
ManfredBee
Uczestnik-
Posty
138 -
Dołączył
-
Ostatnio
-
Dni najlepszy
1
Wszystko napisane przez ManfredBee
-
Widzę, że temat zewnętrzności ściany i drzwi rozpala wyobraźnię ;) . Określona konstrukcja ściany wynika z tego, że wzniesiono ją jako zewnętrzną. Kropka. W ścianie tkwią nadal drzwi (dokładniej ościeżnica) przeznaczone do usunięcia. Obecnie fragment tej ściany wraz z drzwiami nie jest zewnętrzny, bo przed laty dobudowano w tym miejscu pomieszczenie, stanowiące rodzaj sieni. Tak więc drzwi łączą wnętrze domu z ogrzewaną sienią. Mam nadzieję, że wyjaśnienie tej kwestii ułatwi udzielenie mi pomocy, bo wariantu z samą pianką nie kupuję. Z trzech zasadniczych powodów: 1) ościeżnica jest dość wąska; 2) ościeżnica jest dość gładka (nie ma korytka od strony ściany); 3) ościeżnica składa się z trzech belek i nie przewiduję stabilizowania jej na dole za pomocą progu.
-
Widzę, że nie opisałem tego wystarczająco dokładnie: Nowe drzwi NIE SĄ drzwiami zewnętrznymi, gdyż prowadzą do ogrzewanej sieni, której kiedyś nie było, a wtedy stare drzwi dostawały wycisk od pogody. Nowe drzwi to drewniane drzwi pokojowe z szybami. A ościeżnica jest gładka. Świetnie. Tylko problem polega na tym, że wiercąc Z SENSEM w przybliżeniu przez środek szerokości ościeżnicy trafię na pustą przestrzeń. Jedyna opcja, żeby trafić na skraj bloczka gazobetonu lub cegły to wiercić na skraju ościeżnicy, najlepiej pod skosem, co może oznaczać szukanie kłopotów (może wykruszyć się bloczek lub cegła, pęknąć ościeżnica) a i trudniej takie coś zamaskować. Z różnych powodów nie mogę przesunąć ościeżnicy w lepsze dla mocowania miejsce, już raczej zamuruję tą pustą przestrzeń pomiędzy bloczkami i cegłami, żeby mieć do czego zamocować ościeżnicę, jednak byłby to duży kłopot, więc szukam rozwiązania na skróty.
-
Witam! Muszę wymienić drzwi z ościeżnicą. Do usunięcia są stare drzwi drewniane. Nie były szczególnie dobre jakościowo, za to przez wiele lat były narażone na deszcz, śnieg i słońce. W dodatku przeszły wiele niefachowych "modernizacji" i dziś nadszedł czas, by wysłać je na zasłużoną emeryturę. Do starej ościeżnicy nic nie pasuje, więc nowe drzwi zakupiłem z ościeżnicą, drewnianą, "standardową". Stara ościeżnica umieszczona została podczas wznoszenia budynku w ścianie zewnętrznej w taki sposób, że do niej domurowano ścianę, bijąc w ościeżnicę gwoździe tak, że trafiały w kolejne lub niektóre spoiny ściany. Dziś drzwi prowadzą do ogrzewanej sieni (to będzie chyba najwłaściwsze określenie). Problem polega na tym, że ościeżnicę umieszczono w ścianie w takim miejscu, że trafia na wolną przestrzeń pomiędzy ścianą wewnętrzną z gazobetonu (bloczki prawdopodobnie 24x24x59) i zewnętrzną z cegły, prawdopodobnie silikatowej, naprzemiennie pełna "jedynka" (prawdopodobnie 12x6,5x25) i "trójka" (prawdopodobnie 12x22x25) z czterema otworami o średnicy grubego kciuka. Jeśli zapoznać się z dowolną instrukcją montażu, w tym dołączoną do ościeżnicy, to wszyscy proponują mocowanie ościeżnicy do ścian na specjalne kołki ościeżnicowe, ewentualnie specjalne wkręty wkręcane bezpośrednio w ścianę (potem piana). Jeśli miałbym tak zrobić, to z uwagi na pustkę pod ościeżnicą wkręty lub kołki musiałbym wkręcać blisko krawędzi ościeżnicy, bloczków i cegieł, pod kątem w gazobeton lub cegły, modląc się, by te materiały budowlane i drewno ościeżnicy wytrzymało ten eksperyment. O walorach estetycznych rozwiązania nawet nie wspominam. Jako alternatywę wymyśliłem sobie blachy-płytki z otworami, dostępne w marketach budowlanych, np 60x140x2,5mm, przykręcane z jednej strony do ościeżnicy (od tyłu!) na wkręty a z drugiej - na kołek fi10 (jeden wystarczy?) do cegły i gazobetonu na przemian (podobnie jak to się robi czasem z oknami). Zastanawiam się tylko, czy takie mocowanie wytrzyma na dłuższą metę ciężar drzwi 90 (przede wszystkim w pozycjach drzwi innych niż całkowicie otwarte). Może warto jakoś wzmocnić jeszcze okolice zawiasów? Ktoś mi sugerował większy wkręt umieszczony na "tylnej" stronie ościeżnicy, trafiający na duży otwór wywiercony w cegle, wypełniony po umocowaniu ościeżnicy zaprawą do kotwienia (np cx5). Ościeżnica fabrycznie nie ma progu i wolałbym tego nie zmieniać. Z uwagi na inne uwarunkowania przesunięcia ościeżnicy w taki sposób, by ominąć szczelinę pomiędzy ścianami, wolę nie brać pod uwagę. Z góry dziękuję za wszelkie konstruktywne uwagi.
