poprzednie posty są raczej negatywne dla domu wielopokoleniowego.
Niektóre osoby jednak nawet próbowały coś takiego, ale z różnych przyczyn się to nie powiodło.
Spróbuję określić pozytywy.
Myślę że b. trudno założyć taki dom. Potrzeba dużo tolerancji, zgodności i szczęścia, by kilka, kilkanaście osób w różnym wieku mogło ze sobą przebywać nonstop bez przymusu - mało - czerpało z tego radość i zadowolenie - i inne korzyści.
A więc co w zamian:
Zgodne życie kilku pokoleń i wynikające z tego możliwości, wartości i obowiązki, wzajemna pomoc i nauka, opieka (w obie strony), koniec kłopotów z opieką nad chorym, koniec kłopotów z zostawieniem domu w czasie wyjazdu, większe bezpieczeństwo ekonomiczne jednostki, mniejsze koszty utrzymania jednego dużego domu zamiast paru mieszkań czy domów, więcej osób dbających o dom - działkę, mniejsze koszty remontów (ogólnie i na głowę), dom jest "gniazdem rodzinnym", do którego zawsze można wrócić (nawet gdy wyjedziesz na jakiś czas).
Angielskie hasło, które bardzo mi się podoba: "Dom moją twierdzą" - dostaje większy, wartościowszy wymiar. Rodzina - ta szersza - dostaje dodatkową siłę, dodatkowe możliwości, większe poczucie bezpieczeństwa, więzi. To pewnie tylko część walorów domu wielopokoleniowego.
Ktoś powie - idiotyzm, idealizm - co jeszcze?
No to odpowiem - już obecnie lansuje się w wielu środowiskach opinię, ze w ogóle rodzina to przeżytek - ta najmniejsza - 2+1. Może w ogóle rodzina jest nie dzisiejsza?
A tymczasem w świecie w wielu miejscach funkcjonują rodziny wielopokoleniowe - taka tradycja - u nas tez tak dawniej było.
I nikogo nie namawiam do założenia domu wielopokoleniowego - to dyskusja o takiej opcji - możliwościach, trudnościach, zagrożeniach - i odpowiedź na minimalizowanie kontaktów rodzinnych, na minimalizowanie więzów krwi, na minimalizowanie wartości, jakie może dać rodzina - ta wielka.