-
Posty
6 399 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
87
Wszystko napisane przez PeZet
-
Moose, dzięki.
-
Mógłbyś wstawić fotkę bez obudowy? Popatrzyłoby się, czegoś dowiedziało... U mnie część (25%) jest rezerwą na przyszłość: sterowanie roletami, których nie ma i długo nie będzie i zasilanie garażu, którego nie ma i długo nie będzie.
-
Powiedz tylko czy dach ocieplisz i podłogę, to dodam od siebie coś więcej.
-
Regulus, zdecyduj się, bo przeczysz sam sobie. Moja wypowiedź dotyczyła twojej pierwszej wypowiedzi, teraz dyskutujesz zaprzeczając sam sobie. O co ci chodzi? Wyjaśnij.
-
I obwody trójfazowe zabezpieczaj trójfazowymi wyłącznikami rożnicowoprądowymi, a obwody jednofazowe wyłącznikami jednofazowymi. U mnie skrzynka na razie wygląda tak: w sumie 96 pól
-
MÓJ WUJ Wuj tak naprawdę uczy mnie, czym jest prawdziwe budowanie. Obserwuję go, jak wieczorem, gdy kończymy pracę czyści swoją kielnię. Kładzie ją w piachu i wyciera na niej buty, jak na wycieraczce. Kielnia wygląda potem jak nowa. Myje poziomicę. Ja myję, bo tak to on by mył. Poziomicę z epoki murowania fundamentów oczyszcza z zaschniętej zaprawy. A ja już myślałem, że nic z niej nie będzie. A taka fajna, z laserem, żółta. Do murowania komina majstruje sobie kawałek deski zwężający się z jednego końca. Wygładza nim wewnętrzne ściany komina. (przedostatnie zdjęcie w poprzednim poście.) Wuj przyjeżdża na kilka dni, żeby mi pomóc dokończyc murowanie ścian konstrukcyjnych parteru. Taki ma plan. A ja mam plan, żeby mi komin postawił, bo sam boję się go murować, choć motyw przewiązania cegieł przerabiałem, w teorii. W efekcie wuj muruje dwie ostatnie warstwy ścian, na nich wyprowadzając poziom pod układanie stropu, a jest co wyprowadzać!, i muruje komin. Upał jest pioruński, więc ustawiamy parasol, który nadaje się idealnie do tego żeby pod nim komin budować. Uczy mnie, jak ustawiać rusztowania i jak się przy tym nie narobić. RUSZTOWANIA Rusztowaniem jest cokolwiek podparte czymkolwiek sięgające tam gdzie trzeba i służące do ustawiania wszystkiego. Moje kozły budzą w wuju podziw. - Żeś sobie zbudował konstrukcje – uśmiech od ucha do ucha. Ale moje kobyły nie wszędzie się mieszczą. - Daj jakiego gwoździa. Gwóźdź, młotek, deska w pionie, deska w poziomie do podparcia leżących blatów i heja! - in*s*pekt*or bu*do*wy na zawał by umarł, gdyby tę konstrukcję zobaczył. Albo i nie... Na tę z pozoru lichą konstrukcję wchodzi wuj ważący około stówy, wchodzę ja, wchodzi zaprawa i wchodzą bloczki. - Deska dużo wytrzyma. I ja mu wierzę. We dwóch łatwiej budować. Jeden tylko muruje, a drugi cały czas ma co robić. Zaprawa, szalowanie okien. Wujo milczy i uśmiecha się, kiedy ja szaluję okna. - Jak to zrobić najprościej? - A rób jak chcesz. Jak zrobisz, tak będzie - szczerzy zęby w uśmiechu. Przyjeżdża na wakacje. Uwielbia murować, pan w wieku blisko 70 lat przerasta mnie kondycją, siłą, witalnością. Jest za.je..bi.sty. MUROWANIE POD SZNUREK Nie od razu pokazuje mi jak naciągać sznurek! Widzę bodajże drugiego dnia (połowa lipca AD2006), że gmera przy czymś na murku, sznurek, cegła, i myk, sznurek naciągnięty. Zanim zaczyna murować obchodzi ściany