-
Jak rozsądnie podgrzewać wodę w bojlerze?
ManfredBee odpisał Marcin123 w kategorii Instalacje grzewcze
Ja BYŁEM. Aż zamieszkałem w mieszkaniu z podgrzewaczem przepływowym. Ale znów się przeprowadziłem i teraz mam okazję doceniać zalety zbiornika. -
Chyba było warto poczekać - prawdopodobnie wskutek przeprowadzonych eksperymentów (bo jaki mógłby być inny powód?) zawory naprawiły się "same". Wprawdzie nie do końca, ale jeśli kaloryfer z niezamykającym się do końca zaworem, niezależnie od nastawy głowicy termostatycznej zaworu, pozostawał gorący (co najwyżej inaczej szumiała woda), to dziś w ciepłym pomieszczeniu staje się letni lub co najwyżej ciepły (zależnie od sztuki; w moim rozumieniu całkowicie sprawne byłyby zawory, jeśli głowica termostatyczna, np. ustawiona na minimum, byłaby w stanie sprawić, że kaloryfer pozostałby zimny). Oczywiście zwiększenie nastawy głowicy termostatycznej skutkuje szybkim wzrostem temperatury grzejnika. Generalnie na tą chwilę jest nieźle - spadło zużycie opału a w przegrzewanych wcześniej pomieszczeniach jest w miarę komfortowa temperatura.
-
Witam ponownie. Zawory zostały zbadane, może trochę "na szybko", ale jednak. Zaskoczyła mnie podstawowa metoda badawcza: Otóż, zgodnie z instrukcją obsługi, głowice termostatyczne montowałem z nastawą maksymalną, to jest na "5". Człowiek, który je oglądał, luzował głowice termostatyczne, nastawiał je tak, by być na granicy niemal nieskrępowanego przepływu, po czym nakrętką mocującą dociągał głowice do zaworu. Przepływ był redukowany do mniejszego (w przybliżeniu minimalny osiągalny) jeszcze przed pełnym dociągnięciem głowicy termostatycznej do zaworu (zmiana szumu, dla jego lepszej obserwacji zwiększyliśmy do maksimum wydajność pompy obiegowej i zamknęliśmy co się da, więc każdy z badanych zaworów szumiał aż miło). W efekcie miałem okazję się przekonać, że zawór powinien być zamknięty (zakres ruchu trzpienia głowicy jest wystarczający dla danego zaworu), ale najwyraźniej siła, jaką działa głowica na sprawiający problemy zawór jest niewystarczająca. Po założeniu kapturka plastikowego w miejsce głowicy termostatycznej zawór owszem, zamyka przepływ wody skutecznie, ale zdaniem fachowca, zamknięcie przepływu wymaga zbyt dużej siły. Sprawdziłem - na sprawnych zaworach rzeczywiście łatwiej jest zdławić przepływ wody kapturkiem - na tych kłopotliwych trzeba się dobrze przyłożyć a na jednym z zaworów, pomimo ciszy, kaloryfer lekko się grzeje w okolicy króćca zasilającego i dopiero dociśnięcie kapturka francuzem naprawdę całkowicie zamyka zawór. Z przyczynami jest gorzej - podobno mogą być to: drobne zanieczyszczenie (np. pakuły) pomiędzy grzybkiem i gniazdem zaworu, niewystarczająco gładkie gniazdo zaworu z powodu wżerów, osadów bądź niewłaściwej obróbki, zanieczyszczona lub z innego powodu niesprawna uszczelka. Czyli w zasadzie wszystko, co mógłbym sobie sam wymyślić. O regulacji (nie dotyczy kryzowania, ale na przykład zakresu ruchomości grzybka) nie może być (podobno) mowy. Tak czy inaczej warto rozebrać zawory i sprawdzić, co się dzieje. Mam się zastanowić, czy zrobimy to teraz (spuszczając wodę bądź mrożąc rury), czy na spokojnie poza sezonem grzewczym. Chyba poczekam. Choćby po to, żeby sobie kupić/dorobić specjalny klucz oraz podjąć próbę samodzielnej naprawy bez presji czasu.
