-
Posty
6 399 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
87
Wszystko napisane przez PeZet
-
Retro, roczna ta brzoza. Myślę, że to może być za niska temperatura. A i wilgoć może też. Teraz już palę inaczej, nie paprze się tak bardzo.
-
Rewelacja. Kury chciałbym hodować, kilka. Tylko ciężko pogodzić to z Dragonem... I z wyjazdami. I sad mógłbym mieć. Piękny. Wiśnie. Czereśnie. Śliwki. I tyle w temacie kotłowni w salonie. Która jest super. Bo jest. I taka miała być. Miał. Aha, szyba się doczyściła. 60st na powrocie - sposób na czystą szybę. Powiedzmy: podczyściła. :::::::::::: Załadowałem kolejną porcję, na żar. Może uda mi się zagotować mrówki. edit: wiśnie, czereśnie, śliwki.
-
W ramach tuningu na metalowym deflektorze położyłem płytę szamotową. Deflektor jest nad rurami-płomieniówkami. Niestety, grawitacyjny przepływ nie działa. Przypuszczam, choć się na tym nie znam, że za dużo jest syfonów: na powrocie są dwa - jeden w podłodze na trasie ciepłociągu między kominkiem a baniakiem, a drugi w sąsiedztwie kominka - montaż filtra, pompy i zwrotnego zaworu klapowego wymusił taki układ. Co również mnie zaciekawia, zatrzymanie pompy zmienia wskazania termometru powrotu - natychmiast temperatura spada. Termometr na zasilaniu staje wtedy w miejscu, mimo że temperatura na płaszczu rośnie. Sądzę, że dowodzi to braku grawitacyjnego przepływu wody między kominkiem a baniakiem. Mam saunę. Musze ocieplić tę kozę. Rewelacyjną saunę. Prezesie, frajda jest. Drewno ma rok, ma prawo być niedosuszone (to, które na oko szacowałeś latem). Pierwsze palenie było suchszejszym, a drugie mokrzejsiejszym, co od razu, nawet bez doświadczenia palackiego, zaobserwowałem. Okopciło się, bo w końcu się pali, to się i kopci. Samochód jak by nie warczał, to by nie jechał, a kocioł jak się kopci, to się znaczy się grzeje. Baniak nabiłem do jakichś 70st. Spaliłem dziś dwa naręcza drewna. Samo liściaste, brzoza brodawkowata, betula verucosa. Ładnie pachnie w chałupie. STRES TEST 28 dnia pierwszego miesiąca roku pańskiego 2014 o godzinie 3:44 kominek zajarzył. Hajcowałem do 6:45, a iżby się nie rozwodzić, a świadectwo dać prawdzie i by ku pamiętaniu odnotować, uczciwie powiem że w zasadzie to jedno palenie było. Kiedy sam żar tylko pozostał i ledwo już tlił się, senność mnie wreszcie zmożyła, tak też za impulsem idąc zamknąłem wloty/wyloty, wyłączyłem pompę i poszedłem spać. Ledwom zasnął, a trudne to nie było mimo psa kotłującego mi się i rozpychającego, bo on też chce i musi akurat na kolanie leżeć, tak więc ledwom jakoś oczy przymknął, a świtało już prawie, omal co, gdy zbudził mnie dziwny dźwięk. Nie skłamię, jeśli powiem, że to jakiś dźwięk był dotąd całkiem niespotykany. Nie bulgotało. Poblukiwało jakby. Bluk bluk bluk. Raz za razem. Świadomość wróciła i wtedy dotarło do mnie, że to w kominku. Gotuje się! Wstałem. Blukanie gdzieś z góry szło, ale że tam zimno, to do Lectera nie poszedłem. Metalicznie i głośno blukało. Pompę włączyłem iżby przepędzić bulgoty do baniaka. I tu szok. Pompa nie przepycha gotującej wody. Termometr pokazał na co go stać, jak zaangażowanie okazując podał temperaturę 104stC. Gdyby nie manometr obok, całkowicie ignorujący wszystko prócz zmian biegów pompy, którą ciągle sprawdzam na okoliczność biegów, temperatur i bąbli odpowietrzających, co wykazuje on leniwymi wahnięciami strzałką, pomyślałbym, że gdzieś pod Lecterem zator jaki, korek lodowy mógł powstać. Choć nie mógł, wszak całość wodna mieści się obecnie na przestrzeni od podłogi do sufitu parteru. Chwała zatem termometrowi za nadgorliwość. Pompa ruszyła w końcu wodą i wszystko ostygło. Zadziwia mnie, że ledwo żarząca się kupa popiołu potrafi zagotować płaszcz kominka. Muszę termoparę zamontować.
