Witajcie!
Bardzo Wam dziękuję za tyle odpowiedzi. Przepraszam, że piszę dopiero teraz, ale miałam bardzo zakręcony tydzień i nie miałam nawet kiedy tutaj zajrzeć.
Mąż był w zeszłym tygodniu dowiedzie się u źródła. Najpierw pojechał do starostwa (starostwo wydaje pozwolenia). Stamtąd odesłali go do gminy.
W gminie powiedzieli, że można to różnie interpretować. Pani, która rozmawiała z mężem przykryła ręką garaż i powiedziała, że jest symetria. Obracała kartką w każdą stronę i mówiła, że według niej dach jest symetryczny. Ale jak dach odsłoniła, to powiedziała... żeby pojechać do starostwa do konkretnie tej i tej pani, która zatwierdza projekty
Mąż ponownie pojechał do starostwa. A TA konkretna pani powiedziała mu, że pod projektem podbija się architekt, który sprawdza konkretny projekt z wymogami i to on bierze odpowiedzialność za to. Nie mówiła tego raczej w kontekście, że "przepuszczą wszystko pod czym podbije się architekt" tylko raczej pod kątem takim, że jak nie przejdzie to będzie wina architekta i o on będzie ponosił za to odpowiedzialność i ewentualne koszty.
A dwóch architektów nam powiedziało, że albo przejdzie albo nie i bierzemy projekt na własną odpowiedzialność.
Tyle.
Reasumując - nie dowiedziałam się niczego.
Najgorsze jest to, że nikt nie powiedział NIE. Mam wrażenie, że w takiej sytuacji możemy liczyć tylko na to, że urzędnik nam ten projekt podbije, bo "akurat ma dzisiaj dobry humor". Gorzej jak trafimy na gorszy dzień