09.02 Epopeja goowienna Dziś wielki dzień… Podpięli nam wreszcie kanalizację… a sprawa cała w sumie śmierdząca jakby na to nie patrzyć , ciągnie się od zeszłego roku… Na wsi od 4 lat była w planach budowa kanalizacji z dofinansowaniem unijnym oczywiście. Ponieważ ja zdecydowałam o budowie dopiero w 2010, więc w planach ujęta nie byłam… aliści, że gmina jest wielce obywatelowi ( czyli mnie) przyjazna, więc rzutem na taśmę postanowili mnie włączyć w ów plan. No i w zimie zeszłego roku, przyjechali, wykopali dół, położyli jakieś rurki, wkopali jakąś beczkę, zrobili jakiś hopsztos coby to wszystko ze szambem połączyć , dali pompę i odjechali w siną dal, mówiąc, że jak już się wprowadzę to przyjadą i uruchomią ustrojstwo… W grudniu przed świętami se przypomniałam, że pompa leży i nudzi się niemożebnie w garażu… postanowiłam zadziałać, więc rzne w uśmiechach do gminy i mówię, iż życzyłabym sobie ową pompę włączyć do infrastruktury gminnej już, nał, natentychmiast, coby mnie goowna bez święta nie zaatakowały… pan urzędnik oświadczył iż następnego dnia przyjedzie ktoś owego goownożercę podłączyć. OK.!!! A jakże przyjechał i co się okazało??? Ano, że pompa nie działa, choć NÓWKA SZTUKA I NIE ŚMIGANA ANI ANI Pan Podłączyciel poskrobał się w czerep i odjechał uwożąc zarazę do producenta. Obiecał jednakże, iż za tydzień będzie z powrotem i ją zamontuje… Jaaaassssneeee… Nie powiem, bo informował mnie co tydzień, iż pompy niet, gdyż aliboż nie wróciła z Krakowa ;) ( Sądząc po czasie jaki tak przebywała to zdążyła chyba wszystkie zabytki zwiedzić i nie wiem czy o tydzień w Zakopcu nie zahaczyła…) 2 tygodnie temu pan Podłączyciel zadzwonił i poinformował mnie, iż urządzenie dotarło na miejsce i przyjedzie w przyszłym tygodniu… cały zeszły tydzień siedziałam jak na szpilkach, bo i zamarzaniem problemy i z prundem i szambo pełne ( a szambowóz popsuty… ), w dodatku spodziewałam się najazdu całej zgrai gościów na łykenda i co…? Do lasu mieli chadzać za potrzebą??? No bo jak się domyślacie pompa nie dotarła, gdyż Podlączyciel zachorzał… Na szczęście w łykenda nic się złego nie wydarzyło, chałpa stoi ( choć wesolutko było wielce), goowna nas nie zalały, prundu nie zbrakło, przybył jeno złomniak do którego w zasadzie już się zaczynam przyzwyczajać… hehehehe. W poniedziałek Szambelan naprawił wóz i wykradł ( pod naszą nieobecność ) zawartość srajtanka (że pozwolę sobie użyć formowego słowotwórstwa), a dziś panowie z wdziękiem i w lansadach tudzież z przeprosinami za nieobecność długą, zamontowali pompę podłączając nas do goownociągu. Ufff… Jutro mają odholować złomniak i może życie wróci do jako takiej równowagi… I to by było na tyle…