dookoła. Tu popatrzy, tam popatrzy. - Tu żeś, chłopok, zjechał. A zjechałem, bo tu akurat, gdzie znalazł, pomyślałem, że co mi tam, dwa metry ściany od narożnika do okna to smyrnę bez poziomicy, na oko. I smyrnąłem odchył coś koło 4 cm od poziomu. A do końca ścian parteru zostały dwie warstwy. Potem strop. - Ja ci to wyprowadzę. I wyprowadza. Wuj przyjeżdża na wakacje. Ja muszę codziennie wracać do domu, bo Wiewiórek walczy z jakimiś materiałem, który trzeba trzecim okiem sczytywać, więc nocuję w mieście. Wuj ani myśli jeździć ze mną. Śpi w namiocie, który mu rozstawiam. Okolica przypomina mu las z jego rodzinnych stron. Tu jest mu dobrze. A ja, gdy nazajutrz pojawiam się na budowie około 11-ej, widzę, że prawie cała szychta (warstwa) jest już ułożona. Sam wrzucił bloczki, zrobił zaprawę i obmurował pół chałupy dookoła w ciągu kilku godzin. - Spać mi się nie chciało. Wstałem o piątej. Potem robi komin. Idzie jak burza. Cegły, mam takie wrażenie, fruwają mu w rękach, jak je układa. - Najgorzej zacząć, bo się trzeba schylać. Starość nie radość, he, he. Tylko, że w cztery dni wyprowadza trzymetrowy komin do poziomu stropu. Na koniec dnia murujemy tylko pierwszą szychtę - wytyczamy posadowienie komina. Upieram się, żeby murował tak, żebym nie musiał tynkować. Muruje pięknie, spoinę jeszcze przejeżdża rysikiem, ale i tak komin zostanie otynkowany, bo gładka strona cegły idzie do środka, żeby sadza się mniej kleiła, a i przepis taki jest, że trzeba komin otynkować. Trzeba albo nie trzeba. Niektórzy mają kominy nieotynkowane, a domy oddają do użytku. Tymczasem jestem na etapie, że komina tynkował nie będę. Przegapiam moment, gdy wuj stawia pierwszy metr komina. Wyczystki robi za nisko, robi je według swoich szacunków: () 5 cm styropianu () 5 cm wylewki () 2 cm terakoty czyli dwie warstwy cegieł i wyczystka. Nie zdążyłem mu powiedzieć, że będzie według moich szacunków: () 16 cm styropianu () 8 cm wylewki z ogrzewaniem podłogowym () 2 cm terakoty. Trudno. Dwa lata później będę kuł, borował, łomotał i pocił się, aż powiększe otwory i przesunę wyczystki w górę. Gdy wuj przyjeżdża, czekają już na łące belki stropowe. Jeszcze poczekają dwa miesiące zanim je zaleję betonem, zanim strop przygotuję, z poprawkami zaordynowanymi przez kierownika budowy. NADPROŻA - KSZTAŁTKI U Wujowi podobają się nadproża. Kształtki U z gazobetonu. Zamawiam je w maju, przyjeżdżają w lipcu, bo ciągle ktoś o nich zapomina, albo skład budowlany, albo producent, albo sprzedają je komu innemu. Ale upieram się, że mają być i w końcu są. Kształtki U to jeden z lepszych interesów. Są tanie, a montowanie z nich nadproży jest bardzo łatwe. Nie wiem jak się robi nadproża. Jedyne moje dotychczasowe doświadczenie ze stalą to ławy fundamentowe. Na zdjęciach widzę strzemionka, drobniutkie, porozkładane względem naprężeń. - Lejesz beton, zatapiasz pręty i układasz tak, żeby nie były na dnie, tylko trochę wyżej. Potem drugie dwa pręty zatapiasz górą i masz nadproże. Proste jak barszcz. I trzymetrowy otwór w ten sposób można zamknąć nadprożem. Ale szalunek, szalunek! Pojęcia nie mam o działających siłach, ciężarze betonu, więc stawiam coś, co