w bloku, siedziałam w pokoju, kichnęło mi się i co.....sąsiad z góry mówi mi "na zdrowie", albo zatrzymuje mnie na schodach i mówi, że ostatnio coś za cicho mówimy i nie wszystko do niego dociera i wybijamy go z tematu, bo już nie jest na bieżąco. Ja przeprowadzki na wieś nie żałuję, zawsze marzyłam o własnym ogródku, w tym samym czasie mój tato marzył o szklarni w moim ogródku, teraz marzy o małym domku dla siebie w naszym ogródku Fakt, jak pisał małż miałam 3 teraz mam 20 km do pracy, ale w lato już mam nadzieję rowerem będę śmigać. Najważniejsze, że jesteśmy na swoim, bez nikogo nad, pod ani po bokach - nie słyszymy czyichś pierdnięć, wrzasków, kłótni, latających talerzy czy walających się po podłodze butelek. Przyjeżdżam z pracy, idę z psem w pola, biegam po błocie, pies goni bażanty, ptaki ćwierkają, kury i gęsi sąsiadki po drodze latają, nie słyszę szumu miasta, dotleniam się i wyciszam....robię coś co w bloku było niemożliwe. Mieszkałam przy trasie Katowice-Bielsko. A i na wsi też się dzieje, nie tak dawno była u nas strzelanina. Mąż z Pyzą skakali przez rów, policja krążyła....i w ogóle jak w amerykańskim filmie. Nie wzrusza mnie, że do sklepu daleko - biorę rower, w pogodę bądź niepogodę i śmigam do Biedronki A i ludzie tutaj są inni, wydaje mi się, że na wsi życie płynie spokojniej i wolniej.