-
Posty
6 399 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
87
Wszystko napisane przez PeZet
-
Jejku, nagrody. Super, że są nagrody. Jak są do wzięcia i ktoś chce i może brać, wolna wola, po to są. Jak ktoś nie chce, nie bierze. Redakcja będzie chciała, to sama wycofa nagrody. Potwierdzam: Daggulka zgłaszała do Redakcji postulat nie liczenia jej postów z określonych tematów. Sprawa między Daggulką i Redakcją. Sprawa migracji z Forum Muratora. Też migrowałem. Nie znałem migrując wielu osób, które tu są z FM. Obiłem się o nie czytając dyskusje. Wyniosłem się z FM z racji beznadziejnego, niekomunikatywnego nowego układu, podziału tematów i wyglądu. Trafiłem tutaj, tu wymieniam się doświadzeniami, tu założyłem dziennik, tu zbierają mi się punkty, jak super, a tydzień temu dostałem egzemplarz Budujemy Dom. Za darmo. Oszczędziłem całe 9.90, kurde, ale zdarłem. A teraz ciułam na kubek.
-
SCISK STOLARSKI Muruje się pod sznurek. Ale jak go przyczepić? Ściany fundamentowe (12 warstw + cegła na płask) do piątej warstwy muruję mierząc coś względem czegoś i korygując odnośnie poprzedniego. Czyli de facto na oko szukam pionu między krawędzią ściany a drutem wytyczającym obrys. I tak jest do dnia wizyty pana Mariana. Pojawia się rano, około 10. Ja w piżamie. W blaszaku super się śpi w piżamie. Najlepiej w turkusowej. Pan Marian pojawia się wraz z małżonką, panią Elżbietą. Ciekawość, obowiązek i przejażdżka po okolicy. Zjeździli całą Europę w karawaningu. Głowy mają otwarte tak, że pozazdrościć. - Myślałem, że tu robota wre. A jakże. Stoi pięć warst. Pan Marian podchodzi do narożnika, patrzy wzdłuż muru. - Masz coś prostego? - Kątomierz. Zrobiłem z łat: 60cmx80cmx100cm. Użyłem go może dwa razy. Przerzucałem go tylko z miejsca na miejsce. W końcu poszedł do pieca. - Ciężki. Masz styropian? Połóż na narożniku. Hyc w piżamce turkusowej na narożnik. - Patrz. Patrzę i widzę jak mi ściana łuczkiem idzie. - Pod sznurek się robi. Naciągasz i murujesz. Prostuję tę ścianę bez sznurka. Im bliżej poziomu zero tym łatwiej równo robić, bo jest drut. Na poziomie zero jest już nieźle. Czas na ściany nadziemia. Tu fuszerki nie może być. Mierzę przekątne. Jest git. Różnica to jakieś 1-2cm. Ujdzie. Do wytyczenia linii pierwszych warstw bloczków wykorzystuję istniejące paliki i druty. A co dalej? Od drugiej warstwy się nie da. Koncepcje są różne: () pionowa łata z oznaczonymi kolejnymi warstwami. Za wcześnie, za mało warstw () naciąganie sznurka poza obrysem. Papranina. () jakoś się do poprzedniej, istniejącej warstwy odnieść. Ścisk stolarski. Na ścisk stolarski łapię sznurek. To działa. Skąd mogę wiedzieć, że da się prościej, że wystarczy cegła, dwa gwoździe i bez wysiłku pięknie się naciąga sznurek? Poznam ten sposób i dowiem się innych fajnych rzeczy za dwa miesiące, jak przyjedzie wuj. Tymczasem ścisk jest w użyciu, opanowany do perfekcji we wszystkich dwóch technologiach murowania: z gazobetonu gładkiego odm. 500 D i 600 D oraz z cegły pełnej klasy 150. Testuję na pewnym etapie łatę pionową. Do murów zewnętrznych się nie sprawdza, Ale cegły wewnątrz dociągam pod łatę do końca. To cud, że nie jest bardzo krzywo. CEGŁY Murowanie ściany z cegieł wymaga określenia rodzaju przewiązania. Wybieram jedyne możliwe: główka/wozówka a poza tym jak Bóg da. Murować zaczynam w najmniej widocznym miejscu i nie jest to narożnik kuchni ukryty pod szafką, ale odsłonięty róg salonu obok miejsca, gdzie w przyszłości stanie ekran. Dlaczego tak? Skąd mam wiedzieć. Technikę murowania cegieł poznaję z książki ?Poradnik majstra budowlanego?. Polecam. Książkę daje mi w prezencie pan Marian. - Tu masz wszystko. Jak skończysz budować, to mi oddasz. I tyle. Śpię z tą książką pod poduszką. Jeden sezon zimowy spędza ona w blaszaku i wiosną jest lekko podniszczona. Do odratowania. Ilustracje, opisy. Cegła w rękę. Papranina. Mam trzy ściany wewnętrzne. Mają być w jednej linii, więc jeden sznurek rozciągam i jadę warstwa po warstwie wszystkie ściany naraz. BLOCZKI Narożniki stawiam! Na papie. Papa wysunięta poza obrys, więc nacięcia narożników robię, żeby utrudnić sobie życie. Później okaże się to niegłupie, bo papa wysunięta na zewnątrz chroni styropian. - Albo i nie chroni. Pasy papy wysunięte wewnątrz łatwo się łamią. Czym murować? Zaprawą z wapnem czy z plastyfikatorem? Kupuję worek wapna. Napisane w instrukcji: zalać na 24h, zalewam w metalowym wiaderku. Breja. Co z tym dalej robić? WIADERKO Metalowe wiaderko kupuję z myślą o... wiaderku. Jak budować bez metalowego wiaderka? Te plastikowe - dziwne. Wiadro ma być metalowe. Baaaardzo szybko się okazuje, że 10l to bardzo mało, że każdy gram wiaderka to większe zmęczenie. No i jak uderzysz się metalowym to bardziej boli niż drewnianym. Plastikowym. Z kolei plastikowe 20l wiaderko jest the best. 20l wody na poddaszu to jest konkret. 