Dziś, na ten przykład, termometr na parterze wskazał imponujące 8stC, a higrometer 40%.
Pod kalenicą w baniaku miałem -0,1stC, na poddaszu +5stC z tendencją w dół. A minęły raptem trzy dni...
Ciepło zwiewa przez wentylację połaci, bo wełna nie jest zasłonięta. Ale uważam, że i tak jest nieźle, jak na taki durszlak, jakim obecnie jest mój dom: położona jest połowa docelowej grubości ocieplenia dachu, czyli obecnie jest 15cm, wisi toto nieosłonięte ani folią, ani tym bardziej zabudową, ogrzewanie na poddaszu jest wyłączone i poddasze ogrzewa grzeje się w zasadzie tylko od komina, kiedy palę w kominku i poprzez wpadające ogrzewanie pasożytnicze z parteru przez klatkę schodową. Do tego na parterze nie ma drzwi w sieni, więc drzwi wejściowe są doskonałym radiatorem, a i materacowe legowiska sztuk dwie w dwu różnych pomieszczeniach zasłaniają sporą cześć pętli grzewczej. W największe mrozy dwa, trzy dni temu temp na zewnątrz pokazała się jako -22,5stC, wtedy w chacie nie byłem w stanie wciągnąć się wyżej niż na +18stC - bez użycia prądu, czyli samym kominkiem, dodam. Gdybym odpalił prąd, to pociągnąłbym a jakże do ilu chcę. Jak zajrzałem pod materac, to poczułem to stłumione materacem ciepło...
Wniosek: jest dobrze, działa ogrzewanie na jednej kondygnacji, a utrzymuje życie na dwóch kondygnacjach. Kiedy na parterze panuje temperatura 20-21stC, poddasze ma stałą temperaturę około 15-16stC wyłącznie pasożytniczo, bez włączonego ogrzewania!! Słaaaabo? Mnie się to widzi, bo znaczy, że jak zamknę dach i wstawię drzwi w sieni, i wstawię rekuperator i założę kapcie, to będzie git.
Taaak. Jest tak dobrze, że lepiej być nie może. Ogólnie - załamka, bo Tak jest dobrze, bo lepiej być nie może.