wygląda jak ościeżnice - jako szalunek pod kształtki. Za dużo materiału, za solidnie, ale przyjdzie czas, że to zrozumiem. Takie robocze okienka bardzo się jednak przydają: w przyszłości posłużą jako wieszak. Wystarczy gwoździe wbić. I wyglądają już prawie jak okna. WIĘŹBA Przymiarki do więźby zaczynam nie mając jeszcze stropu. Któregoś dnia robię wszystko, byle nie robić tego, co trzeba i wpadam na pomysł odwzorowania kształtu mojego przyszłego dachu - na ziemi. Mam poczucie, że zyskuję wyobrażenie tego, co mnie czeka. Ale czeka mnie znacznie więcej, czego jeszcze nie wiem. Tymczasem stoi sobie surowe dziesięć warstw bloczków i szkic linii dachu. Któregoś dnia zauważam, że spoina w ścianie po lewej stronie od wejścia puściła. Gdybym mocniej pchnął, to bym ją przewrócił. Na tym wygwizdowie wiatry potrafią wiać, oj, potrafią. Mówię o tym kierownikowi budowy. - I co z tego? Przyciśniesz stropem. Ściana pracuje na ściskanie. Ale chodzę koło niej jak koło bomby. Zapomnę o szczelinie już na etapie szalowania nadproży. Przypomnę sobie dużo później: pisząc ten dziennik. SCIANA Z CEGIEŁ Do ściany z cegieł wuj się nie dotyka. - Aleś zapaprał! Trzeba było zadzwonić, żebym ci wymurował. Nie może patrzeć na tę ścianę, a ja mu jeszcze wciskam, że nie będę jej tynkował. - Zepsułeś. Do głowy mi nie przyszło, żeby wuj mi tę ścianę wymurował.
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
ŚCIANY NADZIEMIA Roku pańskiego 2006 dnia 25 miesiąca maja w upale sięgającym stopni 30 w cieniu stawiam narożniki nadziemia. Bez płaszcza z podbiciem w kolorze krwawnika. Dwanaście sztuk, po trzy w każdym rogu. Wychodzi prawie cała betoniarka 80l. Później norma się ustali, że jedną betoniarką zaprawy muruję około 14 bloczków. 16 to już dużo. Wyrabiam to w pół dnia. Jedna betoniarka to dokładnie taczka zaprawy. Powoli idzie. Jak się w przyszłości okaże, zużycie byłoby mniejsze, gdybym zbierał to, co spadnie, ale nie wiem, że można, że trzeba, że to też się nadaje. Murując nad stropem już zbieram. A stawiając ściany działowe zbieram już do czysta. Narzędzia. Kupuję nową poziomicę. Kątownik aluminiowy. I kielnię nową. Porządną, nie za marne osiem zeta, ale solidną, za całe 26. Myję ją na koniec dnia. Wymuruję nią wszystkie ściany nadziemia, ściany działowe, wytynkuję, nauczony przez wuja. Kielnia służy mi do dziś, a jak skończę budowę, to razem ze szpadlem chyba powieszę ją na honorowym miejscu nad kominkiem w gablocie. Nowa era w budownictwie. Po wymurowaniu narożników, nazajutrz, pojawia się pan Marian, na własne życzenie, niezapowiedziany. Właśnie mam przygotowaną taczkę zaprawy. - Muruje się tak. – bierze w dłoń kielnię i delikatnie, powolutku rozprowadza dwa rzędy zaprawy na bloczku. – Pośrodku zostaw pustkę. Mniej zaprawy, cieplejsza spoina. Łatwiej układać bloczek. Z początku będziesz klął. Później ci się spodoba. Na koniec będziesz żałował, że już nie masz czego murować. I tak dokładnie jest. Murowanie to fajna zabawa. Jadę - 560 bloczków do poziomu stropu. Bloczki trzeba docinać. Powołuję stanowisko docinania. Czym ciąć? Czymkolwiek. Gazobeton jest miękki. Z wujkiem znajdziemy później na łące porzuconą piłę