20l zaprawy bardzo ciężko podnieść nad głowę. Ale metalowe 10l zaprawy to jak splunąć. I plastikowe ma płaskie dno, co jest ważne przy wygrzebywaniu zaprawy, bo wtedy liczy się każda okruszynka. Nie wiedzieć czemu. Biorę plastyfikator. Nie wiem o co chodzi z wapnem. Hurtownia daje mi 2 baniaki po 5l cemplas. Dokładnie tak: cemplas. Tym się różni od cemplastu, że brak mu litery t w nazwie. Zauważę to, jak będę ze ścianami pod stropem. Drugi baniak tego szuwaksu w całości zostanie niewykorzystany. Potem na siłę będę go wlewał gdzie się da, a na koniec w megadawkach posłuży jako utwardzacz w wyczystkach komina. Gdy przyjedzie wuj, okaże się, że wapno jest lepsze. Zrobi zaprawę z wapna i poznam różnicę. Poddasze wymuruję już z wapna. Niebo a ziemia. Stop. Ubijanie pospółki. UBIJANIE POSPÓŁKI Nie ma skoczka. Rozgarnięte w 90% i udeptane wypełnienie fundamentów czeka do wiosny. A wiosną, po akcji kanalizacja leję na pospółkę wodę ze szlaucha. Hektolitry wody. Pod ciśnieniem przepłukuję miejsce przy miejscu tak, że szlauch wchodzi mi na głębokość 50cm w podłoże. Basen. Fundamenty ocieplone i zasypane od zewnątrz. Nawet do głowy mi nie przyjdzie myśleć, że woda może rozsadzić ściany. Nie rozsadza. Kilka dni zalewam podłogę. Obserwuję jak większe kamienie idą głębiej, a na wierzch wychodzi mokry proszek, ił. Pospółka to mieszanina różnych ziarnistości. Największe kamienie wyciągam. Przydadzą się dookoła drzewek, przy ognisku. Do poziomu izolacji poziomej jest jakieś 2-3cm. Dlatego też decyduję się dołożyć warstwę cegieł. Wychodzi mi, że chudziak będzie miał ok. 8cm grubości. Zobaczymy, o ile osiądzie podłoga, jak wyschnie. Osiada może o 1cm, nie więcej. Postanawiam murować bez podłogi na gruncie. Później zaleję. Bloczki, rusztowania i czas dodatkowo ubiją podkład. Rok później, robiąc fundamenty pod ściany działowe mam okazję sprawdzić, co tam w tej pospółce się dzieje. A dzieje się i dobrze, i niedobrze. Dobrze, bo do głębokości ok. 20 cm skorupa jest jak kamień. I sucha. Głębiej robi się wilgotniej i mniej jest ubite. Pytanie co z tym zrobić odkładam na przyszłość, a pod ściany działowe wylewam fundamenty na głębokość ok. 50cm. Jest to też sposób pozbycia się nadmiaru gruzu B-20, który pozostał z zalewania stropu. Policzone 11,5m3 betonu B-20 na strop, zamówione na wszelki wypadek 12m3. W gruszkach, jak zwykle, przyjeżdża lekko więcej. Strop zostaje rozgarnięty przez mocną ekipę specjalistów od zalewania stropów. A nadmiar betonu ze stropu idzie na dół, na podłogę na gruncie, gdzie poczeka na lepsze dla siebie czasy. Pół roku później będę skuwał ten beton, wyrywał z niego zalane kawałki desek i ułożę niezły betonowy kopiec przed wejściem. Płyty B-20 idealnie nadadzą się na fundament pod ściany działowe. Pytanie, co z mostkiem termicznym. Taki fundament, w folii, jakkolwiek wewnątrz domu, przypuszczam, że wychładza ściany. Nie wiem czy znacznie i nie wiem, jak postawić ściany nie mając podłogi na gruncie. Do dziś nie wiem.
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
JABŁONKA Jabłonka to sosna, największa z nielicznych drzew rosnących na działce, więc jest moim okiem w głowie. A że znajduje się w świetle bramy, więc ze stosunku transportowców do jabłonki buduję opinię o nich. I tak: () Betoniarnia - totalnie pozytywni. Nawet igiełki nie złamią ani gruchą, ani pompą, ani wywrotką z suchym betonem, ani kamazem z piachem, ani pospółką. Wszystko, co mogę kupić u nich albo u konkurencji, kupuję u nich. Gdy przyjeżdża suchy beton na podłogę na gruncie, mówię kierowcy o moich obserwacjach na temat jabłonki. - Nie wszyscy czują bluesa - odpowiada. POSPÓŁKA W obrys fundamentu wchodzi jej 5 wywrotek, czyli jakieś 35m3. Nie wszystkie naraz, bo łopata, bo szufla, bo grabie, bo znowu łopata, a podeptać trzeba, a pochodzić, poskakać. Na początek dwa kamazy. Potem znowu dwa kamazy. Zawsze z Suchodołu. Któregoś dnia, któryś z kierowców kamaza wysypuje pospółkę i patrzy i tak się uśmiecha i... postanawia mi pomóc. - Tu panu trochę ubiję. - pokazuje przysypany styropian ocieplający fundamenty. I tyłem, powolutku tym gigantycznym kołem, tyłem! podjeżdża do ścian fundamentowych, tuż obok styropianu i ubija ziemię i piach. Na małym odcinku, może metra. Niczego nie niszczy. Chciał się popisać. I mu się udało. Betoniarnia jest czaderska. Nie dziwi ich nic. Zamawiam 1,5m3 betonu do zalania wieńca pod murłatę z pompą, nie ma problemu, choć nie lubią tak, bo więcej mycia pompy niż zarobku. wieniec pod murłatę, z patentem, żeby kotwy prosto siedziały. Choć, świadectwo prawdzie trzeba dać, po zalaniu ław fundamentowych panowie pompę czyszczą na placu przed domem. Objeżdżam ich za to, tłumaczą, że to tylko piach. I tak faktycznie jest, co się okazuje po czasie. Niemniej od tej chwili zawsze pompę czyszczą na drodze. Relacji nam to nie popsuło i zamawiając np. pospółkę do zasypania fundamentów dostaję uczciwy rabacik z tytułu chyba dziwnego budowania. () Dalej Pan R. Bloczki fundamentowe. Dół pod szambo, koparka.- totalna klęska. - Ten orzech ma być nietknięty. - Nie wykręcę. - Wykręci pan. - Najadę panu na buta. - Nie najedzie pan. Gazuje, krąży, jeździ 10cm ode mnie, a ja, cóż, stoję. - Pan przyjdzie do mnie, takich drzewek weźmie pan sobie z pięć. I jak ja mam człowiekowi wytłumaczyć, że jak ma na imię Krzysiek, to nie jest Pafnucym, że słoń to nie żyrafa, a orzeszek jest orzeszkiem, bo jest Orzeszkiem! Ten sam człowiek, miśkowaty, masywny, poczciwy, tylko nadgorliwy, przywozi mi deski. Na ziemi leżą zbrojenia ław. Więc co robi? Spacer po belkach z prętów i strzemion sobie robi. One się składają pod stopą, a on sobie idzie. Krzyczę, żeby złaził, to złazi - uśmiechnięty. Potem okazuje się, że kilka wiązań puściło. Pierwszą partię bloczków fundamentowych przywozi pod moją nieobecność, choć nie tak się umawialiśmy. W ogóle się nie umawialiśmy, ceny jeszcze nie zapiąłem, a on już mi przywiózł, już zrzucił i porozrzucał po budowie. - Żeby miał pan łatwiej. Więcej bloczków u niego nie kupuję, również dlatego, że nie trzymają wymiarów. Ma być 38x12x24, a jest 23 albo i 22,5. Może norma to przewiduje, ale ja