-
Ja również, a w niej między innymi: Jeśli chodzi o ścisłość, na opakowaniu zaworów podany jest adres kontaktowy info@valvex.pl, z którego skorzystałem. Na stronie Valvexa podany jest między innymi adres info@valvex.com, ale skrót kieruje do info@valvex.pl. A w kwestii reklamacji w papierach od zaworów stoi napisane: Ponadto w warunkach reklamacji napisano: Pomyślałem więc rozsądnie: "już pędzę w szczycie sezonu grzewczego spuszczać wodę z CO i odkręcać (prawie) połowę zaworów z grzejników, by (być może) dowiedzieć się po kilkunastu (zapewne) dniach, że to kwestia (do wyboru): regulacji, brudnej wody, złego filtra, braku filtra, złego montażu, pakuł w zaworze, czegoś innego - należy się XXzł za ekspertyzę" (nie wiem, czy Valvex pobiera taką opłatę, ale tak pomyślałem). W tej sytuacji pomyszkowałem w Sieci, zadałem pytanie na tym forum i zwróciłem się do producenta z prośbą o poradę, pisząc: "Czy jestem w stanie rozwiązać problem samodzielnie? Co powinienem zrobić?". Na tą chwilę czekam na opinię osoby (zakładam, że fachowca), która osobiście dziś po południu zamierza obejrzeć rzeczone zawory. I jeśli nawet nie rozwiąże problemu, to być może będę miał jakieś dodatkowe informacje, które będę mógł przekazać producentowi w ewentualnym emailu wysłanym tym razem na adres reklamacje@valvex.com (zakładam, że vavlex to zwykły czeski błąd). O postępach zamierzam informować na tym forum. Nadal pozostaję otwarty na wszelkie podpowiedzi.
-
Aż się nasuwa pytanie o prawidłowy dobór głowic do zaworów... Ale śpieszę z wyjaśnieniem, że zestawy obejmujące: zawór odcinający, zawór termostatyczny i głowicę były kompletowane fabrycznie i dostarczone w pudełkach z nalepkami producenta, zabezpieczonych plastikową taśmą. W sprawie swoich problemów pisałem e-maila do producenta. Ciągle czekam na odpowiedź.
-
Usterkę głowic termostatycznych raczej wykluczam: zgodnie z Twoją propozycją zrobiłem zamianę głowic pomiędzy zaworem bezproblemowym i zaworem niezamykającym, co nie wpłynęło w zauważalny sposób na działanie tych zaworów - ten co zamykał nadal zamyka a ten co nie zamykał - nadal nie zamyka. Czy skutkiem kryzowania / zmiany nastawy wstępnej nie będzie przypadkiem to, czego doświadczyłem na zaworach innego producenta w innej lokalizacji? Drążąc temat ustaliłem, że moje zawory powinny mieć regulację nastawy wstępnej za pomocą specjalnego klucza ZT22. Regulacja powinna przesłaniać/odsłaniać częściowo okno, przez które płynie ciecz, niezależnie od grzybka zaworu (zdaje się, że za nim). Widać to na trzeciej stronie ulotki Grzejnikowe Zestawy Termostatyczne (druga strona pdf-a, po prawej). W moim odczuciu wygląda raczej na to, że zawór niezamykający może wymagać silniejszego docisku niż daje głowica termostatyczna bądź głębszego wciśnięcia trzpienia zaworu. Zawór zbyt wcześnie zamykający się wymagałby płytszego wciśnięcia trzpienia niż robi to głowica, co łatwo skorygowałem luzując nakrętkę mocującą głowicę do zaworu. Poniżej fotka zaworu z fragmentem zdjętej z niego głowicy termostatycznej, leżącej na kaloryferze.
