PeZet! Żeby nie było, że się rzucam, ja tak z sympatią... Przyjedź i pogotuj moim futrzakom, bo ja najzwyczajniej w świecie nie mam na to czasu... Przy czwóce dzieci, dwóch pracach i 28arowej działce... Nie ma szans, żeby jeszcze się w gotowanie psu bawiła, soryyyy! Dzieci jedzą obiady w szkole, małż w pracy, ja... hmmmm... i tak dobrze wyglądam, więc nie muszę . Zdarza mi się coś upichcić w tygodniu, ale nie jest to sztywna norma, obiady domowo jadamy w łikendy. Nadia oprócz suchej karmy dostaje surowe kości, szyję indyczą czasem, karmę jej poleję łychą oliwy, ser biały uwielbia, a za żółty dałaby się zabić (wiem, ciężkostarwny jest, ale czasem dostaje). Za jajcem nie przepada (moja poprzednia psica miała hopla na punkcie jaj, szczególnie gotowanych). I chyba całkiem dobrze się jej żyje, a pozostałości bardzo łatwo sprzątnąć w ogrodzie, więc to też o czymś świadczy