Spokojnie - tak jak wszyscy piszą - daj im czas. U mnie trochę było takich kocio - psich i kocio-kocich zapoznań. Pierwsze były dwa kocurki - przybłąkały się jeszcze za czasów budowlanych. Wprowadziliśmy się, kocurki zostały wykastrowane. Po 2 miechach przybył szczeniak - koty zdziwione zwiały na schody, ale sucz - wychowana z kotem w domu hodowcy - chciała się z nimi bawić. Wszystko się ułożyło - koty ją zaakceptowały, co prawda nie śpią razem, ale ocierają się o Nadiowe łapy i pysk, u weterynarza (całe stado wożę na raz) chowają się za nią . Po roku jeden kiciul zginął i wzięliśmy kolejnego kocurka - ze schroniska, dorosłego, wykastrowanego już. Nie pamiętam, żeby jakies bitwy były, zaakceptowały się bez problemu. Potem wzięłam przecudną kicię - długowłosą trikolorkę, ona goniła do kocurów, one ją olewały, po niedługim czasie spały razem i się wylizywały. Nadii się wcale nie bała - kilka godzin po przyniesieniu do domu Nadia przyszła ją powąchać to mała (ważyła 1420g jak ją brałam od weterynarza) wskoczyła walecznie na krzesło w kuchni i sprała psicę łapą (ze schowanymi pazurkami) po nochalu. Ten schroniskowy nawet uczył ją polować na myszy. Końcem roku trikolorka nam zginęła , przytargałam kolejną kocią bidę, która przyplątała się do koleżanki nielubiącej kotów. Też trikolorka, ale z krótką sierścią. Ta to ma wredy charakterek - Warka się zwie i od razu pokazała naszym 5-cioletnim kocurom, że z nią nie tak łatwo. Warczała i syczała na nie, jak tylko się pokazały na horyzoncie, nie dopuszczała ich do ich własnej miski!! Musiała na początku dostawać jedzenie w osobnym pomieszczeniu. Z Nadią zeszło jej najdłużej, do tej pory (od połowy listopada) zwiewa jak widzi, że czarna biegnie. Jak widzisz ruch w zwierzyńcu mamy spory, ale wszystko jakoś współgra.