Skocz do zawartości

Rozbił się samolot z Lechem Kaczyńskim na pokładzie - zginęło 96 osób


brzoza

Recommended Posts

dzempel - no i co? Jesteś w domu. A panikowałaś jakby cię porzucono samą na środku oceanu, albo kazano pieszo przebyć całą Syberię.
Przewoźnik musi się wywiązać z umowy - jeśli nie może, dostajesz odszkodowanie. Podobnie jest z biurem podróży.

Moja kuzynka wracała z Sycylii promem, autobusami, pociągami i autostopem. I jakoś nie przyszło jej na myśl żądać zainteresowania ambasadora we Włoszech swoim powrotem. Sama sobie zorganizowała. Nie płakała, nie wpadała w panikę, nie histeryzowała. Po prostu wie, ze czasem zdarzają się przypadki losowe i trzeba je spokojnie przeczekać.
Nawet specjalnie rodzinie nie zawracała głowy, po prostu pisała z trasy o swoich przygodach.
Link do komentarza
Elfir mam pytanie? Jesteś osobą samozatrudniającą się, czy pracujesz w firmie na etacie? Dzieci masz? Matkę, ojca, męża?
Rozumiem, że gdybyś Ty utkwiła w Egipcie tydzień dłużej - wzięłabyś ręczniczek i poszła na hotelowy basen.

Ludzie mają rodziny, zobowiązania typu: praca, banki,termin stawienia się na zabieg do szpitala, sprawy sądowe itp., itd. Gorzej jak taki przypadek losowy wywoła w ich życiu negatywne dla życia, zdrowia i bezpieczeństwa konsekwencje.
Link do komentarza
Moze juz wystarczy ten spolecznej, narodowej histerii?
Dzisiaj bylo niestety kilka smiertelnych wypadkow samochodowych -na pewno rodziny dostana po 40 000zl, pogrzeb na koszt panstwa i honory beda ...
Ciekawe w jakim kamieniu wykuja ich nazwiska na Wawelu?
Opinie o olakach biora sie wlasnie przez Tych, ktorzy nazbyt emocjonalnie chca pociagnac reszte a reszta swoj rozum ma i nie chce wiec tworzy sie smrod.
Temat dotyczyl katastrofy a nie chmury "stabilizacyjnej" ruch w przestworzach icon_smile.gif

Pzdr.
Link do komentarza
10. kwietnia 20010 roku elity polskie doznały kolejnego tragicznego uszczuplenia. Tym razem w okresie pokoju i niekwestionowanej niepodległości. Komisje śledcze poszukują przyczyn katastrofy samolotu, która pogrzebała 96 osób. Uważam, że obowiązkiem obywatelskim każdego z nas jest poszukiwanie odpowiedzi na jeszcze ważniejsze pytanie: dlaczego do tej tragedii doszło? Tym bardziej, że – jak wróży wielu polityków– w życiu publicznym Polski mogą w następstwie tej tragedii pojawić się scenariusze o dalekosiężnych konsekwencjach, które w ciągu ostatnich trzech lat uchodziły za nieprawdopodobne.

Analiza komunikatów prasowych dotyczących przyczyn katastrofy, jaka się wydarzyła w Smoleńsku, pozwala wyodrębnić trzy błędy, z których każdy – nie popełniony – mógł zapobiec tej hekatombie a co najmniej w sposób radykalny ją ograniczyć.

Najłatwiejszym do zapobieżenia był błąd zawiniony przez organizatorów pielgrzymki polegający na umieszczeniu wszystkich jej uczestników w jednym samolocie. Zwłaszcza w obliczu niedawnego rozbicia się samolotu Casa, w którym zginęło całe dowództwo polskich Sił Lotniczych. Ale jak widać Polak nie jest mądry nawet po szkodzie.

W końcu brak samolotów nie powinien być - przy takich niewielkich odległościach do pokonania - decydującą przeszkodą do rozdzielenia uczestników na kilka podróżujących grup. Pociągi i autokary wywiązały by się bez trudu z takiego zadania.

Niestety, ludzie zadufani, przekonani, że wiedzą najlepiej co jest dla kogo dobre, nie lubią korzystać z doświadczenia innych i sieją zbyt często nieszczęścia wbrew własnym życzeniom i planom. Szlachetne marzenia i dojrzałe koncepcje mogą wystarczyć do gloryfikacji poetów, filozofów i pisarzy, ale nie dowódców i mężów stanu. Ci powinni umieć korzystać z doświadczeń ludzi kompetentnych, mieć opanowaną niezbędną wiedzę o szczegółach, w których właśnie tkwi diabeł. Organizatorzy pielgrzymki do Katynia nie umieli wywiązali się z tego obowiązku.
Niestety, nie było to pierwsze tragiczne dla polskiego narodu zaniedbanie. Gdyby przy podejmowaniu decyzji o Powstaniu Warszawskim w 1944 roku skorzystano z przestróg kompetentnych i doświadczonych w meandrach sprawowania władzy dowódców, substancja narodowa Polaków nie musiała by ponieść tak wielkiego uszczerbku.