-
Witam! Mam problem z zaworami termostatycznymi CO Valvex. Myszkując po Sieci ustaliłem, że są to prawdopodobnie zawory typu Vector. Wyposażone są w głowice termostatyczne o kształcie czegoś w rodzaju grubego kolca. Zawory zostały zakupione i zamontowane przy okazji wymiany grzejników i koniecznej przeróbki gałązek jesienią 2011 roku. Początkowo funkcjonowały tylko jako śrubunki z uwagi na brak jakiejkolwiek automatyki w instalacji. Po zakończeniu modernizacji instalacji CO założone zostały głowice termostatyczne w ilości 10 sztuk. Sześć z nich funkcjonuje idealnie. Jeden zawór wymagał poluzowania nakrętki trzymającej głowicę, bo kaloryfer notorycznie nie dogrzewał pokoju. Trzy zawory nie zamykają się (kaloryfery grzeją non-stop). Przy czym kapturek plastikowy, domyślnie sprzedawany z zaworem i służący jako pokrętło przy pracy zaworu jako zwykły (bez głowicy termostatycznej) jest w stanie zdławić przepływ wody (=zawór zamyka). Po wymianie kapturka na głowicę termostatyczną ta nie jest w stanie całkowicie zatrzymać przepływu wody, choćby w pomieszczeniu robiła się sauna, ale przepływ wody jest zmniejszany po osiągnięciu pewnej (załóżmy, że założonej) temperatury w porównaniu do nastawy maksymalnej, co po prostu słychać. Zależnie od sztuki zmniejszenie to jest różne. Ktoś mi podpowiedział, że zawory te można wyregulować. Nie wiążę z tym specjalnych nadziei, bo eksploatując w innej lokalizacji produkty innego producenta i kręcąc jakimś specjalnym pierścieniem (tutaj takiego nie widzę – być może regulacja wymaga użycia specjalnego narzędzia?) nigdy nie doprowadziłem do dysfunkcji zaworu a jedynie mogłem przejść od pracy impulsowej kaloryfera do łagodnego nadążania za potrzebami cieplnymi pomieszczenia i z powrotem. Czy z moimi zaworami da się coś zrobić, czy tylko wymiana???
-
Hydrofor włącza się 100 razy dziennie, może więcej
ManfredBee odpisał Jocker31 w kategorii Instalacje
Ad. 1: Najszybszym rozwiązaniem, aby spuścić wodę ze zbiornika, byłoby wtłoczenie do niego sporej ilości powietrza z kompresora. Chciałbym ten kompresor podkreślić, bo pompką samochodową (nożną/ręczną) będzie to długo trwało, poza tym mosiężne coś, do którego chcesz, jak rozumiem, doprowadzić sprężone powietrze, zalane jest wodą a dobrze by było uniknąć zassania i ponownego wtłoczenia wody w założeniu pitnej do/z pompki nie przeznaczonej do kontaktu z żywnością. Ja kupiłem (wcześniej i do innych celów, żeby nie było, że specjalnie) po prostu maleńki przenośny kompresor na 230V z 6l zbiorniczkiem i w takiej sytuacji dałbym go ponad hydroforem, ponadto na dzień dobry z ciśnieniem wyższym od tego w hydroforze (uwaga na maksymalne ciśnienie hydroforu!). U mnie, z kompresorem, wypchnięcie jakichś 200l wody do poziomu króćca wylotowego zajęło naprawdę dużo czasu. A poduszki powietrznej jeszcze trochę było. Pompką ręczną/nożną w zasadzie nie wyobrażam sobie... Być może warto wykręcić mosiężne cudo z manometrem ze zbiornika i spuszczać wodę do wiader? Roboty mnóstwo, ale jeśli alternatywą byłaby ręczna/nożna pompka... W tym rozwiązaniu powietrze samo dostawałoby się do zbiornika, rozmijając się z wychlapującą się pod własnym ciężarem wodą. Ad. 2: Na początku kupiłem mosiężny korek pół cala z gwintowaną rurką jak zawór w kole samochodowym, tylko krótszą (pasuje "maszynka" od krótkiego wentyla). Nie w każdym sklepie hydraulicznym można go dostać (przeznaczony jest podobno do prób ciśnieniowych), ja musiałem po ów korek jechać do sąsiedniego miasta (!). Niestety aparat do pompowania kół, jaki posiadam, wolałby dłuższy wentyl (miałem problem z jego wystarczająco głębokim wsunięciem dla pełnego otwarcia przepływu powietrza i z uszczelnieniem), więc wywaliłem wnętrze (mechanizm zamykający wypływ powietrza) i dołożyłem mały zaworek kulowy. Mając ten zawór, ostatecznie korek wymieniłem na szybkozłącze pneumatyczne (strona męska). Ad. 3: Manometr (o ile jest połączony ze zbiornikiem - nie znam funkcji tego mosiężnego cuda, w którym tkwi, może w tej pozycji manometr jest odcięty?) powinien wykazywać spadek ciśnienia w miarę pobierania wody oraz wzrost podczas pompowania, na przykład od 0,2MPa do 0,3MPa (podkreślam, że to wartości przykładowe, regulowane na presostacie odpowiedzialnym za włączanie/wyłączanie silnika pompy). Ad. 4: Nie znam takiego ustrojstwa, ale wg mnie nakrętka wydaje się zabezpieczać ruchomą część zaworu przed wypadnięciem z korpusu zaworu. Może trzeba użyć siły lub/i podgrzać (przede wszystkim korpus) delikatnie? Albo rozważyć wymianę całości? -
Moja radziecka suwmiarka pokazuje 16,35mm. Foto prostokątnego kawałka płyty wiórowej??? Jeśli już to niech będzie aranżacja, znaleziona gdzieś w internecie: http://stollido.com/klodzko/wp-content/upl...amduo-4_0_b.jpg (chodzi o taki pionowy pasek płyty "stojący" na zdjęciu na blacie).