-
Mały tuning: - szamot - kanał dolotowy i blokadka z kawałków szamotu iżby szuflada nie zamykała dolotu. Powietrze bardzo fajnie migruje na tył wkładu i na przód. Smoła na szybie. Paliłem utrzymując temperaturę powrotu 40stC. Oto efekt: Obecnie trzymam temp 60st, a jak się zniecierpliwię to 50. Szyba się powoli czyści. To raptem moje trzecie palenie... Zanim wstawiłem szamot, zdążyłem upieprzyć ścianki smołą. Są bardzo kleiste. Wstawiłem szamot.
-
Mam przed chałupą kilka bloczków gazobetonowych gorszych od ytonga - porównywałem organoleptycznie. Te moje bloczki leżą sobie a to pod dachem, a to w piachu, czasem robią za podpórkę pod coś, czasem za stopnie do czegoś tam. I tak już kilka lat! Mróz, śnieg, deszcz. Cały czas są w porządku. Na etapie stanu surowego otwartego lało mi się po ścianie z otworu balkonowego. I tam - na pionowej ścianie, gdzie zacieki zamarzły - odspoiło się kilka bloczków na głębokość około 1cm - mróz je zniszczył po wierzchu. Moja propozycja to zabezpieczyć wierzchy ścian od strony nawietrznej - południe, południowy-zachód. A prawdę powiedziawszy, skoro nie ma się z czego lać, bo nie stropu, bo sprawę... olać. Od biedy na wierzch tych szczytów można by przytakerować kawałki jakiejkolwiek folii. Acha, i podeprzeć deską - poziomo jedna i pionowo podpórka na wys około 2/3 wysokości tych trójkątów. Generalnie myślę, że tu nie ma problemu.
-
Też myślałem, że po harcersku, a to jednak jest bardziej lokomotywa. Bardzo jestem zadowolony z decyzji montażu zwykłego zaworu 3D, a nie termostatycznego. Widzę, jak łatwo by się zamykał. Duży sens ma montaż siłownika ze sterownikiem. Bo zawór temperaturowy, co to otworzyć ma się przy 50stC to zawracanie gitary w przypadku kominka i baniaka. Niebawem wrócę do tematu, tylko przytnę płytę szamotową. Normalnie radość mam nieziemską. Czekałem na ten moment sam nie wiem ile czasu i - jest - palę w kominku, grzeję wodę. Jakie piwko se strzelę i potnę płytę. Albo odwrotnie... Tak!!!
-
Muszę nauczyć się jak palić w kominku. Na razie działam na czuja, powoli poznaję zasady. Pierwszy raz w życiu mam do czynienia w taką lokomotywą. Ze zdziwieniem oglądam to, o czym dotychczas tylko czytałem. Na przykład pocenie się płaszcza. Do wkładu jeszcze nie wstawiłem płyt szamotowych, z których jedna czeka na przycięcie. Mam nadzieję, że wstawienie płyt poprawi warunki spalania w komorze. Pomoże - nie pomoże - kupiłem, to wstawię, w kąt ich przecież nie odłożę. Dwukrotnie paląc zdążyłem dokumentnie zasmolić komorę, ponieważ włączam pompę przy 40st na powrocie. Błąd. Porobię testy, opanuję sztukę. Na przykład PALENIE W KOZIE WODNEJ - LEKCJA 1 Pakujemy do pełna. Rozpalamy. Hajcujemy na maks, a drewno ma się całe rozpalić, co mi się jeszcze niespecjalnie udaje. Kiedy zostanie żar, uwaga, uwaga: Zamykamy szyber. Ale zostawiamy otwarty dolot powietrza. I wtedy dzieją się cuda. Ten żar to jest wisienka na torcie! Teraz to dopiero zaczyna śmigać ciepło. Doświadczyłem tego dziś rano, kiedy mimowolnie zafundowałem sobie stres-test. A było to tak...
-
Dr L - na poddaszu. Na parterze za to, w baniaku... Latem pisałem, że w izolacji mieszkają mrówki. Właśnie się wyprowadzają. A wyprowadzają się, ponieważ... na zasilaniu, czyli do baniaka ciepłociągiem wędruje ciepło. Cieeeepło. A i wraca do Cezarego już całkiem niezgorsza powrotna temperaturra: Mrówki eksterminacje przechodzą i myślę, że mają odczucie paranoi. Co jakiś czas wsysam odkurzaczem wałęsające się po baniaku grupy zwiadowców. Albo też wyciągam wychylających się właśnie czy to ze szczelin, czy tunelików sprytnie wydziabanych w... MOJEJ izolacji baniaka!!! A w przerwach między kolejnymi sesjami eksterminacyjnymi: Kapcie, fotel, telewizor. W lekko innym wydaniu.
-
Mam bezapelacyjną przyjemność przedstawić... bestia, potwór, pan życia i śmierci, osobnik tyleż przerażający, co fascynujący. Lecter. Doktor Lecter. W nowym miejscu, w nowej klatce.
-
Szok, szyk, szał i szczek - bez szczęku szczęk. edit: dopisałem co dopisałem, wkleiło pustaka.
-
cdn...