Skocz do zawartości

maquis

Uczestnik
  • Posty

    98
  • Dołączył

  • Ostatnio

  • Dni najlepszy

    1

Posty napisane przez maquis

  1. Cytat

    Obie - tylko z różnego punktu widzenia. icon_mrgreen.gif


    Z punktu widzenia prawa?

    Co do numeru KW. Już się dopytałem, był na protokole oceny stanu pokrycia dachowego. Wiem, nie jest tam potrzebny, ale taki dostali od inżyniera dokonującego oceny.

    Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. Sam będąc w urzędzie, 3 miesiące temu mniej więcej, uzyskałem numery działek na podstawie nr KW w ciągu 2 minut.
    Innym razem, na podstawie numerów działek w ciągu 15 minut znalazłem numer KW nie wychodząc z domu. Najwięcej czasu zajęło mi znalezienie sądu właściwego miejscowo, bo nie wiedziałem pod który podpadają. Wszystko w internetach ;)
  2. Odpisu KW nie dostali, przynajmniej nie od inwestora. Według mojej wiedzy.
    Jaka by przyczyna nie była, czy z "dobroci" czy z głupoty, urząd przekroczył swoje kompetencje i działał bezprawnie.
    Czyli wzorowy czy jednak nie?
    Bo nie wiem która z Twoich opinii jest Twoim zdaniem słuszna?
  3. Cytat

    Z tym zawiadamianiem czy zgoda banku to jest trochę nie tak, bo w zasadzie to nawet zmiana lokalizacji okna powinna być poprzedzona powiadomieniem banku, a kto to robi? Bank interesuje tylko aby pieniążki udzielone na dany cel, czy budowa czy remont były wykorzystane zgodnie z umową, czyli dom wybudowany a remont zrobiony.



    Tu trochę inna sytuacja, bo można ją podciągnąć włąśnie pod ochronę hipoteki. Zmiana lokalizacji okna MOŻE prowadzić do zmniejszenia wartości nieruchomości, nawet wykonana całkowicie zgodnie ze sztuką budowlaną. Natomiast NIEDOKONANIE naprawy zniszczonego pokrycia dachowego na pewno doprowadzi do zmniejszenia wartości nieruchomości. I wprost wyczerpuje zapisy artykułu 92 ustawy z dnia 6 lipca 1982 r. o księgach wieczystych i hipotece Dz.U. 1982 Nr 19 poz. 147 z póź. zmianami.

    Cytat

    Natomiast hipoteka ogranicza właściciela gdyby chciał to sprzedać w jakiś nie oficjalny sposób lub zrobić jakąś machlojkę nie powiadamiając banku.


    A to wyczerpuje zapisy artykułu 91 ustawy z dnia 6 lipca 1982 r. o księgach wieczystych i hipotece Dz.U. 1982 Nr 19 poz. 147 z póź. zmianami.

    A bank to interesuje najbardziej by pieniądze dostał ze stosownym procentem w ustalonym czasie... Ani wcześniej, ani później. A już najmniej jest zainteresowanym przejęciem nieruchomości...

    Cytat

    Początkowym problemem było to, że z braku znajomości obowiązujących przepisów udostępniono urzędowi nr. KW lub (o zgrozo)
    dostarczono odpis KW.
    Nie ma takiego obowiązku (w przypadku własności) - gdyby o tym pamiętano, nie byłoby całej tej sprawy.



    Odpisu KW nie dostarczono, a numer KW we wniosku podać trzeba, figuruje jeszcze np. na mapce do celów projektowych czy protokole oględzin stanu pokrycia dachowego...
    A i w samym oświadczeniu o prawie dysponowania nieruchomością chyba też go się podaje.
  4. Cytat

    Raczej nie wydawało się.

    Zgodnie z art. 244 § 1 KC do ograniczonych praw rzeczowych należy: użytkowanie, służebność, zastaw, spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu oraz hipoteka. Nie wszystkie wymienione prawa mogą stanowić prawo do dysponowania nieruchomością na cele budowlane.

    Faktem jest, że sama hipoteka jako taka nie jest przeszkodą w dysponowaniu nieruchomością na cele budowlane - ale tylko w zakresie takim, jakim określa umowa, między bankiem a kredytobiorcą.
    Zapisy tego typu nie są jawne - stąd żądanie zgody banku.