nie. Dobre słowo o panu R.: stal koncertowo przywozi. Ale znajduję tańszą w Centrobudzie. Szambo ma najtańsze. Ale niepilnowany zdemolowałby cały teren. I muszę u niego kupić bloczki na ściany działowe. Ma najtańsze i nie liczy kosztów transportu, a jest to czas totalnego wzrostu cen materiałów. Gazobeton połówka (12cm) kosztuje tyle, ile rok wcześniej kosztował bloczek 24x24x59. () Materiały budowlane z Centrobudu - ujdzie, choć niektórzy mogliby się bardziej postarać. Na łopatki rozkłada mnie transport gazobetonu, bo kierowca jest tylko w slipach. Fakt, upał mamy niemożebny (lato 2006), ciężarówki mają zakaz jeżdżenia od godz. bodajże 11. Ale slipy?! Odnośnie jabłonki opatentowałem system sznurków i drutów, za pomocą których dwoma ruchami delikatnie odginam gałęzie, gdy wjeżdża transport. Sprawdza się. Ale tylko do czasu, gdy stanę oko w oko z transportem więźby. () Tartak, więźba - do dupy, przynajmniej z początku. Łamią gałąź, mimo że stoję pod jabłonką, 15cm od burty. Zahacza lusterkiem i ciągnie. Krzyczę. Nie słyszy. Próbuję później ratować gałąź - wiązanie, podpieranie, smarowanie. Kicha. Obcinam. Mało tego. Gdy przywożą dechy na poszycie, na jabłonkę uważają, bo za gałąź zbierają opieprz. Dechy chcą zrzucić bezpośrednio przed gankiem, przed wejściem do domu. A tam przecież druga sosenka rośnie, maleńka taka, pieczołowicie chroniona, odkopywana jak tylko się zakopie, podlewana jak tylko jej wyschnie, zabezpieczana. chwastem zasłonięta Na niej bombki wisieć będą. centralnie sosenka, z boku jabłonka. - Tu zrzucimy. - Tu nie da rady, bo sosenka. - Nie ma gdzie, tu zrzucę. - To pan zrzuca. - staję ostentacyjnie przy sosence. - Na pana zrzucę. - Ta sosenka ma być nietknięta. - To gdzie mam zrzucać? - już się irytuje, a drażni go wszystko, błoto, własny jego samochód, robota, wybitnie markotny to gość. - Kawałek dalej. - Przestawić się muszę. - Proszę bardzo. Przestawia się, przy okazji za wszelką cenę próbuje zakopać robura. I chyba bardzo żałuje, że mu się nie udało, choć roburem to nie poroblem, małe kółka ma. Gdy przywożą drewniane belki konstrukcyjne stropu nad poddasze, wszystko jest już cacy. Ostrożnie z jabłonką. Belki nawet proponują, że pomogą wnieść. Nie chcę, bo nie mam jeszcze koncepcji. A koncepcja musi być. Koncepcja to podstawa. I tak jakoś patrzą na mnie. Wariat, że sam buduje? Szacunek? Ciężko wyczuć. Idę z Jagą na spacer. Mijam dużą, porzuconą budowę centrum konferencyjnego - jest nielegalna, a inwestor siedzi w kozie. Panią z urzędu kiedyś pytam, o co chodzi z tą budową. - Podobno to mafia buduje. Pani patrzy na mnie, milczy. - To prawda? - Proszę pana, tej budowy nie ma. - odpowiada z kamienną twarzą. Z opowieści różnych osób wyłania się obraz młodego człowieka, który ma wizję. Chce odkupić okoliczne parcele i zrobić pole golfowe. Na skarpie wyeksploatowanej żwirowni stawia rozłożysty budynek z tarasem, z widokiem na zielone skarpy i oczko wodne, z podziemnym parkingiem, na którego dachu ma być lądowisko dla helikopterów. Gdy staje parter i piętro z tarasem, młodzieniec ogląda z góry okolicę. - Budujcie wyżej. Budują kolejną kondygnację. On przyjeżdża, wchodzi, patrzy. - Wyżej. - Ale stropy się uginają. Nikt tego nie liczył. - Podeprzyjcie ścianą. Budują kolejną kondugnację, a na niej wieżycę stawiają widokową zakończoną bardzo wysokim dachem w kształcie szpicu. Jak z bajki. Przy budowie pracuje cała okolica. Wszystkie materiały trafiają na tę budowę. Okna połaciowe kosztują 100000 wzięte w kredyt. Czarna blachodachówka. Proces. Okna wymontowują. Blacha zostaje. Ludzie za pracę nie dostają ani grosza. - To był złoty czas - mówi właściciel składu budowlanego. Byłem w środku. Setki m2 otwartej powierzchni ze stropem teriva i słupami. Z boku schody betonowe wciąż podstemplowane. Długie, idą wysoko. Bez barierki. Strach na nie wejść. Brama wjazdowa na posesję kuta, czarna, ze zdobieniami i złoceniami, wysoka na jakie 3,5m. Mur gruby dokoła, z piaskowca (chyba), żółtawy, niedokończony. Zaczepia mnie strażnik. - Pan buduje tamten dom? - Ja. - Widzę. Patrzę, jak pan to sam stawia. Z takim uporem, dzień w dzień. To miłe. Jadę samochodem. Mija mnie gość na traktorze. Ukłon/ukłon. Miłe. Proste. Codzienne. STAN ZERO Żeby zakończyć - organizacja pracy: () Przed śniadaniem rozrzucam bloczki wzdłuż ściany, którą będę dziś stawiał. Pioruńsko ciężkie - 30kg jeden. () Śniadanie. () Zaprawa. Wiewiórek zaprawę określa jako zupa czarownicy: miesza się wszak w wielkim kotle straszliwą papaję. A potem klei się tym coś, co jest już czymś zupełnie innym niż składniki podstawowe. Zjawisko zaprawy fascynuje mnie. Najpierw jest papką, błotem. Po kilku godzinach jest mokrym piachem i jeśli wtedy ruszysz bloczek, cegłę, to już nie zwiąże. Po jednym dniu jest ni to ni sio, a po tygodniu stoi mur. Dla mnie jest to szok poznawczy. () Ja muruję bloczki, Wiewiórek wypełnia szczeliny. Jest to ten etap budowy, kiedy jeszcze nie potrafię murować, ale już się tego nie boję. Nadal nie znam żadnych reguł. Wiem tylko, że ma być pion i poziom i dwa cm zaprawy. Niszczę dobre kilka par rękawic, bo nie potrafię posługiwać się kielnią. I nie wiem, że rękawice można prać. Niszczę cztery kielnie. Poziomica cała zasyfiona zaprawą. Ale za rok przyjedzie wuj, i wtedy zobaczę co to znaczy murowanie. Narzędzia trzeba myć! Pracować trzeba powoli. Rzucać trzeba zaprawę. Poziomicę idzie oskrobać. Tymczasem tego jeszcze nie wiem. Aha, Wiewiórek szczeliny wypełnia wyłącznie rękawicami.