-
Witam! Możliwe, że coś podchodzącego już było, ale źle pytałem szukajkę... Chodzi o montaż płyty wiórowej o szerokości 14cm i długości 120cm, która ma osłaniać ścianę tuż nad blatem kuchennym (ten rząd szafek nie ma płytek ceramicznych na ścianie nad blatem). Producent nazywa to panelem przyściennym. Jeśli ściana byłaby równa, przykleiłbym go do ściany albo do łbów wkrętów wkręconych do kołków rozporowych na równo ze ścianą (wtedy klej trzyma się solidnych metalowych wkrętów a nie farby). Alternatywnie mocowałbym panel na długie wkręty, wkręcane od spodu przez blat. Ściana jednak "idzie" lekko łukiem i powstaje luz za blatem po jakieś 3mm na każdym końcu panelu. Oznacza to, że szczelne dociągnięcie panelu do ściany spowoduje jego (panelu) naprężenie. Uważam, że przeciętny klej montażowy tego nie utrzyma. Również panelu nie wyprofiluję tak, by dało się go przykręcić po właściwej krzywej do blatu. Alternatywą byłoby mocowanie przelotowe na kołki, co jednak spowoduje, że łby wkrętów będą widoczne (wzór na panelu jest dość oryginalny i dość pstrokaty, więc zdobycie czegokolwiek do maskowania oceniam jako nierealne). Proszę o jakieś sprawdzone pomysły.
-
Sięgnąłem po palnik do opalania (płaski) i opaliłem tylko pakuły, następnie delikatnie i krótkimi "uderzeniami" ognia podgrzewałem korek, pilnując temperatury króćca, mierzonej regularnie pirometrem. W zanadrzu miałem "sprężone powietrze" kupione w sklepie komputerowym. Ma ono tę cechę, że z butelki odwróconej dyszą w dół wylatuje wypychacz płynny pod ciśnieniem a gwałtownie parujący w "normalnych" warunkach, przez co pozwala na silne oziębianie, zapewne bardziej niż lód. Ale już samo opalenie pakuł i nieznaczne (do 50stopni) podgrzanie załatwiło sprawę i korek dał się wykręcić.
-
Witam! Muszę wykręcić korek z króćca 300 litrowego hydroforu. Obiekt: Pionowy zbiornik hydroforowy ocynkowany, liczący sobie około 27 lat z pięcioma króćcami: W dnie i na czubku (na górze) są króćce pionowe z gwintami wewnętrznymi, zamknięte korkami na oko 2 calowymi. W dolnej części w lewo i prawo (poziomo) wychodzą króćce 5/4 cala (do pompy i instalacji) z gwintami zewnętrznymi. Ponadto w połowie wysokości jest zaślepiony króciec poziomy 1/2 cala z gwintem wewnętrznym. Dodatkowo, poniżej dużych króćców poziomych jest pokaźnych rozmiarów otwór rewizyjny, zamknięty pokrywą. Zadanie: Górny korek 2 calowy muszę bezwzględnie wykręcić! Problem - polega na tym, że jakieś 25 lat temu ów korek został wkręcony na pakuły z farbą "olejną" (w kolorze zielonym, jeśli kogoś to interesuje ). Tak "po prostu" go nie ruszę, nawet największą żabą. I to nie kwestia mojej siły: nawet zbiornik z wodą poruszyłem a i tak korek nie drgnął. Fakt, że nie mam dobrego podparcia (korek jest na górze pionowego zbiornika a rury na boki są w dolnej części). Gdyby nie był to ocynk, albo planowałbym złomowanie, podgrzałbym po prostu króciec palnikiem i korek dałby się wykręcić. Ale chcę go (hydrofor) dalej eksploatować i nie chcę mu za bardzo zaszkodzić. Czy jest na to metoda? Bo już "chodzi mi po głowie" pocięcie korka na drobiazgi (pytanie: jak?), jeśli nie da się go obrócić...
