Skocz do zawartości

CWU – Jak ją zrobić, aby się nie skrzywdzić.


Recommended Posts


W każdym domu potrzebna jest ciepła woda w kranie.
To mało odkrywcza prawda…. Ale…
Prawie nikt się nie zastanawia nad SPOSOBEM jej przygotowania!
Inwestor coś poczyta o urządzeniach ją ogrzewających, coś sobie wybierze i WYDAJE MU SIĘ, ŻE PROBLEM ROZWIĄZAŁ!
A to wcale nie jest prawda…
Bo?
Bo ciepła woda potrafi być BARDZO NIEBEZPIECZNA!


Licząc na to, że może przydać się ta wiedza, dostępna, ale nie propagowana, spróbuję naszkicować ten problem.

W sporej części organizm człowieka składa się z wody.
Tej wody z organizmu ubywa, bo tak nas Natura skonstruowała, że jest ona , jako najdoskonalszy rozpuszczalnik w przyrodzie , który rozpuszcza WSZYSTKIE substancje, stosowana i do termoregulacji (pocenie się) i do wymywania atakujących nas mikrobów (łzy, mechanizm rzęskowy – u palaczy zniszczony) i do przygotowywania pożywienia dla przyswojenia w jelitach (ślina, popijanie posiłku) a także usuwania produktów przemiany materii czy nadmiarów pobranych mikroelementów (sikanie).
Tę wodę trzeba uzupełniać, co sygnalizuje nam odczuwanie uczucia pragnienia.
Od tysiącleci wystarczała organizmowi w tym celu woda zimna.
Nawet nie zawsze czysta!
Organizm nasz jest tak skonstruowany, że świetnie się broni przed atakiem mikrobów chorobotwórczych drogą pokarmową.
No, do pewnego momentu!

Najlepiej, jak potrzebna nam do spożywania woda jest CZYSTA i CHŁODNA.
Takich warunków nie zapewnia woda stojąca…
Bo?
Bo najczęściej jest środowiskiem życia bardzo wielu mikrobów. W tym tych „paskudnych”, co ludzkość wypraktykowała już tysiące lat temu. One też przecież gdzieś mieszkać i rozmnażać się muszą…
Dobra była zawsze ta mocno natleniona (tlen niszczy bakterie) z płynącego strumyka czy „świeżo filtrowana” i chłodna z wypływającego źródełka.
No, jak nie było źródełka czy strumyka, to wymyślono ich namiastkę – STUDNIĘ.

Po wodę zawsze się „chodziło”, bo jak napisałem – nie zawsze była tuż przy progu domu.
Z KONIECZNOŚCI przynosiło się jej tyle, ile kto UNIÓSŁ i zawsze z tego powodu W ILOŚCIACH KONSUMOWANYCH NA BIEŻĄCO!
Ta woda nigdy nie stała długo, więc nie miała kiedy się „popsuć”.

Mijały wieki i po jakimś czasie ktoś wymyślił WODOCIĄGI!
Ile z tego pożytku czy kłopotu – to w szkole na historii opowiadali.
Robiono je z tego, co było. W tym z ołowiu…
Było dobrze przez jakiś czas, dopóki w powietrzu i wodzie nie pojawiły się „dodatki” (skutek działalności przemysłu) które sprawiły, że bezpieczny dotąd ołów zaczął być niebezpieczny a wręcz trujący! (To samo z miedzią!!!).

Sporo czasu minęło, zanim poznano NOWE mechanizmy, które rozwinęły się w sieciach wodociągowych.
A jest ich niemało!
Zarastanie kamieniem, rdzą, zabrudzenie piaskiem (po naprawach pęknięć rur), rozwój bakterii i glonów w zbiornikach wody pitnej…

Obecnie mamy już naprawdę sporą WIEDZĘ w tej dziedzinie.
Obyśmy tylko ją stosowali!!!