-
Norbiwolow, jak się wkręcisz, to i dalej sam zrobisz. Ciril, też miałem lęk wysokości. I pewne rzeczy sam nie wiem jakim cudem zrobiłem. Dziwi mnie, że ta chałupa stoi ilekroć tam przyjeżdżam.
-
Ciril, takie budowanie to czad, co? Dach - wciągarką na pilota stawiałem. Sam. No, uczciwie mówiąc z pomocą szalonej Mamy, która krokwie na dole do wciągarki podpinała.
-
T Brzęczkowski, jesteś tak monotematyczny i jednostronny, że skoro piszesz, że to najgorsze rozwiązanie, to jestem pewien, że to dobre rozwiązanie. Jakie to proste!
-
Podstawowym źródłem energii będzie prąd. Grzałka w zasobniku. Albo piec elektryczny. Tu mam dylemat do rozwiązania, bo kusi mnie piec elektryczny, ale on się (chyba) kłóci z kominkiem. Ogrzewanie podłogowe wodne w układzie otwartym. Jak będę wyjeżdżal, to ustawię temp grzania na +5 i jadę.
-
Kosteczka po kosteczce? O w życiu, myślałem, że to na takiej taśmie, siatce jest.
-
2006 Zima. Czekam na wiosnę. Odśnieżam pospółkę i przystępuję do układania kanalizacji. Taka jest koncepcja. Teoria. Tylko weź to ułóż, jak nigdy w ręku rury kanalizacyjnej nie miałeś. Składam na sucho, rozkładam. Podkopuję, przekładam. Domek ma prosty układ pomieszczeń, rur niewiele, ale jak nie wiesz jak zrobić, to licz się z tym, że trzy razy będziesz robił. W życiu nie byłem na budowie! Pasuje. Składam na "ludwika". Zrobione, zakopane. Minie sezon, pojawią się ściany, strop, dach!... ...a wraz ze ścianami i przerzuconymi tonami literatury powoli, mozolnie do świadomości dobije się w końcu myśl, że muszla powinna stać w innym miejscu. Bo przecież okno, światło, owszem, czytać! - ale na wprost drzwi to stres, a stres - wiadomo - jednych goni, innych wstrzymuje... I po plecach może ciągnąć. Na szczęście podłogi na gruncie jeszcze nie ma. Przekładam rury, tym razem w poczuciu, że wiem co robię, tyle razy już przecież rury kanalizacyjne układałem. I w łazience... ...i w kotłowni... ...i w salonie. - Dlaczego przez ścianę wychodzą 2x110, a potem idzie jedna 160? Bo jestem na etapie stawiania fundamentów, o GWC dotychczas nie słyszałem, w słowie rekuperator zakochałem się od pierwszego brzmienia i na okoliczność tych magicznych urządzeń porobiłem przepusty w fundamentach kotłowni. Stąd ta piękna studzienka. Latem hoduję w niej komary, okazjonalnie żabę. I nieustająco sprawdzam, co się dzieje z fundamentami. Dodam, że pan Marian ochrzanił mnie równo za tę studzienkę. Jej funkcja: 1. wprowadzić do domu media: () prąd (przepust), () woda (przepust), () powietrze do reku - przepust okaże się za mały bo tylko fi110, w dodatku kłócił się będzie z pionami kanalizacyjnymi, o czym dowiem się, gdy dojdę do projektowania przebiegu kanałów rekuperatora i montażu pionów kanalizacyjnych. Ale to dopiero za dwa lata. 2. obserwować poziom wód gruntowych. () jest niski. Kable YKY(czarny) i do bramy (niebieska rura) i głębiej... Tymczasem, wiosną AD2006 wiem, że do kominka trzeba doprowadzić powietrze do spalania, ale nie wiem jeszcze, że ilość powietrza doprowadzonego to mniej więcej tyle, ile odprowadzonego przez komin, czyli przekrój komina i kanału powinny być takie same. Wiem też co to jest DGP, więc kombinuję tak: powietrze trzeba doprowadzić, żeby było co ogrzać. Diabli wiedzą, co z tym dalej zrobię, ale murować trzeba, bloczki układać, więc wstawię... drugi przepust fi110. Efekt: powietrze do DGP będzie brane, owszem, ale skądkolwiek, a do spalania wykorzystam oba przepusty. Zresztą, idea DGP kłóci się z kolei z ideą kominka z płaszczem wodnym, a taki ma/miał/miałby być. Żebym ja wtedy wiedział o buforze ciepła! Budowanie to prosta sprawa, tylko męcząca. Ale projektowanie... - Czyż nie jest piękna? - Hm, już nie. BETONIARKA I PRĄD Zanim zacznę stawiać mury, kupuję bietoniarkę. Przywożę ją, rzecz jasna, zdrapkiem, w środku, w paczce. Składam bez problemu z instrukcją w języku włoskim, nie ma polskiej. Włączam, działa. Pierwsze prace to decyzja, by podnieść poziom izolacji poziomej, wyciągnąć nad grunt. Dokładam więc warstwę cegieł, testuję betoniarkę. I łapię poziom. Nawet nieźle mi wychodzi. PRĄD Cofnijmy się o około 1,5 roku. Gdy PNB nabiera mocy, montuję ogrodzenie, a ZE podciąga prąd. Z ZE dostaję na własną prośbę namiar na pana Elektryka, który postawi skrzynkę moją, na skrzynce ZE. To pierwszy i jak dotychczas jedyny wykonawca na mojej budowie. Słowa złego o nim powiedzieć nie mogę. Choć... - Ja nie wiem! Ciągle każą mi przekładać kable, jak