    Nie, właścicielem jest osoba/podmiot ujawniony w dziale II KW. Żaden zapis w innym miejscu KW tego podważyć nie może. Hipoteka nie uprawnia wierzyciela do korzystania z nieruchomości ani nie daje mu względem niej żadnej władzy faktycznej. Nie ogranicza też prawa właściciela do rozporządzania nieruchomością. Nieco inaczej rzecz się przedstawia z prawem właściciela do korzystania z nieruchomości. Właściciel korzysta z nieruchomości obciążonej hipoteką z pewnymi ograniczeniami. Nie wolno mu dokonywać takich czynności faktycznych, które mogłyby doprowadzić do tak znacznego zmniejszenia wartości nieruchomości obciążonej, że wartość jej spadła by poniżej zabezpieczonej wierzytelności. Odpowiednikiem tego ograniczenia są uprawnienia wierzyciela hipotecznego, polegające na możności przeciwdziałania dewastacji nieruchomości przez właściciela. Ogół tych uprawnień składa się na ochronę hipoteki.
    Co do artykułu 244 par. 1 KC nie ma on zastosowania w tym przypadku, ponieważ par. 2 tego samego artykułu stanowi "Spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu oraz hipotekę regulują odrębne przepisy."
    To o czym Ty piszesz zawarte jest w art 91-93 ustawy z dnia 6 lipca 1982 r. o księgach wieczystych i hipotece Dz.U. 1982 Nr 19 poz. 147 z póź. zmianami. czyli wspomniana wcześniej ochrona hipoteki.

    Cytat

    Fakt, może to zbyt nadopiekuńcze, bo przeca pod oświadczeniem podpisuje się ktoś kto ma świadomość (z założenia) odpowiedzialności karnej za poświadczenie nieprawdy.

    Fakt, starostwo nie ma takiego "umocowania" prawnego - ale można było zapytać o podstawę prawną takiego żądania i finito.


    Cytat

    Wzorowe starostwo - bo wymagało zgody właściciela (banku), zgodnie z obowiązującym prawem (oświadczenie o prawie dysponowania nieruchomością na cele budowlane), czyli dba o interes inwestora.



    Chyba trochę sobie przeczysz... albo wzorowe albo postępuje wbrew prawu...

    Cytat

    dopisałem:

    Jak znam życie, to takie żądanie nie było na piśmie, choć głupich urzędników nie brakuje. icon_lol.gif


    Żadanie takowe było na piśmie, co nie zmienia postaci rzeczy, iż było ono bezprawne. Właśnie pytanie o podstawę prawną doprowadziło do zakończenia sprawy. Co ciekawe, także powoływali się na artykuł 244 par. 1 KC. I podobnie nie doczytali par. 2...

    Cytat

    I jeszcze jedna sprawa.


    Na takiej samej zasadzie urząd nie ma prawa żądać KW, a tu żądał, zupełnie bezprawnie, co jakoś Cię nie dziwi.
    Dalsze "czynności" urzędu, są tylko konsekwencją tej pierwszej nieprawidłowości. Jak powiedzieli A, to "musieli" powiedzieć i B.



    Nie, nie żądał. KW co do zasady są jawne, więc urząd miał możność samodzielnego sprawdzenia takich zapisów. Umowę kredytową właściciel dostarczył z dobrej woli, bo chciał sprawnie wszystko załatwić a nie kłócić się z urzędem. Ale jak się dowiedział, że takową zgodę z banku dostanie za 2 tygodnie bo coś tam, to szlag go trafił, bo ekipa chciała sobie pójść.
  5. @bajbaga
    Nonsens. Hipoteka to zabezpieczenie wierzytelności a nie przeniesienie prawa własności!
    Zgodnie z treścią art. 65 ustawy z dnia 6 lipca 1982 r. o księgach wieczystych i hipotece, w celu zabezpieczenia oznaczonej wierzytelności wynikającej z określonego stosunku prawnego można nieruchomość obciążyć prawem, na mocy którego wierzyciel może dochodzić zaspokojenia z nieruchomości bez względu na to, czyją stała się własnością, i z pierwszeństwem przed wierzycielami osobistymi właściciela nieruchomości. Zatem hipoteka nawet nie ogranicza prawa własności!
    W przypadku hipoteki bankowej, bank może wprawdzie nie zgodzić się na subsytucję dłużnika, czyli przed sprzedażą dłużnik musi spłacić wierzytelność względem banku lub zabezpieczyć ją w inny sposób. Obciążenie hipoteką co do zasady nie ogranicza praw własności do nieruchomości. Co do zasady każdy kolejny nabywca przejmuje obciążenia hipoteki.
    Potocznie często się mówi, iż w przypadku zabezpieczenia kredytu na hipotece nieruchomości to bank jest właścicielem. Jednak choć jest to w pewnym sensie prawda, albowiem w przypadku niewywiązywaniu się dłużnika z zobowiązań wierzyciel (czyli bank w tym przypadku) może ją przejąć. Jednak formalno-prawnie bank nie jest właścicielem nieruchomości dopóki jej nie przejmie na drodze prawnej. Co powoduje stosowne zmiany zapisów w dziale II i IV KW.

