A mnie się przypominała historia, jak w krakowskim Lot Cateringu kuchnia zamówiła kapustę na gołąbki, a zaopatrzeniowiec, historyk z wykształcenia, kupił kiszoną. Wysłane z mojego SM-A520F przy użyciu Tapatalka
Sadza jest dowodem na kiepskie umiejętności palacza, który źle dobiera paliwo, albo stosuje w danym piecu nieodpowiednie, i/albo nie potrafi zadbać o dobry nawiew powietrza. Jestem ciekawy, czy Ty sobie poradziłeś z tym i na czym to polegało.
PS. Nie mam sadzy w kominie, albo ilości wręcz śladowe.
Nie mam też sadzy na drzwiczkach wewnątrz pieca.
Sadza to dość drogi towar w handlu. I nie tak łatwo dostępny. Kiedyś i z nią miałem do czynienia.
Pamiętam czasy jesienne na wsi, kiedy kapustę kiszono w 200-litrowej, dębowej beczce. Wybrana dziewczyna wtedy musiała wyszorować nogi i podkasywać kieckę, bo to one, na boso, deptały w beczce kapustę.
Za moich czasów dziewczyny już nosiły majtki, ale starsi wspominali wtedy czasy, kiedy na majtki żadnej na wsi stać nie było...
A fuczki robisz czasem?