nie, tu to tam! Cholery można dostać. Chyba rzucę to zlecenie, jakiś nienormalny gość! I ciągle dokładam kabli. A umowa, a pieniądze? - w pierwszym zdaniu naszej rozmowy wywnętrza się na ostatniego zleceniodawcę. Ale robi to, na co się umówiliśmy. Nie mam wówczas pojęcia co to jest RCD, nie wiem też, że deklarując zapotrzebowanie mogłem wpisać 14kW, a też bym ciągnął 17kW, bo są przedziały przydziału mocy wynikające z podziału zabezpieczeń. Takie tam... Szczerze mówiąc, nawet gdybym wiedział, to zgłosiłbym zaopotrzebowanie 17kW, skoro potrzebuję 17kW. Obecnie (jesień AD 2009) skrzyneczka wygląda tak: Rowek kopię sam, kable układam z niezastąpioną i pełną pasji pomocą Mamy. Sezon 2009 zamykam wraz z zakopaniem kabla i szamba. CEGŁY Lubię. Kiedy przyjeżdżają na budowę nie wiem jak sprawdzić czy są dobrej jakości. Obdzwaniam więc hurtownie, producentów i dzwonię do pana Mariana. - Panie Marianie? - Co się stało - zawsze spokojny, łagodny. - Jak sprawdzić czy cegła jest dobrej jakości? - A jaką ma markę? - Nie wiem. Mówiłem że nie będą tynkowane. - Mają mieć minimum markę 150. Sprawdź czy dzwonią. - Jak? - Uderz jedną o drugą. - rozmowa przez telefon - Ma dzwonić. I upuść z metra na inną cegłę, ma się nie tłuc. Uderzam - dzwoni. Upuszczam - pęka. - Weź drugą. Biorę, dzwoni, upuszczam, pęka. Kaszana. Dzwonię do hurtowni. - Jaką markę mają te cegły? - Pan zadzwoni do producenta. (dają telefon) Dzwonę do producenta (Załoga) - Jaką markę mają cegły? - 10, 15. Dzwonię do pana Mariana. - 10, 15. - Zwracaj. Dzwonię do hurtowni. - Miały być solidne. - To są bardzo solidne cegły. Dzwonię do producenta. - Aaa, bo pan pyta o markę! Pozmieniały się (coś tam, coś tam) normy, terminy, nazwy. Stanęło na tym, że są OK. I są OK.
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
FUNDAMENTY - ŚCIANY W życiu nic nie murowałem. Co i jak pokazuje mi mój kumpel Mariusz, który nie ma nic wspólnego z budową, nie znosi budowania i jest grafikiem komputerowym, ale jego ojciec jest... kierownikiem mojej budowy. Zanim jednak się pojawi, to sami z Wiewiórkiem paprzemy narożniki. Bloczek, kamienie, zaprawa. Do rąk się lepi. Ile ja par rękawic zniszczyłem! Takich fajnych, wodoodpornych, żółtych ze ściągaczem. Ale kto mógł wiedzieć, że to się da prać? ZAPRAWA CEMENTOWA W książkach podają na wagę. Gdzie mam zważyć? Mnie interesuje proporcja na łopaty, na worki, na wiadra, jakoś tak - objętościowo. W książkach też jest, w gazetach, magazynach budowlanych. Ale tu trzeba murować fundament, więc musi być NA PEWNO. Więc dzwonię - do Sławka. Sławek to szwagier, cioteczny szwagier. Podczas ostatniego rodzinnego spotkania (wesele albo pogrzeb) gadaliśmy o budowaniu, z grubsza. Pomyślałem więc o nim. Betoniarkę mam pożyczoną, full wypas, trzyfazowa od pani Marii. Od pani Marii mam też moją działkę. - Jaką masz? - 200l - Ma być 1:3. Wsyp worek i dokładnie 24-25 łopat. - To nie będzie 1:3. - A jaki masz worek? - 25kg. - Ja mówię o 50kg. Pełna jasność. Parę dni później znów dzwonię. - Sławek, wsypałem 18, może być? - Może. - Nie za dużo? - 12, 15, 18 to nie różnica. Oczy w słup. - Będzie dobrze. OK. Sprawdzam u kilku innych osób. Większość nie pamięta, albo nie wie, a wszyscy z budową mieli do czynienia. I nikogo nie dziwi 30% różnicy. IZOLACJA Pierwszej warstwy izolacji nie kłądę na ławie. Wiele osób mówi: nie ma po co. Ale najważniejszy powód: sam ławy lałem, sam zacierałem na równo, więc krzywo wyszło tak, że między najwyższym a najniższym miejscem wchodzi dodatkowa warstwa bloczków i trochę (różnica to coś koło 20cm.) Na pierwszej warstwie wyprowadzam dziarsko poziom murując, szalując, paprząc, układając. Wielokrotnie później sprawdzałem czy mi dom nie zjeżdża po tych podmurówkach. Ale stoi. A izolację (folia) kładę na pierwszej warstwie bloczków. Pełna kultura. WERSALKA Dają nam ją w prezencie sąsiedzi zza ogrodzenia, żebyśmy sobie w blaszaku postawili. Stawiamy, nocujemy, rano czarne robaczki chrząszcze z niej wychodzą, więc wersalka ląduje przy ognisku i to jest rzecz godna polecenia - wersalka przy ognisku, ale do czasu... Po jakimś czasie juz jej nie zasłaniam, bo mi się nie chce. Po pięciu latach wiele z niej nie zostało. Poza problemem, jak ją wywieźć. IZOLOWANIE ZAGĘSZCZANIE Dysperbit - zgodnie z projektem 3x - od środka i od zewnątrz. Pospółka. Zagęszczam bez skoczka. Udeptuję i zostawiam na zimę. Parę dni zajmuje rozgarnięcie. Pomoc Wiewiórka i Mamy - bezcenna.