Niezależnie od wyniku prowadzonego komisyjnie śledztwa można z absolutną pewnością powiedzieć, że przy podziale pielgrzymki prezydenckiej na kilka grup, rozmiary tego nieszczęścia były by niepomiernie mniejsze a być może nawet by do niego nie doszło.

Drugim błędem, który sprowadził na delegatów tragiczne konsekwencje było nie zamknięcie przez rosyjskie służby nawigacyjne lotniska Siewiernyj w Smoleńsku mimo pogody, która jednoznacznie kwalifikowała sytuację do takiej decyzji. O zamknięciu lotniska decyduje jego aktualny komendant i nikt go z tego obowiązku nie może zwolnić. Jeśli nie brać pod uwagę tak zwanej wyższej konieczności. Względy dyplomatyczne, nawet przy ówczesnych delikatnych relacjach polsko-rosyjskich, nie mogą być zaliczane do tej kategorii wyjątków. Przekazanie decyzji o lądowaniu w Smoleńsku w ręce załogi - nawet po uprzednim poinformowaniu jej o grożącej niebezpieczeństwem sytuacji pogodowej - i ograniczenie się do zalecenia zawrócenia samolotu na lotnisko zapasowe nie wyczerpuje znamion wypełnienia obowiązku. Nie sądzę, aby na lotniskach cywilnych gdziekolwiek na świecie negocjowano w takich sprawach z załogą samolotu. Gdyby takie wypadki miały miejsce, to przy okazji tej katastrofy było by o nich głośno. Lotnisko dla samolotów pasażerskich może być tylko „zamknięte” albo „otwarte”.

Niezależnie od przytaczanej usprawiedliwiającej argumentacji, jedno jest pewne: gdyby lotnisko Siewiernyj było zamknięte, nie doszło by w Smoleńsku do katastrofy polskiego Tu-154M.
I żadne, najbardziej skrupulatnie przeprowadzone śledztwo nie jest w stanie również prawdy zawartej w tym stwierdzeniu zmienić.


Konsekwencją takiej decyzji byłoby niewątpliwie nie tylko przesuniecie o kilka godzin ceremonii w Katyniu, lecz również ciągnące się latami spory i podejrzenia o celowe wykorzystanie przez Rosjan niekorzystnych warunków klimatycznych do zakłócenia programu polskiej delegacji. Formułowanie takich zarzutów było by o tyle łatwiejsze, iż solidaryzujące się z nimi niedoszłe ofiary nie miały by pojęcia o nieuchronnym, alternatywnym, tragicznym losie, którego właśnie uniknęły.

Uroczystości w Katyniu nie zainicjowały by w tak powstałej sytuacji przyspieszonych starań o poszukiwanie dróg do pojednania obu narodów. Ale czy za szansę pojednania musieliśmy rzeczywiście zapłacić tak wysoką cenę? I to zapłacić z góry, jeszcze przed sformułowaniem dokładnych jego warunków.

Trzeci z tragicznych błędów został popełniony przez pilota samolotu. Jeden z najbardziej kompetentnych pilotów samolotów pasażerskich oświadczył w mediach, że polski kapitan mógł wykonując ostatni manewr poderwać jeszcze samolot do lotu i przeprowadzić go na lotnisko zapasowe, gdyby nie dokonał jednoczesnego skrętu w prawo, który spowodował zawadzenie skrzydłem o drzewo.

Byłbym jednak daleki od zakwalifikowana tego błędu jako zawinionego przez pilota. Wiemy dzisiaj z całą pewnością, że po opuszczeniu przez samolot mgły pozostało do podjęcia decyzji o poderwaniu maszyny zaledwie 4 sekundy. Choć polski pilot był zapewne na równi profesjonalnie kompetentny jak amerykański kapitan, który awaryjnie swego czasu posadził szczęśliwie w Nowym Jorku samolot rejsowy na rzece Hudson, to jednak nie miał dość szczęścia, by zdążyć wykonać do końca życiodajny manewr.

Może jednak nie należy oceniać katastrofy prezydenckiego samolotu według kryteriów nawigacyjnych. Może ta katastrofa zasługuje na odszyfrowanie jej aspektu mistycznego, jak zrobił to jeden ze słuchaczy, chyba Radia ZET. W rozmowie z redaktorem prowadzącym sformułował on swój pogląd następująco: „Powinniśmy przyjąć, że tak Pan Bóg chciał. A Pan Bóg wie najlepiej co jest dla Polski dobre. Wydarzyła się straszna katastrofa, ale należy potraktować ją ze zrozumieniem”.

