3 godziny temu, Elfir napisał:Studniarze zwykle korzystają z map warstw wodonośnych i miejscowego badania gruntów tomografią elektrooporową
Dawniej też z tego korzystali - szczególnie tomografii. Bo one były niewykwalifikowane - ale tomografię w małym palcu mieli. I dlatego na wodę trafiali - a różdżkarza brali, żeby się chłopy tomografu nie zlękli...
Oczywiście nie przeczę sensowności obecnie korzystania z aparatury i map. Ale to nie wyklucza predyspozycji pewnych ludzi do czegoś więcej, niż inni.
Przeczytałem o tej stodole - nie wiem co kosztowało 400 tys marek, wynajęcie stodoły, czy ruszanie rurą, a może ta woda w rurze.
Przypomina mi to Gomołkę, czy Breżniewa, kóry strzelił refleksją: No byli kosmonauci w kosmosie i żadnego Boga ani nieba nie widzieli. Też dowód, prawda - i o wiele droższy eksperyment.
Z innej beczki - Kazimierz został dzielnicą Krakowa (miastem?) dla Żydów m.in. dlatego, że było tam pełno żył czy podziemnych cieków wodnych i uchodziło to miejsce jako niezbyt zdrowe. To było na wykładzie o Kazimierzu, przy czym potwierdzono te cieki. Oczywiście kilkaset lat temu wiedziano o tych ciekach z tomografii elektrooporowej i map geologicznych - bo gdzieżby tam brali różdżkarzy. To zabobon XX wieku.
Naukowcom niektórym - się zdaje - że jak czegoś nie rozumieją, to tego nie ma. Mijają lata - i nagle okazuje się , że jest. No i wtedy triumfują.
Najzdrowszy stosunek do tego mają matematycy (zresztą nie tylko oni) - twierdzą (choć pewnie ie wszyscy) że odkryli nowe prawo, formulę - a nie wynaleźli, czy stworzyli.
Tu znalazłem taki artykuł:
http://pkisz.home.amu.edu.pl/wywiad.htm
pt. Żyły wodne są mitem
frag.: :"Każdy kto miał do czynienia z geologią wie, że to absurd. Radiesteci wyobrażają sobie żyły o średnicy 20-40 centymetrów, w których wartko płynie woda. Jak mogłyby one powstawać w piaskach i glinach, które pokrywają przeważającą część Polski? W rzeczywistości wody podziemne w takich osadach przesączają się bardzo powoli, spływając powierzchniowo po warstwach nieprzepuszczalnych. Po dokopaniu się do takiego poziomu wodonośnego, jawi się on jako zawilgocenie piasku."
To jest łatwy pogląd uczonego - tylko że rzeki podziemne są, warstwy nieprzepuszczalne zwykle nie są gładkie jak stół, po której to powierzchni miałyby ściekać wody, a u mnie np. warstwa wodonośna jest na 9 m i jeszcz 2 m rury po przebiciu warstwy skały. Szukali obok wody i jej nie było, natomiast tam gdzie wskazał u nas różdżkaz - jest.
Oczywiście wg ciebie zupełny przypadek - ale ja dzięki temu mam inny stosunek do różdzkarzy. Tych nie - oszołomów.