dedykowaną do cięcia bloczków, z zębami z płytek z węglika spiekanego, full-wypas, ale ze złamanym uchwytem. Z ciekawości weźmiemy ją, żeby sprawdzić. Moje wrażenie: owszem, nieco łatwiej ciąć niż jakąkolwiek inną piłą, ale siedmiu dych za to bym nie dał. Magiczny młotek oferowany przez niektórych producentów jako zestaw do murowania to z kolei zwykły gumowy młotek. Upał jest ekstremalny. Ale mi to pasuje. Lubię upał. Wypijam hektolitry wody. Bloczki spryskuję wodą. Pies kopie doły pod paletami i w obrysie budynku. Czwarta warstwa idzie z marszu. Wyżej trzeba stawiać rusztowania. Eksperymentuję ze stołem, który zmajstrowałem zimą, z paletami, z wchodzeniem na bloczki. Wykorzystuję kozły zbite do wiązania zbrojenia fundamentów i później wieńców i podciągów. Dociągam w ten sposób do ósmej warstwy. Do stropu zostały jeszcze cztery. Trzeba stawiać wyższe rusztowanie. Poradnik majstra budowlanego jako ta biblia, zawiera odpowiedzi na wszystkie pytania. Jest tam też rysunek koziołka włącznie z ilością gwoździ, jakie trzeba wbić. Pierwszy kozioł, niski powstał dwa lata temu, teraz buduję wysokie. RYTM PRACY Sam buduję, rekreacyjnie, więc: () sam robię zaprawę () sam ją noszę () sam wrzucam bloczki na rusztowanie () sam mierzę i docinam () sam muruję. () sam sprzątam. Pomocnik - brak. 99% zadań na budowie o wiele łatwiej jest wykonać w dwie osoby. Kopanie - przesypywanie. Mierzenie – cięcie. Noszenie – murowanie. Układanie. Najbardziej nuży wypełnianie spoin pionowych. Jak to cholera robić? Zasklepiam je patentem: od zewnątrz przysłaniam pacą styropianową i pakuję z góry zaprawę. Na koniec od zewnątrz przecieram. Efekt podsumowuje kierownik budowy: - Aleś zapaprał ścianę. - Ale stoi. - Stoi. DOCINANIE CEGIEŁ Z początku próbuję cegły ciąć szlifierką katową. Do dupy. Pył, niebezpiecznie, niefajnie. Rozwiązanie: przecinarka tarczowa do płytek. 26 czerwca, w dniu moich urodzin robię zakupy. Postanawiam kupić przecinarkę i tarczę. Tarcza: cena ok. 70pln Przecinarka: cena niecałe 50pln W kasie pani liczy tylko tarczę, zapomina o policzeniu maszyny. Dostaję ją w prezencie urodzinowym od hipermarketu. Tej wersji się trzymam. Sprawdza się. Nie kurzy, bo tarcza chodzi w wodzie, za to czasem chlapie. Hałasuje, więc – srajtaśma albo chusteczka w uszy. Obowiązkowo okulary-gogle. Rękawice. Cegła potrafi się zaklinować, szarpnąć. Trzeba uważać. Szybko nabieram wprawy w cięciu cegieł. Odpadów zostaje sporo. Mam problem co z nimi zrobić. Do czasu przyjazdu wuja. Zdaje się, że każdy ma jakiegoś wujka, który zna się na budowaniu. Mój wujek jest the best. On to mówi mi co z tymi cegłami trzeba zrobić. - Trzeba z nich komin postawić. Z pierwszego wykształcenia zdun, z zamiłowania murarz (zaczął murować jak poszedł na emeryturę), w młodości kulturysta – dźwigał ciężary. I bokser. Dusza człowiek. Pszczelarz. Osom, żeby nie topiły się w wodzie, w misce, słomki układa. I cegłami żongluje jak piłeczkami pingpongowymi. Siła człowiek. - Bo komin to się stawia z czego bądź. To ja myślałem, że komin to, panie, z najlepszej cegły, a tu taka informacja? Przekonuje mnie jednym: idziemy na budowę obok, obejrzeć jak to tam pobudowali różne