Jeszcze dachówka nie dojechała.
Panowie Cieśle z pokryciem dachu folią się spieszyli, by w spokoju więźbę w środku kończyć i na głowę nie padało.
Bo na piątek zapowiadali deszcz.
Zagadnąłem też czy gorzałka ich nie zmogła w piątek. Tylko machnęli ręką. "Panie, dokupić musieliśmy".
Cholera, chciałem dobrze, a zamiast tego na koszta ich naraziłem. Zamiast godnej biesiady od ust ich rodzinom odjąłem .
W środę pokryli połać wschodnią.
W czwartek natomiast zamknęli folią dach.
Z prognozami tylko przestrzelili lub zapomnieli, że u nas pada dzień wcześniej niż w Warszawie. W każdym bądź razie jak przyjechałem na budowę w czwartek, to lunęło śniegiem z deszczem. Mogłem się po raz pierwszy schronić pod swój dach.
Bębnił i łopotał niczym namiot pod którym spędzałem wakacje będąc młodym pacholęciem
Wiechy Panowie nie wyrzucili tylko grzecznie odłożyli na bok.
Za to w piątek na budowie zapachniało wiosną. Słoneczko przygrzało, wiatru ani śladu za to rozśpiewały się ptaki i "rozpachniał" las.
No i pod folią dachu zaroiło się od kleszczy
Lecz muszę przyznać, że poza drewnianymi "insektami" że ten etap prowadzony jest porządnie i bardzo czysto.
Mój inspektor nachwalić się ich nie może. Co uwagi zgłosił, to uwzględniali dobijając dodatkowe gwoździe w newralgicznych - jego zdaniem - miejscach. W piątek po pracy wszystko było wysprzątane na błysk i naprawdę robi dobre wrażenie.
Są dla mnie jeszcze pewne kwestie do wyjaśnienia, bo nie wszystko wygląda tak jak w projekcie, ale to już z kierownikiem budowy będę omawiał.