Nie sądziłam, że przybicie plandeki może tyle trwać. Duży w dwa dni zrobił cały dach. Oczywiście pomagał szwagier S i R, ale wczoraj , tj. w Wielką Sobotę Duży od południa zasuwał samiusieńki. Zmordował się biedak, że na prawdę mi go było żal. Gorąc był okrutny na dachu. A on tam sam... Ale jak postanowił, że skończy, to nie ma bata, żeby żeby zrezygnował...taki typ... Co prawda trzeba jeszcze podobijać w pionie, ale główna robota zrobiona. Jak dziś pogodę oglądałam, to się cieszę, że papa już jest położona, bo od jutra deszcze...w końcu lany poniedziałek Mam fotkę jak zaczynali...doczłapałam się w piątek, ale już tego numeru nie zrobię. Ręce to mnie bolą do teraz...chodzenie o kulach jednak nie jest takie super jak sądziłam...