-
Nie powiedział bym. Jeszcze chyba nie spotkałem instalacji starszej niż 20 lat (z połowy lat 90 ubiegłego wieku lub starszej), w której by tak było. I nie chodzi o instalacje w domkach, gdzie luz był zwykle większy, ale w blokach i biurach !!! Co nie zmienia faktu, że autor wątku nie powinien osobiście brać się za takie prace (co wnoszę z treści zadanego pytania).
-
Idea stosowania zaworu spustowego zakłada skierowanie wody bezpośrednio do węża spustowego, dołączonego na tę okoliczność, bez zbędnego dławienia; przepływ wody otwiera się dźwignią bądź pokrętłem po podłączeniu węża. Z węża woda wypływa spokojnie, w miejsce, które można rozsądnie wybrać (do umywalki, wanny, ustępu). Zawór bezpieczeństwa może pełnić taką funkcję, jednak z silnym ograniczeniem przepływu i o ile nie uszkodził się (ktoś pamięta o systematycznym sprawdzaniu, czy zawór nadciśnieniowy w zaworze bezpieczeństwa nadal działa?). Alternatywą jest rozebranie fragmentu instalacji wodnej (odłączenie rur bądź wężyka) od zaworu bezpieczeństwa i jego odkręcenie. Jednak w tym momencie zacznie wypływać woda, chlapiąc gdzie popadnie, a jednocześnie, po zdjęciu zaworu, będzie do zbiornika dostawać się powietrze (zakładam, że teraz baterie są zamknięte - otwarcie przepływu przez nie ciepłej wody powinno nastąpić później, po podłączeniu jakiegoś węża do króćca, otwarcie baterii ułatwia opróżnienie zbiornika i przy otwartym przepływie ciepłej wody w bateriach w chwili zdjęcia zaworu bezpieczeństwa woda będzie płynąć naprawdę sporym strumieniem). Skutkuje to niespokojnym wypływem wody. Zważywszy na obecność (zwykle) osadów na dnie zbiornika, poruszanych teraz bąblami powietrza, woda chlapiąca z niego może nie być czysta. Zanim uda się założyć wąż na króciec (o ile przewidziano), woda zabrudzi pomieszczenie w okolicy podgrzewacza. Podobnie będzie się działo przy zdejmowaniu pokrywy sitka w filtrze.
-
Przed podgrzewaczem objętościowym dawanie filtra siatkowego jest bez sensu, jeśli już, to za, ale raczej indywidualnie przy każdej baterii. Rzecz w tym, że jeśli w wodzie trafiają się śmieci (np. piasek ze studni), to należy chronić przed nimi raczej CAŁĄ instalację (głównie zawory) niż sam tylko zbiornik podgrzewacza. Natomiast podgrzewacz może być źródłem śmieci, zwłaszcza przy małych pojemnościach - chodzi o drobiny kamienia kotłowego, zwłaszcza, gdy po czasowej przerwie w dostawie wody zostaną poruszone (z dna) pęcherzykami powietrza. Zazwyczaj jednak można na to wszystko machnąć ręką, mając jedynie świadomość, że pewne ryzyko, związane z występowaniem zanieszyszczeń mechanicznych w wodzie jednak występuje. Ja natomiast z całą pewnością dałbym zawór spustowy pomiędzy trójfunkcyjnym zaworem bezpieczeństwa a króćcem zasilającym podgrzewacz. W tym celu można kupić estetyczny, chromowany, "specjalistyczny" trójnik z jednym z gwintów zewnętrznym (taki jak do podłączenia grzałki do grzejnika-drabinki). Zawór spustowy jest dziś niestety rzadko stosowany przez "profesjonalistów", a i to chyba raczej na wniosek świadomego klienta niż z własnej inicjatywy hydraulika, tymczasem znakomicie ułatwia (a nawet umożliwia) opróżnienie zbiornika (na przykład przy okazji awarii - choćby w celu wymiany grzałki) bez zachlapania pomieszczenia.