Kilka pewników…
Woda spożywcza powinna być wodą uzdatnioną. To znaczy – oczyszczoną.
Woda spożywcza powinna być ZAKONSERWOWANA! Zabezpieczona przed rozwojem w niej mikrobów. Stosowano chlorowanie lub ozonowanie.
Woda spożywcza powinna zawierać rozpuszczone mikroelementy. Sole wapnia i magnezu.
Deszczówka = destylatka czy woda z lodowca WCALE nie jest zdrowa!
(Przekonali się o tym Skandynawowie!)
Rury do wody ze stali – rdzewieją zabarwiając wodę a ocynkowane – zarastają kamieniem i ograniczają przepływ – są mało trwałe, ale na jakie 15-20 lat starczają.

Po zebraniu i przeanalizowaniu tych wiadomości wymyślono, że wodę zimną, uzdatnioną można przesyłać rurami PLASTIKOWYMI (których przed wymyśleniem plastiku przodkowie nie mieli), które są pozbawione wielu wad istniejących w zastosowaniu materiałów wcześniej stosowanych (stali, żeliwa, cynku, ołowiu i miedzi).
Powstały też wodociągi miejskie/gminne/lokalne, które (za coraz bardziej rosnącą opłatą) dbają o zdobywanie, uzdatnianie, magazynowanie i dosyłanie na posesje mieszkańców wody zimnej.
A CO te wodociągi dostarczają?
Wodę ozonowaną (gdzieniegdzie jeszcze chlorowaną) o zawartości żywych bakterii nie większej jak XXX w 1 litrze i zawartości mikroelementów (żelaza, manganu, azotanów, azotynów, chlorków) nie większej jak YYY oraz zawartości węglanów nie mniejszej jak ZZZ.

Ciekawostka…
Jako swoiste testery „czystości” wody często wykorzystywane są różne żyjątka.
Rybki czy małże… Superczułe na zanieczyszczenia.
Jak się w akwarium „przekręcą” to jest coś nie tak. I trzeba tę wodę „ostro” przebadać, zanim się ją w te rury wepcha…

Tak wiec… Za jakieś tam pieniądze mamy gwarantowaną czystą ZIMNĄ wodę na posesji z prawem powieszenia za jaja nad drzwiami dostawcy, jakby nam taką podesłał, po której będziemy srali i rzygali jak wulkan przez tydzień. (a bywało już tak …).

JAK WYGLĄDA WIĘC PROBLEM ZIMNEJ WODY W NASZYCH KRANACH?
A… nie wygląda… Nie ma problemu…
Jest rura, na niej licznik poboru, a za nim (za filtrem-zaworem przeciwskażeniowym) NASZA objętość wody liczona raptem w LITRACH (objętość NASZYCH rur) i CIĄGLE ZAMIENIANA NA „NOWĄ”(z powodu większego poboru dziennego jak objętość „naszych” rur).


Nawet się nad tym nie zastanawiając – kupujemy materiały instalacyjne, wzywamy (OBY!) fachowca i on nam te rury łączy tak, że z kranu wkręconego w ich koniec leci CZYSTA ZIMNA I ZDROWA WODA!

Lata całe wszyscy tak robią i żyją, i jest dobrze…
I – DOBRZE!!!

A jak się ma sprawa z wodą CIEPŁĄ?!

Tu jest inaczej…
Tu właśnie zaczyna się „wiedza tajemna” w którą inwestor ma uwierzyć instalatorowi bez szemrania i zapłacić tyle ile ten zażąda za zbudowanie „fabryki jej wytworzenia”.
A potem, oczywiście, płacić i płacić i płacić za jej wytwarzanie w tej fabryce, za którą… zapłacił…


Wszelkie mikroby są tak skonstruowane przez Naturę, że najlepiej czują się w okolicy 30-33stC. Do około 40stC czują się „bardzo dobrze” (choć już nie „najlepiej”). Powyżej tej temperatury jest im już „bardzo źle”.
Ale….
JEST WYJĄTEK!!!
Nazywa się legionella. (Tak ją nazwali, tę bakterię, jak wymordowała legionistów…).
Ona akurat czuje się najlepiej, jak ma około 50stC.
A jak na złość…. Występuje POWSZECHNIE… (to znaczy – jest WSZĘDZIE).
Czyli w naszych wodociągach – też! Czy byśmy chcieli czy nie – po prostu tam JEST!!!