    Cytat

    Ale Ty piszesz o zgłoszeniu a bajbaga o PnB.


    Ja pisałem ogólnie o czynnościach aparatu biurokratycznego, w tym przypadku podałem szczególnie kuriozalne żądanie związane akurat ze zgłoszeniem zmiany pokrycia dachowego, co jak wiesz, PnB nie wymaga.

    Cytat

    I co ma bank do remontu czy zmiany pokrycia dachowego?


    Nic. Tylko urzędnikowi wydawało się, że to bank jest właścicielem nieruchomości. Podobnie jak bajbadze w poprzednim poście.
  6. Cytat

    Ps. Różnica u nas jest taka, że już na etapie projektowania próbuję się obchodzić obowiązujące przepisy - licząc na to, że urzędnik tego nie wychwyci, a jak wychwyci, to liczy się na interpretację zgodną z naszymi oczekiwaniami.



    To też jest prawda, nie brakuje u nas osób próbujących i w dobrej i w złej wierze obchodzić różnorakie przepisy. Problemem jest ogólne założenie naszej biurokracji jest, że KAŻDY tak działa.

    Cytat

    Ps.2. Nie znam przypadku, oraz nie natrafiłem na taką sytuację, aby przy procedurze PnB lub zgłoszenia, urząd stosował jakieś procedury biurokratyczne - fakt, wszystkie wymagane "kwity" były zgodne z obowiązującymi przepisami i wymaganiami.



    no a ja niestety już kilkakrotnie zetknąłem się z takimi przypadkami. Np. zmiana pokrycia dachowego, właściciel zgłosił wszystko jak trzeba do starostwa. Po czym był wzywany do dostarczenia zgody banku, bo dom był kupiony ma kredyt i stosowne zapisy figurowały w KW. Umowa kredytu (obejmująca zakup i remont nie wystarczyła).

    Cytat

    Bywało, że inwestor otrzymywał decyzję PnB w ciągu 2 tygodni od złożenia.


    Sęk w tym "BYWAŁO", zamiast "zazwyczaj".

    Cytat

    Tylko co ma biurokracja do ogrzewania budynku samym kominkiem ?

    Ja jestem zwolennikiem prostego prawa - mogę bezkarnie, raz do roku kopnąć w okolice odbytu, jednego sąsiada mieszkającego w promieniu 100m od granicy mojej działki. Jak kopnę 2 razy, albo w odległości 100,01m dostanę 2 lata odsiadki.

    Nie wolno ogrzewać samym kominkiem i finito. Jak ktoś chce obejść ten przepis, to uruchamia(może uruchomić) aparat biurokratyczny na własne życzenie.
    Powiem więcej - gdybym był władny, zwolniłbym urzędnika, który "przeoczył" ten przepis - bo jemu płacą za "straż" nad przestrzeganiem obowiązujących przepisów - bez własnej interpretacji. Jak sobie inwestor chce, to niech sobie uruchamia aparat biurokratyczny (bez względu na to, czy biurokracja romska, sromska, czy dalekowschodnia).



    No i tak właśnie powinno być.
    A ma o tyle, iż już wcześniej zaczęły się dywagacje natury ogólnej o jakości przepisów i ich stosowania.

    @mhtyl problem (przynajmniej dla mnie) polega na tym, iż ja chcę dalej mieszkać w Polsce, ponieważ świadomie wybrałem gdzie chcę mieszkać, gdzie jest mój dom. I dlatego chciałbym aby było w Polsce lepiej. Mieszkałem dłuższy czas zagranicą i właśnie kwestie natury administracyjno-biurokratycznej są może nie największą, ale najbardziej widoczną/odczuwalną różnicą.
    Za innych się nie wypowiem, w moim przypadku nie chodzi o wychwalanie czy mitologizowaniu tzw. Zachodu. Chodzi mi o to do czego powinniśmy dążyć aby NASZE życie w Polsce było lepszy czy łatwiejsze. Mam gdzieś, czy inne narody mają lepiej czy gorzej, to jest ich broszka. Mnie interesuje, aby NAM się polepszało, aby w Polsce rzeczy działy się sprawniej, bez różnych komisji typu "Przyjazne Państwo". Aby sprawne załatwienie (zgodnie ze stosownymi regulacjami) sprawy było normą a nie godnym uwagi wydarzeniem.
  7. Cytat

    Zachód - czyli co ?