-
Gniazdka jednokomorowe czy dwukomorowe a starość instalacji
ManfredBee odpisał jarecki88 w kategorii Instalacje
Tak zwane "esy", to WYŁĄCZNIKI instalacyjne. I jako WYŁĄCZNIKI, zgodnie z definicją, są łącznikami zdolnymi do wyłączania prądów także zwarciowych. Takie WYŁĄCZNIKI mają zwykle zdolność łączeniową do 6kA (6000A), dla ścisłości dodaję, że bywa więcej. Wraz z wbudowanym członem przeciążeniowym zwłocznym i zwarciowym bezzwłocznym stanowią zabezpieczenie obwodu zastępujące bezpiecznik z wkładką topikową. Są o tyle pożądane, że łatwo jest przywrócić zasilanie po zadziałaniu zabezpieczenia a trudno wymienić na większy, czy choćby gwóźdź (porównując ze znaną z dawnych lat wkładką). Dla ścisłości wyjaśniam, że "w branży" pstryczki na ścianach do światła/dzwonka są zaliczane do kategorii rozłączników - zdolnych do wyłączania normalnych prądów roboczych. Pisałem, że "wyłącznik całą klatkę wywala", czyli pozbawia zasilania wszystkich mieszkańców korzystających ze wspólnego pionu elektrycznego. Jest to bezpośrednią konsekwencją bezzwłoczności wyłączania prądów zwarciowych przez wyłączniki instalacyjne, tzw. esy. Cała zabawa polega to na tym, że w przepalającej się żarówce może dojść do zwarcia łukiem elektrycznym "po spiralce", przez co pewna część przepaleń skutkuje przepływem prądu zwarciowego. Na to i każde inne zwarcie każdy wyłącznik instalacyjny ma prawo i obowiązek(!) zareagować natychmiast, bez zwłoki koniecznej na reakcję wyłącznika umieszczonego bliżej punktu zwarcia. Mówimy więc, że wyłączniki instalacyjne w przypadku zwarcia nie są selektywne. Zwłoka występuje tylko dla prądów przeciążeniowych i przy prawidłowym doborze wyłączników instalacyjnych skutkuje selektywnością działania zabezpieczeń (w tym przypadku działa wyłącznik w mieszkaniu, a nie na pionie). W konsekwencji zabezpieczenie instalacji mieszkaniowych i pionów za pomocą wyłączników instalacyjnych jest wystarczającym powodem do tego, żeby przepalająca się u sąsiada żarówka lub dowolne inne zwarcie pozbawiło zasilania cały pion. Zwłaszcza, jak "mądry inaczej" elektryk zastosował 3-fazowe (sprzęgnięte mechanicznie) wyłączniki na zabezpieczeniu klatek schodowych. Tak: znam taki budynek. -
Gniazdka jednokomorowe czy dwukomorowe a starość instalacji
ManfredBee odpisał jarecki88 w kategorii Instalacje
Mój świat wykracza poza forum Budujemy Dom i obserwuję, że wiele osób na różnych forach i grupach ma zastrzeżenia do podwójnych gniazdek. Podobnie wielu prowadzących cykliczne szkolenia przed kolejnym egzaminem na świadectwa kwalifikacyjne. Podstawowe argumenty na "nie" przytoczyłem wcześniej, choć jest ich więcej. Osobiście mam u siebie takie gniazda i nie zamierzam ich wymieniać na pojedyncze. Jeśli nie znasz słowa rozgałęziacz czy rozgałęźnik, to jest kilka wyszukiwarek internetowych. Właśnie sprawdziłem dwie najpopularniejsze i obie potrafią pokazać zdjęcia ww produktów. Powtórzę swoją wypowiedź: "choć w puszce musi się mieścić każde gniazdo, to doświadczenie podpowiada, że nie każda puszka ma bezkolizyjnie dla gniazda wprowadzone przewody". Wyobraź więc sobie (ja nie muszę - widziałem) kabel 3x2,5mm2 wchodzący 1cm od krawędzi (nie dna) puszki w dodatku przycięty na 7cm długości. Jak tu założyć podwójne gniazdo, zwłaszcza takie dokładniej wypełniające puszkę? Ależ stosuje się je powszechnie! Na przykład w zabezpieczeniach przedlicznikowych. Z uwagi na nieselektywność standardowych wyłączników na zwarcia, równoczesne zabezpieczenie przed i za licznikiem za pomocą wyłączników jest błędem, choć nie będę udawał, że takich rozwiązań nie widziałem. I tłumaczyłem, dlaczego wyłącznik całą klatkę wywala, jak u sąsiada żarówka się przepala. Za licznikiem owszem: nowe i modernizowane instalacje zabezpieczają wyłączniki, ale kiedyś powszechne były wkładki, a przecież, cytuję: "Instalacja jest dość stara", więc spokojnie może być chroniona przez wkładki. Może nawet być aluminiowa, co daje powody, by obawiać się o jej stan, cytuję: "obawiam się, że może ona nie wytrzymać". -
