie, cieszę się, że podzielasz moją opinię w zakresie wanien wolnostojących. Napisz proszę, jakie tworzywo? Czy takie, o którym pisał Bajbaga? A może konkretnie jakąś firmę podasz? Pompa oczywiście nie została podłączona . Elektryk instalatora może to zrobić w środę. Zatem majówkę spędzam na starych śmieciach ( nocuję).
-
Wygląda nieźle.Tylko te 5 lat gwarancji. Może się czepiam, ale Besco na Otylię daje 10 lat. Myślisz, że to ma znaczenie? Jeszcze coś mi się nasunęło. Bateria będzie ścienna. Będzie, bo jeszcze nie kupiłam . I tak sobie myślę, co będzie jak z niej coś pokapie. Jak by była wanna na nóżkach, to sięgnę, mogę wytrzeć. Przy takiej "bezłapowej " to odpada. No i rozmiar , który nie jest bez znaczenia. Wanna u mnie będzie stać w , jak to się szumnie nazywa, specjalnie zaprojektowanej wnęce, która ma długość 72 lub 73 cm. Muszę sprawdzić. Nie chcę też przelewu , korka automatycznego i w zasadzie klik-klaka też bym wolała nie mieć. Najchętniej taki korek z łańcuszkiem i możliwością nałożenia sitka (wiadomo, włosy).
-
Poniżej 30.000 . Umarłam niemalże, jak zobaczyłam, ile może kosztować wanna. A najbardziej porażający dla mnie jest fakt, że skoro są wanny w takiej cenie, to znaczy , że ktoś je kupuje. Podaż i popyt. Rysiu tak serio, to najtaniej ( o wiele lepiej brzmi najekonomiczniej, ale nie jestem hipokrytką ) jak się da, ale nie ma to być jednorazowa chińszczyzna. Myślę o polskim producencie. Pomijając istotną kwestię ceny, głowię się nad materiałem, z jakiego ma być.
-
Ze zmęczenia palnęłam błąd. Miałam napisać Besco miast Balexim. Poczytałam o wadze wanien. Te akrylowe ważą około 45 kg, konglomeraatowe mniej więcej dwa razy tyle. Tak pisze jeden z producentów: Zastosowany przy produkcji konglomerat mineralny przejawia cechy analogiczne do prawdziwego kamienia, w wyniku czego wanna jest solidna oraz bardzo długo utrzymuje ciepło To już sama nie wiem, może być ten konglomerat, czy raczej szukać akrylowej?
-
Byłam dziś u stolarza. Drzwi przygotowane do malowania. Jutro ma zacząć. Jest więc pewna szansa, że w przyszłym tygodniu skończy. Wszystko idzie nie tak, jakbym chciała. Z rzeczy mało istotnych. Pojechałam ze szlifierką. Jak zakończyłam prace polowe, chciałam sobie ten blat poszlifować. I bydle odmówiło współpracy. Niby nic, ale znów musiałam iść do znajomych, od których pożyczyłam. Kumpel naprawił, więc jest szansa, że jutro poszaleję. Z rzeczy bardziej istotnych. Liczyłam na to, że dziś już zaliczę pierwszą noc u siebie. I co? I pstro. Pompa niepodłączona, więc nie chcę. Może jutro podłączą. Muszę zwolnić tempo swoich działań, bo bolą mnie nie tylko kości i mięśnie, ale również ścięgna . Ależ ze mnie gapa. Zapomniałam o najważniejszym. O elektryku. ŻYJE !. Nawet udało mi się z nim porozmawiać. A było tak. Instalator chciał umówić elektryka w związku z pompą. Dyplomatycznie dałam telefon mówiąc uczciwie, że ode mnie nie odbiera. Instalator złapał kontakt. Elektryk miał się ze mną skontaktować. To nie nastąpiło bez bólu. Po kolejnym nieodebranym telefonie w końcu oddzwonił. W zakresie pompy nie ustaliliśmy nic, a w zasadzie ustalił, że instalator ma ściągnąć swojego elektryka, bo on nie podpisze się pod tym, gdyż to za duża odpowiedzialność. Roztoczył przede mną wizję, jak to coś gdzieś popuści i w efekcie woda mnie zabije. Mówił tak przekonująco, że zaczęłam się zastanawiać , czy uruchamiać tę pompę...
-
Kolejna kwestia do wyboru to wanna. Ma być wolnostojąca. Dlaczego? Ano dlatego, że teraz mam taką narożną. I diabli mnie biorą , kiedy doprowadzam silikon do stanu dziewiczego. Nigdy więcej. Jednak mam problem z tworzywem. Kiedyś wanny były żeliwne i nie było problemu. Ta , z której korzystam obecnie jest akrylowa, ale nie pamiętam już producenta. Wytrzymała w sumie 19 lat. Niemało. Jako ciekawostkę napiszę. Ma obudowę taką też tworzywową . I ta obudowa się starzeje inaczej niż wanna właściwa. Z tego względu nie polecam nikomu takiego rozwiązania. Kwestia fasonu , rozwiązana- wolnostojąca, bez żadnych dodatkowych kombinacji. Na nogach czy bez, jeszcze przemyślę. Ale nie wiem jaki materiał wybrać? Sprzedawca namawia mnie na firmę Balexim, wanna konglomeratowa. Zalety, które przedstawia: ciężka , bardziej stabilna niż akrylowa. Są jeszcze z takich tworzyw, które się stosuje na jachtach, ale cena taka, że wolałabym się myć pod rynną. Zajrzałam na allegro, tam w ludzkiej cenie sprzedają wyroby polskiej firmy Balexim. Możecie coś polecić? Animus gdzieś u konkurencji wypowiadał się na ten temat. I o ile dobrze pamiętam napisał, że konglomeratowe są kiepskie z uwagi na szybkie chłodzenie wody.
-
A bo tak . Działka się obrabia, cóż za piękny eufemizm. Pogoda dziś sprzyjała. Gawędziłam dziś z przedstawicielem jednej firmy koziej. Do niczego konkretnego nie doszliśmy , bo nigdzie w pobliżu nie ma kozy , która mnie interesuje na tyle, że rada bym ją zobaczyć na własne oczy. W zasadzie jak obserwuję kozi rynek, to stwierdzam, że największy wybór jest w marketach. Niestety nie ma tam takich, które potrafią sprostać moim oczekiwaniom. Pan powiedział, że coś wymyśli. Czekam zatem na cosia.