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
Z albumu Dziennik PeZeta (foto-archiwum)
-
GEODETA Pan Marek to bardzo życiowy człowiek. Gdy kończę z humusem, czas wytyczyć budynek. Telefon do pana Marka. - Mam do pana pytanie. Czy jeśli sam wytyczę budynek, a pan to sprawdzi i będzie Ok., to da mi pan wpis do dziennika? - Czemu miałbym nie dać? - A będzie taniej? - Jak najbardziej. Więc wytyczam. Trwa to tydzień. Sznurki, słupki, prawo Talesa, Pitagorasa, pierwiastki i deszcz. Zalany zeszyt. ZESZYT W chwili, gdy postanawiam znaleźć działkę, powołuję do życia zeszyt z tytułem "Domek". Notuję w nim wszystko: nr-y telefonów, pijackie szkice rozkładu wnętrz robione z przyjaciółmi, wyniki gry w tysiąca, obliczenia objętości betonu, zużycie stali, ilość bloczków, lokalizacje przepustów, wyniki testów na prawo jazdy kat A (zrobiłem, mam, od 2008 na motocykl!), ceny, kody kabli, przewiązania cegieł, wydatki. Notowanie wydatków dość szybko zarzucam. Dlaczego? Trawestując Andrzeja Sapkowskiego (mieć tysiąc i nie mieć tysiąca to już dwa tysiące): wydać tysiąc i zapisać tysiąc to też dwa tysiące. Ale szacowanie kosztów - o, to jest na porządku dziennym, nieustająco, jak najbardziej. W tym celu powołuję... ARKUSZ KALKULACYJNY To bardzo istotny element budowania. Każdy etap musi zostać szacowany. Do każdego etapu doliczam 1800pln na nieoczekiwane wydatki. Dlaczego akurat 1800? A skąd mam wiedzieć? I nigdy nie liczę kosztów robocizny. Ciekawostka: gdy przymierzałem się do budowy, zanim jeszcze kupiłem działkę, byłem przekonany, że budowa domu bez wodotrysków to koszt ok. 40tys pln: dach 10, ściany 10, instalacje 10, inne wydatki 10 (głównie benzyna). Koń by się uśmiał. DOM WIRTUALNY Na przełomie 2004 i 2005 mam sporo czasu. Po zakupieniu projektu mój dom buduję w Archi-cadzie. Wszystko, co odzwierciedla dom. Wiele czasu później, gdy z grubsza już wiem, na czym polega budowanie, projektując np. schody rysuję nawet kotwy do osadzenia belki podwalinowej. Bardzo mi to pomaga w poznaniu wyzwań, jakie stawiają kolejne etapy. Dzięki temu unikam kilku błędów, np.: zbyt małej wysokości pomieszczeń, nadmiaru zakupionych materiałów budowlanych, znajduję babole (nieliczne) w projekcie. Sucha zaprawa ma sens. BLASZAK Pomieszczenie socjalno-magazynowe. Legowisko ze styropianu, który później pójdzie w ocieplenie fundamentów. Przyjeżdża spod Kielc, jak większość blaszaków w Polsce. W odróżnieniu od szamb, które w większości pochodzą z okolic Radomia. Blaszak po zakupie opryskuję sprayem, żeby potencjalnym złodziejom go zbrzydzić. Dodatkowo obkładam badylami, a na dach rzucam kilka kamieni. Nie sądzę, by ktokolwiek sprawdzał, czy coś leży na dachu. Odkręcą dach, ruszą i sru - kamienie na łeb polecą. Będzie dobrze. Odpukać, blaszaka nikt nie podprowadził. W blaszaku pojawia się mysz. Lidka. Wszystkie myszy jakie się pojawiają, to Lidki. Próbuję ją oswoić do czasu, gdy nie zasra całej szafki z krakersami. Na zdjęciu powyżej jedna z bodaj czterech Lidek, które utopiły się w misce, zimą (SSO). Piękne zwierzątka, szkoda... Ale dobrze, że dom już jest zamknięty. W blaszaku spędzamy cały etap budowy stanu 0. Spędzimy tam równiez upojne chwile stawiając SSO, budując z wujem komin, Wiewiórek pisze magisterkę. PIERWSZY WPIS Gdy w końcu wytyczam budynek, karkołomna operacja na sznurkach w deszczu, rozpogadza się! Telefon, pan Marek przyjeżdża. Upał, słońce. Na drodze przy wjeździe na działkę (do drogi jest 30m przez pole czyli prywatną moją drogę; działka w drugim szeregu, pow. 1000m2), parkuje samochód. Wysiada z niego korpulentny pan, z przerzedzoną mocno fryzurą, wiek ok. 50. Antony de Vitto. Biała koszula z krótkim rękawem, spodnie w kant. Okular przeciwsłoneczny jak oczy muchy. Pełen szyk. Z auta wysiada panienka 1,80 wzrostu, spódniczka mini, szczupła, wiek ok 25. Pan Marek przodem, z kluczykami w dłoni. Asystentka metr za nim z miarką. Pan Marek uśmiech od ucha do ucha. - Daj. Asystentka podaje miarkę. - Idź w róg. Sam staje w najbliższym rogu. Asystentka tup-tup-tup, bez cienia grymasu, bez żadnego znaku mimicznego. Pełna powaga, skupienie. - Ciepło. - uśmiech od ucha do ucha. - Ciepło. - odpowiadam. - Ile? - ... - coś tam odpowiada asystentka. - Idź w drugą. Asystentka w jedną stronę, pan Marek w drugą. - I jak? - pytam. I tu najlepsze, do tego zmierzam!: - Powiem panu, że wytyczył pan budynek absolutnie profesjonalnie. Gratuluję panu. Poproszę dziennik. Pan Marek robi wpis, pyta jaką datę wstawić (!), nie wiem o co chodzi, więc wpisujemy aktualną. Później zrozumiem, w czym rzecz: czas jest sprawą względną, odkrył to Einstein. A ja idę za ciosem: - Może jakiś rabat? Pan Marek zdejmuje na to okulary, asystentka zwija miarkę (nawet dzień dobry nie powiedziała, nie od tego tu jest), na masce zdrapka kładzie dziennik budowy, wpis, pieczątka... - A na ile byliśmy umówieni? - ... (już nie pamiętam, stówa albo dwie) - To nie będę robił z gęby cholewy - zostańmy przy tym, cośmy ustalili. Z panem Markiem mam same miłe wspomnienia. na zdjęciu - z Tatą. FUNDAMENTY - ŁAWY Zalewanie ław to było moje pierwsze betonowe doświadczenie. - B-20 i pompa. - Pompa? Do fundamentów? Nie lepiej kilku ludzi i koryta? - Nie ma ludzi. Sam to zrobię. No i zrobiłem. Zdjęcia robił pan Marian, ubaw miał po pachy. Wiewiórek ganiał z chusteczką, ja z rurą pompy. Kąpałem się w B-20. Szok. Szał. Adrenalina. Pół godziny przed przyjazdem betoniary pan Marian jeszcze kazał mi wbijać paliki - określić poziom. Dlaczego nie wbiłem? Bo byłem, kur..a, pewien, że beton jak woda sam poziom złapie!!!! MIja dwadzieścia minut i paliki są powbijane. Za szybko, nierówno, co wyjdzie przy murowaniu. To są buty z zalewania stropu.