sprawy. Oglądamy komin. - Widzisz, ten komin stawiał murarz, który o kominach gówno wie. Murował dookoła, a ściany między kanałami robił z połówek. Nie ma przewiązań. I patrzę i teraz widzę. Faktycznie. A przewiązania w kominie muszą być. Przewiązania cegieł to fascynująca sprawa. Są do ich projektowania programy komputerowe, tak przypuszczam. Albo ludzie mają to w głowie. Szczególnie trudno rozplanować skomplikowane wiązania np. kominków z kanałami akumulacyjnymi. Rysuje się tam ułożenie cegieł warstwa po warstwie. Zawsze musi spoina zostać nakryta cegłą. Sprawa niełatwa, w książkach jest sporo błędów w tej dziedzinie. Wujo też najpierw sobie projektuje kolejne warstwy. Rzecz jasna z połówek nie muruje całego komina, ale tak sprytnie robi, że znikają wmurowane w miejscach nie mających znaczenia konstrukcyjnego. Wie, gdzie można wsadzić cokolwiek, a gdzie nie. Dla przykładu: boki komina muszą być solidne. Przewiązania i ściany wewnątrz komina muszą być solidne. W każdej warstwie jest miejsce, gdzie leży połówka. Tam można wrzucić dwa mniejsze kawałki, bo to jest wypełniacz, a konstrukcję spaja następna warstwa i cała cegła w niej leżąca. Tym sposobem góra odpadów ceglanych ze ściany trafia w komin. U mnie na budowie nic się nie marnuje. Staram się wykorzystać wszystko.
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Podobnież jak przedmówca, ino deczko dalej na uć.
-
Albo: () Buduj, jak chcesz. A jak zbudujesz, tak będzie.
-
Jeśli chodzi o koszty budowy, to dom parterowy będzie moim zdaniem znacząco tańszy i prostszy w budowie. Brak betonowego stropu, brak ścian poddasza, brak schodów. Brak kłopotów z rusztowaniami przy ocieplaniu ścian szczytowych (w domu z poddaszem). Jedyne kryterium pod rozwagę to wg mnie własne odczucie komfortu i własne preferencje.
-
Kropeczka, obowiązkowo złóżcie sprawę do sądu. Zakłady ubezpieczeń w 80% bazują na tym, że klient nie będzie się sądził. To samo jest z ubezpieczeniem domu. Pewnej znajomej osobie spalił się dom. Odszkodowanie, jakie chciano wypłacić było żenujące. Argumenty, np: tu są jakieś stare płytki. A kobieta kładka jakieś super płytki stylizowane. W efekcie dostała odszkodowanie takie, jakie ją satysfakcjonowało - szczegółów nie znam.
-
PRZYKAZANIA, REGUŁY I PRAWA MURPCHY'EGO DLA BUDUJĄCEGO SAMODZIELNIE 1, Koncepcja to podstawa. I tak o czymś zapomnisz. Przygotuj front robót, materiały miej w zasięgu ręki. Zawsze czegoś zabraknie. 2, Mierz siły na zamiary. I tak masz ich za mało. Nieustannie musisz rozwiązywać zadania logistyczne, szczególnie gdy chodzi o ciężkie elementy, jak belki stropowe, stalowe szkielety wieńca, krokwie. Podnoś etapami i miej zabezpieczenie ? jak upuścisz, to coś rozwalisz albo krzywdę sobie zrobisz. Na wysokość pasa podniesiesz nawet bardzo duży ciężar, ale im wyżej tym trudniej, więc przyszykuj stół, rusztowanie pośrednie zanim wrzucisz coś na samą górę. I tak zawsze braknie 5cm. 3, Rób bałagan. A potem sprzątaj. Syf dobija. Jak robisz sam, to porządek daje poczucie satysfakcji choćbyś był udupiony robotą, bo nie dajesz rady ze zmęczenia albo nie wiesz jak. 4, Nie bój się partaniny. Budujesz dla siebie, więc jedyne co ci grozi, to że przedobrzysz. Niczego nie spartolisz, bo jak już coś spieprzysz, to na pewno potem będziesz poprawiał. Lepiej zrobić źle, niż wcale, zawsze można poprawić. I najważniejsze: gorzej niż opłacani fachowcy nie zrobisz ? na bank. Choćbyś nic o budowaniu nie wiedział. I tak będziesz poprawiał, a jeśli nawet nie, to zrozumiesz, że można było lepiej/prościej. 