Gniazdka jednokomorowe czy dwukomorowe a starość instalacji
ManfredBee odpisał jarecki88 w kategorii Instalacje
Domyślam się, że chodzi o gniazda pojedyncze i podwójne. W zasadzie gniazdka podwójne są be, bo w klasycznym wykonaniu jedno z gniazdek składowych ma odwrotny układ przewodów, bo w bogatych krajach ich się nie stosuje, bo jeszcze coś innego. Ale nie ma żadnego bezpośredniego przełożenia pomiędzy tym, co "może wytrzymać" instalacja i ilością gniazdek - ważne jest, co do tych gniazdek podłączysz. W sumie jest lepiej, jak podłączysz to "coś" do podwójnych gniazdek w ścianie niż do różnych rozgałęźników i rozgałęziaczy wpiętych w gniazdka pojedyncze. Upewnij się tylko, że będziesz w stanie wepchnąć konkretne gniazdo do puszki - jego część zagłębiana w ścianie jest z natury większa niż przy gnieździe pojedynczym i choć w puszce musi się mieścić każde gniazdo, to doświadczenie podpowiada, że nie każda puszka ma bezkolizyjnie dla gniazda wprowadzone przewody. A co do instalacji - jeśli jest sprawna technicznie, to o jej stan (zabezpieczenie przed przeciążeniem) troszczą się właściwie dobrane wkładki topikowe bądź wyłączniki instalacyjne. Jeśli taka nie jest - skontaktuj się z dobrym elektrykiem w swoim dobrze rozumianym interesie. -
Napisałem obecNE a nie obecnNIE.
-
W mojej opinii kupowanie KFA miało może sens jakiś czas temu, kiedy ich baterie były chyba najlepsze z tanich. Niestety ceny poszły w górę, a jakość nie koniecznie. Ceną KFA aspiruje do renomowanych marek, ale chyba tylko ceną. Od lat eksploatuję baterie tej firmy, niegdyś u mamy (szmaragd w łazience i topaz w kuchni, wymieniony potem z powodu nieustających problemów z uszczelnieniem głowicy na opal, w którym z kolei ciągle odnawiał się przeciek na uszczelnieniu wylewki), potem u siebie (opal, tu mam w kuchni wyciąganą wylewkę, więc przynajmniej nie mam problemów z jej uszczelnieniem). Efekt jest taki, że na nowej lokalizacji założyłem baterie innego producenta (dociekliwi są w stanie ustalić, jakiego). Nie chcę teraz przesądzać, czy ta inna firma jest lepsza - za krótki czas, ale od dziesięciu lat korzystam z natrysku tej (innej) firmy a kiedyś zdobyłem ichni perlator - są to jedyne elementy z którymi nie mam problemów. Natomiast już dziś widzę, że (w moim odczuciu) baterie innego producenta pozwalają mi dokładniej dobrać temperaturę wody (szczególnie ważne w baterii natryskowej) i wreszcie nie mam problemów z przełącznikiem natrysku w baterii wannowej (nie wyłącza mi się natrysk przy małym przepływie). Choć nie ma róży bez kolców - uszczelka spustu się "innemu" niezbyt udała i musiałem popracować szlifierką trzpieniową, żeby uszczelnić połączenie z umywalką.
-
Kocioł "tradycyjny" ma cieplejsze spaliny i parę wodną w nich. Para może zamieniać się w krople wody wskutek kondensacji i dzieje się to w kominie lub ponad nim. Jeśli temperatura spalin jest na tyle niska, że para wkrapla się w kominie a nie ucieka ze spalinami, to konieczne jest zainstalowanie rury kwasoodpornej, gdyż obecne w spalinach związki rozpuszczają się w kroplach wody i powstają żrące kwasy. Rozwiązaniem tego problemu może być podniesienie temperatury spalin, ale oznacza to większe straty. Kocioł kondensacyjny ma niezbyt ciepłe spaliny. I para wodna skrapla się w samym kotle. Ponadto komin zawierający dwie koncentryczne rury (o ile taki zastosowano) powoduje, że "zimne" powietrze wciągane zewnętrzną rurą komina ogrzewa się od spalin mknących rura wewnętrzną. Do wysokiej sprawności kotła dodaje się energię pochodzącą ze skraplania pary wodnej w kotle i takie kociołki dzięki sprytnemu wyliczeniu (dzięki dodatkowemu źródłu ciepła ze skraplania) osiągają ponad 109% sprawności.
-
Cieszę się niezmiernie, że pojawił się komunikat podpisany przez "Serwis Oras". Szkoda tylko, że nie padła istotna dla mnie odpowiedź. Dodam, że próbowałem dzwonić na numery podane na "http://www.oras.com/pl/consumer/company/contacts/Pages/Contacts.aspx", jednak "pogadałem" sobie wyłącznie z automatem.