W wodzie zimnej jest jej tak zimno, że o rozmnażaniu się nawet nie chce jej się (pewnie z zimna) myśleć. Trafia się jedna na hektolitr… (albo coś tak, ale JEST!).
Wpływa sobie rurką na posiadłość inwestora, trafia (tą rurką) do ogrzewacza tak ustawionego, aby inwestor „z torbami nie poszedł” a potem do jakiego baniaczka (zasobnika wody ciepłej).
Tam już ma to, „co tygrysy lubią najbardziej”!!!
Ciepło, spokój (żadnego ruchu) i ciągłą dostawę świeżo ugotowanych INNYCH mikrobów…
(Tych co dla nich 30 to świetnie a 40 to za dużo a 50 to śmierć).
No i dobrze jej jak diabłu w piekle!
Poźre se, popije i poleży w cieple…
Nie dziw, ze NATYCHMIAST chce jej się zacząć rozmnażać!
Robi to więc z WIELKIM zapałem.
Potrzeba odrobinę wyobraźni, aby zrozumieć co to jest „postęp geometryczny”.
A ona właśnie w takim postępie się namnaża…

Nasz organizm, co już zaznaczałem, broni się dzielnie, codziennie i SKUTECZNIE przed takimi atakami.
Ale… (jak mawiali starożytni) i Herkules :scratching: – kiedy ludu kupa!
Jest poziom ataku, przed którym kapitulują nasze systemy obronne…
Ta legionella osiąga ten poziom szybko.
TO WŁAŚNIE DLATEGO WE WSZYSTKICH KOTŁACH (gazowych) JEST MECHANIZM DEZYNFEKCJI TERMICZNEJ! Przegrzewania zładu ponad 75stC na okres DOBY!
Ilu z Was – inwestorzy, budujący, robi tę dezynfekcję posiadanym kotłem?
Jak bardzo regularnie?!!!

Wyobraźmy sobie ten nasz „optymalny” układ wody ciepłej…
- Wielki dobrze opatulony baniak mieszczący tyle wody ciepłej, aby „nie brakło” dla całej rodziny i gości – jak im się kapać zachce…
Na „co dzień” wyczerpywany nawet nie w 1/3 pojemności…
Czym jest?
- Jest po prostu inkubatorem tej legionelli…

- To CZEMU, motyla noga, tylu ludzi to ma i żyją?
Przypadek?
Brak dłuższego urlopu?
Albo… kocioł SAM dezynfekcje robi , bo kretyn-instalator coś spier.lił i on tak ma…


Uwierzcie!
Ciepłej wody przygotowuje się dokładnie tyle – ile trzeba jej zużyć w danej chwili!
Układy jej magazynowania SIĘ OBLICZA!!! Dokładnie na DOBOWY ROZBIÓR WODY!
Tak, aby NIGDY w baniaku nie „leżała aż będzie potrzebna”.
Wniosek jest taki, ze idealnym układem przygotowania CWU jest ogrzewacz przepływowy.
ŻADNYCH BOJLERÓW!!!
Ale one SA… wygodne…
- Ale nie są ZDROWE!!!

A wybrać coś i zapłacić za to trzeba, bo jakże tak… bez ciepłej wody w domu…

Adam M.
 

Link do komentarza
Dodam do tego arcyciekawego wykładu, zdanie (jakby to ująć) - nie całkiem odrębne, a dotycząca końcowego wniosku.
Ale "nasamprzujd" - minimalne sprostowanie.

W zasadzie każdy pojemnościowy ogrzewacz CWU, ma funkcję wojenną dotyczącą legionelli, którą jest dodatkowa grzałka elektryczne, a w przypadku "napędu" elektrycznego dla CWU, specjalny "program" eksodusu tego stworka.
O tym, że nie można inaczej, bo przepisy nakazują - wspominam tylko mimochodem.

Polak jednak potrafi - czyli narzędzie jest, ale jest tylko dla "sztuki" - często nie podłączone, bo żre cenne kWh.

Tak więc nie tylko przepływówka jest w stanie walczyć skutecznie z wrogiem, ale i prawidłowo zainstalowany i użytkowany podgrzewacz pojemnościowy też będzie skuteczny.
Link do komentarza

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...