Troche mnie tu nie bylo, ale coz, nie sama chatka czlowiek zyje, bywaja rozne zawirowania losu (ostatnio usmiechal sie do mnie, a byl to usmiech ironiczny). Co nie znaczy, ze na dzialce nic sie nie dzieje. Wiosna jaka byla, kazdy wie: deszcze, deszcze, potem troche cieplej, potem znowu deszcze, a potem bardzo cieplo, by nie powiedziec upalnie. I dzieki tej w koncu sprzyjajacej aurze, na dzialce wyroslo mi cos takiego:
Na szczescie jest mniejsza niz PeZeta, ale to normalne: u niego wszystko pieknie rosnie, bo ma dobra ziemie , a u mnie to "paaani, tu piaaachy, same piaaachy...". Ale za to jakie piachy !
Czyz nie jest sliczny, ten moj piaseczek ? Drobniutki jak maka, nigdzie nie widzialam piaskownicy z tak pieknym piaskiem.
Kwestia wody odhaczona, pozostaje druga czesc pytania (a wlasciwie to pierwsza)
Dnia 11.02.2021 o 10:08, podczytywacz napisał:A jak będzie wyglądać zasilanie tej chatuni w prąd, wodę?
Tradycyjnie juz, maly zarys historyczny: kiedy dawno temu kupowalam dzialke, w akcie notarialnym stalo, ze jest uzbrojona - woda i prad w drodze. I dzialka sobie byla, zagladalam do niej co pare lat, czasami i co roku, ciagle byla. Oczywiscie, nie rozkopywalam drogi, zeby sprawdzic, czy sa tam jakies rury i kable. Kiedys weszlam na geoportal, i zobaczylam, ze wodociag faktycznie na tej mapce figuruje, ale elektrycznosc to sie konczy na skrzynce przy dzialce sasiada, ktory zaczal budowe, tj. jakies 120 m przed moja dzialka. Poczulam sie troche nijako; wiem, ze to co na geoportalu nie jest absolutnie wiazace, ale, skoro wode widac... Ha, trudno, martwic sie zaczne w odpowiednim momencie. Kiedy odpowiedni moment nadszedl, wzielam z geodezji mapke dzialki z przyleglosciami, i zobaczylam z ulga, ze kabel tryskajacy energia na niej figuruje, az do samego konca drogi. Mam tez juz zapewnienie na pismie z ZE, ze mnie do tej energi podlacza, jesli tylko wyraze zyczenie, i wniose odpowiednie oplaty.
Kwestia pradu odhaczona.
Zeby nie bylo zbyt pieknie, niedawno na sasiedniej dzialce, ok. 40 m od mojego ogrodzenia, zobaczylam cos takiego:
Mialam cicha nadzieje, ze ktos mu pomogl, ale nie ma zadnych sladow, ze operowal tam jakis ciezki sprzet, albo chociaz wiekszy samochod. Zreszta, wyraznie widac, ze zlamalo sie samodzielnie. Nie bylo tam ostatnio zadnych strasznych wichur, i zaskakujace jest to, ze ono roslo w grupie innych drzew, i tylko to jedno padlo. A bylo w swietnej formie, nigdzie sladu uschniecia
Jest tam na dzialkach jeszcze niezabudowach, troche zlamanych drzew, wszystkie na mniej-wiecej tej samej wysokosci, padaly zgodnie ze stalym kierunkiem silnych wiatrow - poludniowo-zachodnim. Niektore leza tam od lat. Bralam ten fakt pod uwage przy wycince drzew u siebie, zeby nie bylo zagrozenia dla domku, ale chyba bede musiala rozszerzyc pole dzialania. Mysle, ze gdybym uciela jeszcze kilka, na wysokosci ich lamania, to bez koron i konarow, nie byloby oporu dla wiatru. Ale to bedzie bardzo brzydko wygladac, takie gole kikuty... Moze lepiej calkiem je usunac ? Zostawilam je, bo one sa takie raczej wolnostojace, i myslalam, ze jak nie tworza zwartej sciany, to powinny wytrzymac silne porywy. No, i ewentualny kierunek padania daje jakis margines bezpieczenstwa. A teraz zaczynam miec watpliwosci... Moze tylko je skrocic ? Ale beda rosly... W gre wchodzi 5, moze 6 drzew, i zostaje ich wystarczajaco duzo, zeby dzialka zachowala lesny charakter. No, i zeby grzyby mialy pod czym rosnac , ale, mimo wszystko, szkoda mi ich.
I tak oto mam nowy problem, na wypadek, gdyby mi sie nudzilo.
I to by bylo na tyle...