Skocz do zawartości

Jak to z owadami bywa.


Recommended Posts

 

Nakręca się spirala nienawiści i paniki przeciwko jadalnym owadom. O co chodzi w branży, kto już je owady, a kto będzie wkrótce, opowiada dr Jakub Urbański, pionier hodowli owadów spożywczych w Polsce.

Panika w sprawie "jadalnych robaków", w niektórych wersjach produkowanych przez "amerykańskich lewaków", obiega internet. Pytamy eksperta, czy UE każe nam jeść owady i o co chodzi w całym zamieszaniu.

 

Jakub Chełmiński: Co jadł pan dziś na śniadanie?

Dr Jakub Urbański*, Fabryka Owadów: Nie jadłem owadów. Głównie z tego powodu, że nie są dostępne i dopuszczone do sprzedaży. Mam nadzieję, że niedługo będą.

 

Pytam, bo na Facebooku udostępniliście przepis na grzybową leguminę z kawy zbożowej i larw mącznika młynarka.

 - Nie da się kupić takich produktów z legalnego źródła. Można owady hodować, ale nie można sprzedawać w celach spożywczych. Tylko kilka firm w Europie ma zezwolenie na wprowadzanie konkretnych owadów do sprzedaży. Tak naprawdę bardzo trudno jest zdobyć takie zezwolenie wydawane przez Europejski Urząd do spraw Bezpieczeństwa Żywności. Proces trwa kilka lat.

 

Co się teraz stało, że wszyscy zaczęli mówić o owadach do jedzenia na półkach w supermarketach?

- EUdsBŻ wydał zezwolenie dotyczące tylko jednego konkretnego producenta na wprowadzenie na rynek europejski produktów ze świerszczy domowych. To nie znaczy, że każdy, kto produkuje świerszcze, może nimi teraz handlować. Tylko ta jedna firma [Cricket One], która wydała bardzo dużo pieniędzy na badania swoich produktów. Przeszła cały proces rejestracji, udowodniła, że spełnia wszystkie normy bezpieczeństwa, proces jej produkcji jest zgodny z przepisami UE.

 

Trochę jak z produkcją leków.

- Tak, ludziom wydaje się, że ktoś po prostu hoduje sobie owady i je sprzedaje. Tymczasem branża została objęta rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego o nowej żywności. Obejmuje produkty, które nie były powszechnie stosowane przed 1997 roku, teraz są bardzo ściśle regulowane.

Z tym że nie jest to pierwsza taka decyzja Komisji Europejskiej, wcześniej wydano ich już kilka. To oznacza, że kilka firm może już wprowadzać swoje produkty z owadów na rynek. Co więcej, ich technologia i know how przez pięć lat mogą być utajnione, więc nikt inny nie będzie kopiował tego sposobu hodowli owadów. Naśladowcy muszą złożyć swoje wnioski do EUdsBŻ i przejść cały proces zdobycia zezwolenia na swoje produkty.

 

A jednak straszeni owadami z niespotykaną wcześniej mocą jesteśmy akurat teraz. Jak pan myśli, dlaczego?

- Patrząc na zasięg tego zjawiska, to ewidentnie wskazuje to na zaangażowanie całych farm trolli. Ludzie, którzy zostawiają negatywne komentarze choćby na naszym profilu, są bardzo mocno związani z ruchem antyszczepionkowym. Wykorzystywane są te same metody, znane wcześniej z tego ruchu. To wskazuje, że te głosy oburzenia są sztucznie podsycane. Ktoś dolewa do oliwy, żeby siać zamęt. Dałoby się znaleźć przynajmniej kilku podejrzanych.

 

Kreml?

- Bardziej podejrzewałbym lobby producentów mięsa czy też osoby związane z Solidarną Polską i Konfederacją. To oni roztaczają wizję, w której będziemy karmieni wyłącznie owadami i ostrzegają przed spiskiem Unii Europejskiej przeciwko polskiej tradycji. Takie komentarze pojawiają się u posłów, ale też u byłego ministra rolnictwa Jana Ardanowskiego, który też upatruje w owadach zagrożenia dla polskiego rolnictwa.

 

Tymczasem pan owady sprzedawał już 10 lat temu. Patrzę na nasz artykuł z tego czasu: tacka świerszczy bananowych kosztowała 18,50 zł, porcja mącznika na dwuosobową kolację - ok. 25 zł.

- W tamtym czasie miałem pierwszą w Polsce profesjonalną hodowlę owadów. To było jeszcze przed wprowadzeniem przepisów o nowej żywności. Byłem i jestem do tej pory orędownikiem wprowadzania owadów jako źródła białka, nie tylko dla zwierząt, ale też dla ludzi. Brałem udział w opracowywaniu unijnych przepisów sanitarnych i higienicznych dotyczących produkcji żywności z owadów.

Z tym że, jak już mówiliśmy, teraz nie jest łatwo zdobyć zezwolenie na wprowadzanie białka z owadów do sprzedaży. Ja działam już jako doradca. Natomiast jest w Polsce kilka firm, które sprzedają owady do jedzenia. Na niektórych portalach widać takie oferty. Tylko nieliczne dotyczą importowanych produktów z certyfikatami. Pozostałe to owady niewiadomego pochodzenia. I mimo tego, że jestem zwolennikiem promowania jedzenia owadów wśród ludzi, to takiego nielegalnego handlu jestem przeciwnikiem. To psuje rynek.