-
Dzięki, Moose. Walczę!
-
Walczę ze zdjęciami, bo mi zmniejsza.
-
2004 Zaczyna się od działki. Kryteria: () do 40km od centrum Wawy, () cena do 20pln/1m2, () kierunek dowolny. Poszukiwania ruszają w marcu na płn-wsch od miasta, a w czerwcu kupuję - w kierunku na pd-zach. Działkę znajduję w internecie. Spełnia kryteria. Jadę raz - właścicielka prowadzi mnie przez telefon. Veni, vidi i wiem, że dalej szukał nie będę. W ciągu następnych dwóch miesięcy doprowadzona zostaje woda - gmina montuje wodociąg. Studnia głębinowa 95m. Dopisuję się do listy rezerwowej. Deklaruję wpłatę całej kwoty przyłączenia, moje szanse rosną, mimo że mam nazwisko na "z", więc wiadomo. Sierpień 2004 i jest - studzienka piękna błękitna z wyprowadzonym kranikiem. Woda ze studni (95m) - rewelacja. Na zimę gałęziami zasłaniam, choć nie wygląda na to, by było tu co kraść. Rzeczony kranik jest gdzieś koło sosenki. PROJEKT Pierwszy pomysł to projekt indywidualny. Rysuję, kombinuję, przeglądam gotowce. W końcu określam kryteria: Obrys zewn. ścian: max 10m x 10m. Dom parterowy z poddaszem użytkowym. Dach dwuspadowy. Bez piwnicy. Bez garażu. Obowiązkowo komin usytuowany centralnie. Ważna orientacja względem stron świata. Na parterze musi być oprócz głównego pomieszczenia dodatkowy pokój. Ciężka sprawa z architektem. Drogo, a na rynku zatrzęsienie gotowców. Zaczynam wertować tysiące projektów. Śpię na projektach, wśród projektów, pod projektami. Do konkursu finałowego stają: LMP42 z pracowni Lipińscy http://projekty.lipinscy.pl/Hudson/ Magda z pracowni Horyzont http://www.domnahoryzoncie.pl/pl/index.php?s=52&sid=5 i byłby LMP 42 wygrał - idealny rozkład, kotłownię bym zrobił za kominem, a w kotłowni łazienkę, ale trafiam w zbiorczym katalogu na... Bellino z pracowni Archigraph. http://www.archigraph.pl/projekt/bellino.html I klamka zapada. 2005 Pracownia przysyła projekt. Adaptacja. Przypadkowy architekt, pani architekt z COIB. Brak zastrzeżeń. Drobne zmiany: wymiaru małych okien z 90x90 na 60x90, dodanie okien: - w kuchni za kominem (gdyby mi przyszło do głowy zrobić tam spiżarnię, - w łazience, - na klatce schodowej. W dachu w pokoju wsch. zaprojektowane są dwa okna połaciowe obok siebie. Rezygnuję z jednego z nich, a dodaję okno na ścianie 90x120. W przyszłości, kiedy dobuduję garaż, to okno zamienię na drzwi balkonowe, na garażu stanie taras, a okno przejdzie do garażu. Jednocześnie organizuję prąd. ZE Żyrardów. Brak zastrzeżeń. Moc przyłączeniowa: 17kW, 3 fazy. W tym czasie pierwszy raz obijają mi się o uszy znamienne słowa: - Pan buduje, a z pana budowy wiele osób musi wyżyć. Czy jakoś tak. Geodeta, znaleziony w informacjach na forum, okazuje się trafiony w dychę. Mapki przygotowuje niedrogo i bez problemu. Mało tego - dołącza ofertę kompletnej obsługi geodezyjnej. KIEROWNIK BUDOWY Pan Marian, człowiek z ogromnym doświadczeniem, pod jego kierunkiem budowane były polskie ambasady, ojciec mojego kumpla, znamy się od ponad 30 lat, obejmuje obowiązki. I nie dociera do niego, że sam będę kopał, murował. Budował. Choć też samodzielnie budował. Spotykamy się w domu p. Mariana. - Piotr, pojawię się na budowie trzy razy: przed zalaniem fundamentów, przed zalaniem stropu i żeby odebrać konstrukcję dachu. Poza tym dzwoń ilekroć będziesz miał pytania. Później okazuje się, że pojawia się znacznie częściej. Mnóstwo pytań z mojej strony - żadne nie pozostawione bez odpowiedzi. - Przede wszystkim wiesz co musisz zrobić? - mówi kierownik budowy podczas pierwszej wizyty na mojej działce. - Nie wiem, panie Marianie. - Kup worek wróbli i je tu wypuść, tu nie ma wróbli. Złośliwy, dowcipny. Sam dobrze wiem, że to zadupie, ale o to chodzi. - Ale są kopciuszki. - I koniecznie kup aparat cyfrowy. Aparatu nie kupuję. Początki budowy - wytyczanie budynku, ściąganie humusu, kopanie fundamentów, zalewanie ław - nie są udokumentowane, choć dalsze etapy tak, klasyczną głupawką. Ale to nie z powodu braku aparatu cyfrowego. Pierwszym poważnym zakupem jest blaszak. Drugim jeszcze poważniejszym - budowlany środek transportu osób i materiałów, czyli zdrapek. ZDRAPEK Spisuje się rewelacyjnie przez etap prac ciężkich. Elektroniczny zapłon, rozrusznik w kluczyku, wiek 7 lat. Bajer. Zdrapkiem przyjeżdża na budowę sralnik. SRALNIK Przygotowany na działce brata, 100km od budowy, z elementów znalezionych na strychu, pociętych na wymiar. Sralnik projektowany jest pod Wiewiórka. Kryteria: - stojąc przy drzwiach nie można zawadzać o dach - Obowiązkowo musi być miejsce na literaturę. Stąd półki po bokach, i muratory mieszczą się tam, i budujemy dom, i katalogi, i wnętrza, i podręcznik dla projektantów, i poradnik majstra budowlanego. Jest w czym przebierać, co czytać. Sralnik zostaje zapakowany do zdrapka do środka i na dach i trafia na budowę w dwóch rzutach. Tam następuje jego montaż ? gwoździami, też z odzysku, prostowanymi na własnych palcach. Do czasu zalania ław