    Różnica w przepisach jest minimalna - natomiast różnica co do ich przestrzegania przez obywateli - kolosalna.
    Jak jest napisane 2m, to nikt nie dyskutuje o marginesie, kąt prosty to po prostu, 90 stopni, poziom i pion dla wszystkich jest jasnym określeniem.
    Jak ustawodawca określa, że dom (budynek) ma zużywać nie więcej niż np. 50kWh/m2 na rok, to po prostu nakazuje opomiarowanie budynku (np. Szwecja) i finito.

    Tam jest bardzo prosto - jak nie można ogrzewać kominkiem, to nie ogrzewa się niczym, co producent nazwał kominkiem.
    A producent nie nazwie kominka inaczej, bo to jego będą targać przed sądami w przypadku jakiejś niejasności w tym zakresie i w końcowym etapie, to producent będzie ponosił wszelkie koszty za "wprowadzenie w błąd".

    Tam każdy uczestnik procesu budowlanego zna swoje miejsce w szeregu i za swoje czyny odpowiada karnie i finansowo.



    No właśnie o to mi chodzi, postrzeganie u nas dowolnej regulacji jako represji jest właśnie wynikiem takiegoż funkcjonowania aparatu biurokratycznego. Na to jeszcze nakłada się doświadczenie historyczne, gdzie biurokracja była narzędziem w obcych rękach (rozbiory itp).

    Świetnym przykładem działania biurokracji "romańskiej" jest sprawa Michała Drzymały i jego wozu. Wszystkie represje względem Drzymały były działaniami w ramach obowiązującego prawa, dlatego sprawa ciągnęła się niemal 5 lat. W zaborze rosyjskim (biurokracja "wschodnia") sprawa została by załatwiona błyskawicznie, wóz usunięty a sam Drzymała z rodziną pognany nahajkami za Ural.
  8. Cytat

    Każdy pierd..... za przeproszeniem że na zachodzie to jest wszystko cacy, ok, git a wcale nie jest, są też absurdy podobne do u Nas występujących albo i nawet większe. jedyny problem jaki My mamy to wysokość zarobków w stosunku do zachodu.


    Nigdzie nie napisałem że jest cacy, bo nie jest. Napisałem, iż generalnie jest lepiej. Co właśnie wynika z odmiennej "mentalności" aparatu biurokratycznego.
  9. Cytat

    Rozgoryczenie przemawia przez usta kolegi.
    Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka i nie mów, że na zachodzie to jest tak różowo, bo nie jest.



    Oczywiście, że tam nie jest idealnie. Jednak generalnie jest w tym względzie (jak i w wielu innych) lepiej. Co wynika między innymi z nieprzerwanej ciągłości biurokracji "romańskiej" w odróżnieniu od naszej, gdzie takowa ciągłość została przerwana i zastąpiona biurokracją "wschodnią".
    Różnica zasadza się na stosunku do petenta/interesanta.
    Obydwie mogą bardzo skomplikować wszystko. Jednak w wersji "romańskiej" brak uznaniowości w działaniu urzędnika. Procedura może bywać skomplikowana, jednak przebrnięcie przez nią daje powtarzalne i jednoznaczne efekty.
    W przypadku "wschodniej", urzędnik dysponuje znacznie większym zakresem uznaniowości, nieomal można powiedzieć, iż tylko petent jest skrępowany przepisami a urzędnik robi co chce - szczególnie w zakresie interpretacji niejasnych przepisów.
    Oczywiście jest to generalizacja, i ani u nas nie jest tak tragicznie, ani w innych krajch nie jest tak "różowo".
    Zaznaczyłem na początku różnice w "ideowych założeniach" aparatu biurokratycznego. W naszym przypadku ciążącego w stronę aparatu ścigania i represji - taki "grzech pierworodny". W innych krajach (tzw. zachodnich - znowu uogólniając) w stronę "związku zawodowego biurokratów". Poprzez rozbudowywanie wymogów udawadniających swoją niezbędność.
    U nas relacja urząd-interesant to niemal król-poddany.

    I nie piszę tego z rozgoryczenia.
    Ja akurat dość dobrze sobie radzę z biurokracją, być może dlatego, że sam przepracowałem kilka lat w służbie państwowej i umiem nie najgorzej poruszać się na tym terenie.
    Wręcz piszę na podstawie własnych doświadczeń jako urzędnika państwowego, który nie został biurokratą.