 

Czyli Unia Europejska przepisami o nowej żywności uregulowała rynek i ukróciła samowolę? Wcześniej każdy mógł hodować robaki w mieszkaniu i sprzedawać poza kontrolą. Teraz mamy rygorystyczne normy, które trzeba spełniać, żeby robić to legalnie.

- Takie było założenie. Cały proces odbywał się w porozumieniu z branżą, producentami zrzeszonymi w branżowej organizacji IPIFF (ipiff.org), która zajmuje się promocją owadów jako źródła białka, ale też tworzeniem prawodawstwa.

 

To dlaczego warto jeść owady?

- Ich zaletą jest to, że wymagają ułamka zasobów potrzebnych do wyprodukowania tego samego kilograma białka w porównaniu z wołowiną czy wieprzowiną. Nie wymagają dużych ilości wody ani przestrzeni. Nie trzeba wyrąbywać lasów pod kolejne pastwiska dla bydła. Dodatkowo można wykorzystać w hodowli owadów marnowaną żywność - w Polsce jeszcze kilka lat temu to było 10 mln ton rocznie. To przeterminowana żywność wycofywana ze sklepów. Po prostu białko z owadów hoduje się bardziej wydajnie.

Kolejna przewaga jest taka, że owady wykorzystujemy w całości. Z krowy zjadamy kilkanaście procent masy, reszta idzie do utylizacji. Owady produkujemy lokalnie, nie musimy sprowadzać surowców paszowych z drugiego końca świata. Dzięki temu, że hodowla odbywa się lokalnie, w systemie zamkniętym, minimalizujemy ryzyka chorób odzwierzęcych. A te trapią ostatnią hodowlę tradycyjnych źródeł białka, np. afrykański pomór świń, choroby prionowe atakujące bydło czy ptasia grypa.

 

To plusy, ale na pewno są jakieś minusy. Laik wyobraża sobie, że na przykład te miliony szarańczy uciekną wam z hodowli.

- Nie uciekną, bo nie można ich hodować w warunkach półotwartych. Hodowle muszą spełniać restrykcyjne warunki, jeśli chodzi o bioasekurację. Ucieczka jest bardzo mało prawdopodobna. Jedyne potencjalne zagrożenie jest takie, że owady ze względu na zawartość chityny mogą być dla niektórych osób uczulające. Tak jak u niektórych występuje uczulenie na mleko krowie, tak może być na owady. Dotyczyć to może osób, które są uczulone na skorupiaki. Stąd wymóg prawny ostrzeżeń na opakowaniach żywności.

 

Jak branża rozwija się w Polsce? Wyszła poza etap start-upów?

- Polskie firmy są w awangardzie, jeśli chodzi o technologię, możemy być nawet liderem. Kilka podmiotów działa na dużą skalę, a firma HiProMine jest jednym z największych producentów w Europie.

Choć żadna firma nie produkuje owadów na rynek spożywczy. Celują w rynek paszowy. Tłuszczem czy białkiem z owadów zastępuje się olej sojowy lub palmowy oraz mączkę rybną czy białko z odpadów rzeźnych. Większość produkcji przeznaczona jest na karmy dla psów i kotów, bo dla tych gatunków są hipoalergiczne, czyli nie uczulają.

 

Jest to oznaczone na opakowaniach? Inaczej mówiąc, wiemy, że karmimy psa świerszczami?

- Jest oznaczone, co więcej, to bardzo chwytliwy slogan marketingowy. Jest bardzo dużo badań naukowych, potwierdzających, że owady mają korzystny wpływ na zdrowie zwierząt. Do tego owady są pożywne i rozwiązują szereg problemów, m.in. właśnie z alergiami. W końcu wiele zwierząt w naturze je owady, więc ich organizmy są do tego przystosowane. Dlatego są też dopuszczone przez UE w żywieniu drobiu, trzody chlewnej czy ryb.

 

To może to szansa dla naszego rolnictwa, a nie zagrożenie? 

- Jest potężne zainteresowanie produkcją owadów w branży rolniczej. Szczególnie hodowcy zwierząt szukają alternatywnych źródeł białka paszowego oraz sposobów efektywnego zagospodarowania  produktów ubocznych i odpadów, czyli optymalizacji produkcji hodowli. Coraz więcej wskazuje, że może to być intratny biznes, a coraz trudniej powiedzieć to o hodowli choćby drobiu. 

 

Czyli nasze psy i koty już jedzą owady, a wkrótce my na śniadanie zjemy leguminę z larw mącznika?

- To na pewno będzie się zmieniać, choć nie będziemy jedli posiłków w formie całych owadów. Będzie to wysokobiałkowy surowiec przetworzony, dodawany do innych produktów. Nie wyczujemy różnicy. 

 

dr Jakub Urbański, Fabryka Owadów. Biolog. Współzałożyciel HiPRoMine SA. Były członek zarządu IPIFF, odpowiedzialny za opracowanie standardów higienicznych dla branży przyjętych przez KE. Wykładowca Food Studies na Uniwersytecie SWPS.

 

atakują nas farmy trolli

Link do komentarza

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.

Zaloguj się
  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...