Witaj, Bajciku. Z blatem jest tak, że jest urokliwy, podoba się w zasadzie wszystkim, którzy cenią sobie rodzaj surowości w wykończeniu. Blat po roku wygląda jak stary i dobry blacior. Jest fajny. Sprawdza się. Ale.. Ma pewne mankamenty, z którymi muszę zrobić latem porządek. Deski szalunkowe chyba nie były dosuszone i zimą co jakiś czas słyszałem strzały. Zazwyczaj o 4:10 nad ranem budziły mnie jakieś dziwne dźwięki. To blat dosychał. Pojawiły mu się szczeliny, które muszę wypełnić kitem. Koszt kitu to 6zł. Blat jest olejowany olejem z ikei i w mym przekonaniu to rozwiązanie bardzo się sprawdza. Poza rozsychaniem, z blatem problemów nie mam żadnych. Rozsychanie też mi specjalnie nie przeszkadza, bo nie są to jakieś dziury jak motyla noga mać, tylko szczeliny. Ot, stary blat. Z klimatem. Ale został mi kit, to go wpakuję. Roboty wbrew pozorom przy budowaniu takiego blatu jest niewiele. Zrobienie go zajęło mi trzy dni. Nie ma sensu bawienie się z żywicą, co ja uczyniłem by zalać szczeliny, bo wystarczy kitowanie szczelin. A żywica syfiasta jest i w efekcie potem ją i tak szlifowałem. Ale sęki, myślę, warto wklejać na żywicę, albo jakoś inaczej się do nich przyłożyć - szczególnie gdy przyjdzie dorabiać sęk (bo zaginął). Robienie blatu jest wyzwaniem średnio dużym, zadaniem przyjemnym, a w porównaniu z budową bufora jest jak zbieranie znaczków wobec hodowania kolonii tarnatul. Prościzna. Gdybym kolejny raz robił blat z drewna poszalunkowego, to dopilnowałbym jedynie, by drewno było naprawdę suche, jak najsuchsze, trzymane na poddaszu przez sezon albo dwa. Albo kupione suchutkie. Reszta nie gra roli. Deski przykręcałem do starych kawałków płyty osb. Warto dać płytę o grubości co najmniej 18mm. Na cieńszej nie ma sensu. Pozdrowienia, PeZet