Muszę się z Wami moim snem podzielić ... taki był wyrazisty, że wypiłam kawę, śniadanie zjadłam i nadal go pamiętam - choć z reguły zapominam od razu jak oczy otworzę Zlot w górach, zimą . Niby nic szczególnego-mamy co rok ... ale to była prawdziwa zima, śniegu po zadek, czerwone od mrozu uszy i nosy, Cooli w czapce futrzance, Mandingo w kożuchu, Kosiarka w futrze, wszyscy pozostali grubo ubrani i chuchający w przestrzeń chmurkami No i pełna integracja ... zjeżdżanie z górki na tyłkach , rzucanie śnieżkami , tarzanie, orzełki ... rewelacja. No i tak wieczorem siedzimy sobie przed jakąś drewnianą chacinką w tym mrozie na ławach drewnianych i przy stole z bali - śmiechy, rozmowy, trunki . Nie wiedzieć czemu na zlocie była też moja koleżanka ze szkoły - Ula, która była harcerką , ale ogólnie nic więcej jej nie dolegało i całkiem spoko kobita. No więc siedzimy se przed tą chałupinką i jakaś nowa (nie znam człowieka- pulchna króciutko obcięta blondyna) mówi oburzona: Wyobrazcie sobie, ze dzisiaj w centrum byłam zakupy zrobić. No i już po - wsiadam w samochód , odpalam a tu Ulka w pośpiechu gramoli się do tego samochodu, wyciąga lutownicę, i zabiera się za lutowanie jakiegoś przedmiotu! Na co Kosiarka swoją gwarą: Jaaaaaaaaaaa .... nie przejmuj się , to się u nas zdarza, to normalne .... nie takie rzeczy się zdarzają na zlotach ! Wszyscy się śmieją i przytakują, że tak rzeczywiście jest. I się obudziłam Sen był piękny .... i ta zima wymarzona , taka prawdziwa sprzed lat. Chyba raz tylko - w Koniakowie nam się taka zdarzyła . Ech ....