    Na koniec raz jeszcze podkreślę, pisałem o aparacie biurokratycznym jako całości, a nie poszczególnych urzędach a zwłaszcza urzędnikach.
  10. Podstawowym problemem nie są lepsze czy gorsze przepisy - choć one też są problemem i źródłem wielu problemów - ale totalitarny schemat myślenia naszego aparatu biurokratycznego. Bo u nas nie ma aparatu urzędniczego tylko biurokratyczny. W dodatku biurokracja typu wschodniego, nie ma interesanta tylko petent. Petenta trzeba za mordę bo jest nieuczciwy. Każdy jest potencjalnym przestępcą. I to jest ta "drobna" różnica w stosunku do innych krajów. U nas drobiazgowa regulacja wszystkiego co tylko się da (i nie da zresztą też) aby utrudnić "przestępcom" a w wielu innych krajach aby uzasadnić potrzebę swojego istnienia.
    Dopóki nie zmieni się podejścia, że jeżeli wskutek błędnego działania urzędnika interesant poniósł szkodę to pomyłka a konsekwencje dla urzędnika relatywnie niewielkie, natomiast w sytuacji gdy szkodę poniósł urząd (skarb państwa itp) to jest to błąd (nieomal przestępstwo) ze znacznie surowszymi konsekwencjami dla urzędnika, dopóty nic (a w każdym razie bardzo niewiele) się zmieni.
  11. Nie, nie jestem idealistą.
    Mam spore doświadczenie w kontaktach z różnej maści wykonawcami, kontrahentami. Tyle, że nie z budownictwa.
    Ale masz rację, w budowlance jest napewno tak samo jak w innych dziedzinach, więc faktycznie jest spore ryzyko, że na jednym się nie skończy. I tu był jednak kawałek idealizmu z mojej strony.
    Jednak zazwyczaj osiągam co zamierzam, można mnie jednak przekonać do zmiany, ale rzetelnymi argumentami. I nie polegam tylko na jednej opinii. Zawsze ją skonfrontuję z opinią innego specjalisty.
    Nie można mnie przekonać tylko do jednego, nierzetelności. ja działam rzetelnie i uczciwie, tego samego oczekuję od kontrahenta. Raz utraconego zaufania nie można u mnie odbudować. Nie daję drugiej szansy nieuczciwej osobie/firmie.
    Tego jednak nie nazwałbym idealizmem a konsekwencją.
  12. Są głupie pytania, są ;)

    Oczywiście, że jest jeszcze masa rzeczy, o których będę musiał się douczyć a przynajmniej dowiedzieć.

    Na ten moment, rozmowy z projektantem, chciałbym mieć poukładane podstawowe klocki, Waszą podpowiedź w miarę optymalnej technologii budowy domu. Ale, jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach.
    Nie chcę jednak (przynajmniej dobrowolnie) być skazanym na dobrą wolę i umiejętności projektanta a potem wykonawcy. Zbyt często słowa "nie da się", "to jest niewykonalne", "tylko tak to można zrobić" itp., tak naprawdę mają maskować niekompetencję projektanta czy wykonawcy. A tak naprawdę oznacza "ja tak nie umiem", "nie chce mi się" czy "inaczej nie umiem".
    Ekstrapoluję z innej niż budownictwo, dziedziny usług.
    I nie, nie spodziewam się, iż przy Waszej pomocy zostaną Alfą i Omegą budowlanki. Mam tylko nadzieję uniknąć większości problemów i pułapek wynikających z procesu projektowania i budowy własnego domu. Większości i największych mam nadzieję, bo na pewno wszystkich nie uniknę...

    Czemu przypuszczasz, iż projektantów będzie wielu?
    Ja nie jestem jakoś strasznie wymagającym klientem, oczekuę tylko rzetelnej i profesjonalnej współpracy a nie dyktatu. Fachowości i uczciwości.
  13. No i dlatego pytam, lepiej zadać 100 (może głupich czasem) pytań przed niż popełnić 1 głupotę w trakcie budowy.
    Samo myślenie nie gwarantuje sukcesu gdy przyjmie się nieprawidłowe założenia.
    Ja bym chciał mieć "w głowie" dość dokładne założenia projektu zanim będę rozmawiał z projektantem.
    O tyle mam chyba łatwiej, iż preferujemy prostotę zamiast barokowej wymyślności.
×
×
  • Utwórz nowe...