fundamentowych w życiu nie kupiłem nawet grama gwoździ. O sralniku rzecz najważniejsza: Jego dach to niemiecka blacha lotnicza z czasów II wolny światowej. Nie do zdarcia. POCZĄTEK Zanim PNB się uprawomocni, wraz z Wiewiórkiem - moją drugą połową - robimy strzemiona do zbrojenia ław fundamentowych. Na działce brata, 100km od budowy. - Zostały mi pręty. Leżą od lat. Faktycznie, odcinki dł 1,20m w ilościach nieprzebranych zalegają w piwnicy. Widać zostały z budowy. Pokazuję jedno gotowe strzemionko panu Marianowi. - Czy takie może być? Drut, kształt. - Spocisz się. - Dlaczego? - To gruby drut, fi8, ma być fi6. Łatwiej giąć. - Ale taki mam, w prezencie, już pocięty. Może być? - To rób. Ale spocisz się. Spociłem się nieziemsko! Patent do gięcia strzemion: trzy śruby w desce ? rewelacja. Ale po zrobieniu bodajże 200 (nie pamiętam) strzemion ręce mi odpadają. I Wiewiórkowi, bo dzielnie prostuje zanim ja pognę. W efekcie strzemiona są Ok., tylko w ilości znacznie przekraczającej potrzeby, jak się później okaże. SAMODZIELNA BUDOWA Budowę zaczyna się od wytyczenia budynku, u mnie - od zdjęcia humusu. Szpadel dostaję na urodziny. Stoi ponad rok w pokoju za drzwiami. Z grubsza wytyczam miejsce i w maju postanawiam sprawdzić, czy dam radę sam ściągnąć humus. Wyczytałem, że na około 25cm się go ściąga. Nie wnikam, pokopię, zobaczę. I tu następuje przełomowy moment. Śmiało można powiedzieć, że łapię bakcyla, wirusa, uzależniam się, ponieważ... RĘCE ...ponieważ odpadają mi ręce. Spać nie ma jak, tak bolą. Drętwieją. Czubków palców nie czuję. Budzę się w środku nocy z uczuciem jakby mi kto łapy z zawiasów wyrywał. Podpytuję różne osoby, które z budową miały do czynienia i słyszę krótkie: - Normalka. Istotna dygresja: PAS Zanim jeszcze kupiłem działkę, wpadł mi przypadkiem w ręce pas kulturystyczny. Ktoś chciał się go pozbyć, mi się spodobał, wziąłem. - Chcesz ćwiczyć? - Nie. - To po co ci? - Przyda się. - Do czego. - Nie wiem. Ale wziąłem. I nic na budowie nie zrobię, nawet papierka z ziemi nie podniosę, bez pasa. Sprawdzam, czy humus da się ściągnąć w deszczu. Leje przez tydzień. Więc sprawdzam tak przez tydzień, po kilka godzin dziennie. Wiewiórek w kluczowym momencie pojawia się z pomocą i pomaga ostatnie partie humusu transportować na hałdę. Najtańsza taczka świata wytrzymuje tylko humus. Później nadaje się wyłącznie do prac ogrodowych i wożenia sekatora, a ja nabędę solidną klasyczną takę i przywiozę ją zdrapkiem. Podobnie stemple, z których postawię pierwsze ogrodzenie, przyjadą zdrapkiem. I betoniarka, z Obi, za niecałe 5 stów, też przyjedzie na budowę zdrapkiem. W środku! Ale to dopiero przy ścianach nadziemia, bo fundament muruję na pożyczonej.
-
Zakładam ten dziennik, żeby samemu nie zapomnieć, jak to było. Zawsze marzyłem o własnym domu. Obecnie dom jest na etapie SSZ, z elektryką i tynkami wewnętrznymi na parterze. Z budowaniem nigdy nie miałem do czynienia. W życiu kielni w dłoni nie trzymałem i nie wiedziałem czym różni się zaprawa cementowa od cementowo-wapiennej. Nigdy nie sądziłem, że wybuduję dom. Ani tym bardziej, że go wybuduję "tymi ręcami". Moim budowaniem rządzi jeden mechanizm: ciekawość. Co by było, gdybym spróbował sam... (tu podstaw co chcesz: wykopać fundamenty, wymurować, podnieść belkę) W następnym kroku zawsze pojawia się pytanie: tylko jak? A w trzecim: ale jak to działa? I tyle. Buduję.
-
U mnie projekt unijny obejmuje 5 lat i gmina chce wybrać z przetargu firmę, która by dała gwarancje na 3 lata a przez pełne 5 lat przeglądy roczne byłyby za friko. W praniu i z przetargu wyjdzie, co będzie.
-
Dzięki, Henok. Pomyliłem się, przyjmowałem 300/2dni. I tak za dużo.
-
Budowa domu - decyzje z których jesteście zadowoleni .....
PeZet odpisał daggulka w kategorii Z życia wzięte...
Brzoza, pamiętam, czytałem burzliwą dyskusję na ten temat. U siebie ściągnąłem na głębokość szpadla wybierając kłącza i rośliny. Uważam tę decyzję za słuszną. Poza tym na tak: - budowanie z gazobetonu - prostota obrabiania bloczków i układania instalacji. Akustyka nie odgrywa znaczenia. - wysokość pomieszczeń - po położeniu wszystkich warstw będzie 2,80m. W stanie surowym jest 3,05 od chudziaka na gruncie. - otwarta kuchnia - ściana wewnętrzna z cegły pełnej w salonie nieotynkowana. Zaje...ście wygląda - budowanie bez kredytu. Trwa dłużej, ale w mniejszym stresie. -
Henok, czy mógłbyś zweryfikować moje szacunki? U mnie gmina pokrywa 75% kosztów zakupu i montażu kolektorów. Za ok 4000pln będę miał 6m2 kolektorów płaskich i 300l zasobnik (+ automatyka, sterownanie...). Bez dofinansowania więcej kosztował mnie będzie sam zasobnik z grzałką. Zakładam, że 300 l wystarczy dla 2 osób na 1 dzień. Wtedy miesięcznie na podgrzanie cwu wydam ok 190pln. (od 10 do 55stC) Sezon słoneczny przyjmuję 6mies. W tym czasie wydam na cwu 1130pln. Instalując panele z dopłatą po 4 latach 100pln miesięcznie będzie zostawało w kieszeni.