5, Bądź leniwy. I tak nie jesteś. Próbuj ułatwiać sobie życie, bo wystarczająco je sobie utrudniasz budując samemu, bez pomocnika, z którym przecież: () głupią deskę na poddasze łatwiej byś wrzucił. () zaprawy na strop sam byś nie wciągał albo nie wnosił. () jak ci z dachu coś spadło, sam nie dylowałbyś na dół, bo on by ci podał. () nie musiałbyś nogi klinować gdzieś o coś wisząc poza obrysem budynku i tnąc piłą łańcuchową, bo pomocnik by cię za nogę trzymał. () nie podsuwałbyś cegły, deski, bloczka nogą, kolanem czy łokciem podnosząc bardzo ciężką belkę o kolejne 20cm, bo pomocnik by to podłożył. 6, Mierząc coś do obcięcia, mierz z dokładnością do pół milimetra. I tak ci się rozjedzie. Z czasem nauczysz się z tym żyć. 7, Odpuszczaj ile się da. Ciągnie do wyczynu, jeszcze jedna taczka, jeszcze jedna łopata, jeden bloczek. A nazajutrz odpadasz. Nie przemęczaj się. I tak przegniesz. Nie bądź ambitny. Dłużej pożyjesz. Co? Ja nie dam rady? Ja im, k...a, pokażę! Fizyka i chemia cię zweryfikują, ale do niepokornych budowanie należy. Jesteś k...a ambitny i nic tego nie zmieni. 8, Buduj z odpadów. Wyciągaj gwoździe. Zbieraj druty. Sortuj deski. Zbieraj upuszczoną zaprawę. Odpady zostają zawsze. Nawet jak już budujesz z odpadów. Mam jakieś 40kg gwoździ zakupionych w sumie do etapu szalowania stropu. Wystarczą mi do końca budowy. 9, Nie spiesz się. Zdążysz ze wszystkim. 10, Łopatę miej zawsze pod ręką. - punkt dla inwestorów zatrudniających ekipę Doświadczenie zdobyte przez mojego znajomego. Ilekroć na twojej budowie pojawia się nowy fachoof-iec, najpierw przywal mu w łeb łopatą, potem dopiero powiedz ?dzień dobry?. Inaczej się nie dogadacie. CUDA BUDOWLANE () To cud, że jeszcze żyjesz. () Nie jesteś normalny. Nikt normalny nie buduje, tym bardziej samodzielnie. () Zaczynaj budowę bez kasy. Wtedy pojawi się kasa. () Najgorzej jest w czwartek. Ze wszystkim. Czwartek powinien być dniem wolnym od pracy. Ale wtedy wtorek byłby najgorszym dniem. () Budowa nigdy nie ma końca. () Cud, że ten dom w ogóle stoi. O czymś zapomniałem?
-
W moim przekonaniu ściana 36 i więcej to chuyt martetindowy. Ociepla się nie betonem czy gazo-betonem tylko materiałem do tego przeznacznym. Buduj konstrukcję nośną i ją ocieplaj. Czyli 24. Styropian a wełna? Styropian jest tańszy, prostszy w montażu. Takie jest moje zdanie, choć to temat stary jak świat.
-
To znowu jest demagogia: ad1 - ale nie na cenę końcową ad2 - to bez znaczenia, bo nie mówimy o uszczelkach ani o markach, a o relacji materiał plastik/metal a łatwość montażu ad3 - przed chwilą pisałeś o odpadach, a teraz o koszeniu. Zdecyduj się. ad4 - najciężśzy obiekt na ziemi to kula ziemska. faktycznie strasznie szumi. demagogiczny paradoks, takich używasz. Pozdrawiam
-
Gawel, tym sposobem i ja mam odpowiedź. Thx