Zawsze byłam psiara i wszystkie psy w okolicy "były moje", szczególnie te pokrzywdzone przez los. Gdy mieszkałam z rodzicami i jakies jedzonko ginęło z lodówki to mama zawsze mówiła, że mam jakiegos nowego podopiecznego. Razem z bratem "przerobilismy" rybki, myszki, chomiki i patyczaki Teraz nie mam własnego psa (kolejnego teściowa by chyba nie zniosła. Te 2, które sa w domu w zupełności wystarczają), ale postanowiłam, że "na swoim" będę miała labradorka- ostoję łagodności. Małżonek optuje za husky ale zanim domek powstanie to jakis kompromis wypracujemy