Nie zarejestrowałem elektronicznie tej wymiany zdań. Myślę jednak, że zanotowany przeze mnie jej sens oddałem bez zniekształceń.

Ocena ta ma nieco pytyjski charakter, gdyż każda z praktycznie dwóch współzawodniczących o głos Polaka partii, mogła by interpretować tę przepowiednię na swoją korzyść. Aby się dowiedzieć, co „jest dla Polski naprawdę dobre” przyjdzie nam więc pewnie poczekać co najmniej do wyborów prezydenckich lub – dla uniknięcia jakichkolwiek złudzeń – do końca następnych kadencji, prezydenckiej czy nawet parlamentarnej.

Wypowiedzi na temat celowego udziału Pana Boga w tragedii smoleńskiej, których sens był podobny, można było odnotować więcej. Nie tylko medialnych lecz również zawartych w homiliach. Nie jeden raz pojawiło się przekonanie, że „Ofiara tych, co zginęli w katastrofie nie poszła na marne”. Czy należy je odczytać, że Polska więcej zyskała na tej katastrofie niż straciła?

Może więc rzeczywiście dajmy sobie spokój z poszukiwaniem racjonalnie wytłumaczalnych błędów, które i tak mogą - jak to często dotąd bywało – nie wejść do naszego almanachu doświadczeń i utonąć w zapomnieniu, zanim pojawi się kolejna okazja, by można było je wykorzystać. Tym bardziej, że analiza logistyki tej pielgrzymki mogła by wykazać niefrasobliwość tych, którzy właśnie w niej wzięli udział.

Puentą moich rozważań chciałbym uczynić pomysł pochówku na Wawelu.
Do majstersztyków politycznych trzeba zaliczyć samą koncepcję wystąpienia z taką propozycją w okresie ciszy wyborczej, jaką stanowił z natury rzeczy okres żałoby narodowej, bez narażenia się na zarzut upolitycznienia żałobnej atmosfery. Przyjęta w tej sprawie decyzja rozpoczęła przedwcześnie, i to mocnym akcentem, kampanię wyborczą.
Jednak ze względu na termin wystąpienie to było moralnie naganne. Jego autorzy zdawali sobie bowiem sprawę, że szanse Wawelu jako miejsca pochówku docelowego, zwłaszcza w oparciu o konsultacje z przedstawicielami narodu, były by co najmniej równie duże, gdyby to życzenie zostało zgłoszone w późniejszym czasie, już po pogrzebie.

Od początku nie byłem przeciwnikiem umieszczenia sarkofagu pary prezydenckiej na Wawelu. Tragedia, która w oczach wielu narodów uznana została za dramatyczne kuriozum cywilizacyjne, powinna być godnie upamiętniona, aby długo przetrwała w pamięci i to nie tylko Polaków. Takiej roli nie może jednak odegrać krypta prezydenta, ponieważ Lech Kaczyński nie zdążył w ciągu swego życia nagromadzić dostatecznej ilości zasług, aby mógł być na długo zapamiętany, nawet leżąc w nekropolii królów. Taką rolę może natomiast spełnić z powodzenie Krypta Smoleńska, ze zmarłym prezydentem jako symbolem, nie tylko eksponując na długo tragiczne wydarzenie lecz również przyczyniając się do wzmożonego odwiedzania Krakowa przez turystów z całego świata.

P. s. Najbardziej zaskakującym, wręcz sensacyjnym ewenementem społecznym, okazała się od początku żałoby narodowej powszechność i głębokość jej przeżywania, sięgająca często egzaltacji. Opozycja była zrazu zagubiona w obliczu tej nieoczekiwanej reakcji. Ale wkrótce jej heroldowie ogłosili zwycięstwo: „Oto naród polski zrozumiał, że jego opinia była dotąd zawłaszczona przez media rządowe a tragedia pozwoliła mu odkryć prawdę”. Zabrzmiały wezwania do podjęcia bezpardonowej walki o władzę.

A przecież lista ofiar katastrofy nie nasuwa żadnych wątpliwości, kto w Polsce jest mistrzem zawłaszczania. Liczba osób opcji niePISowskiej, które miały na zaproszenie organizatorów pielgrzymki prezydenckiej składać hołd zamordowanym w Katyniu, jest nie wiele większa niż liczba palców u jednej ręki.
Link do komentarza
Zgadzam się w 100% z Twoją analizą (i zazdroszczę talentu literackiego). Tak całkowicie szczerze, to ja idę dalej w myśleniu o "trzecim" błędzie. Uważam, że pilot działał pod silną presją psychiczną i nie jest ważne, czy były naciski bezpośrednie.

Przecież ten pilot był w kokpicie samolotu w sławetnym "bohaterskim" locie prezydenta do Gruzji. Wówczas jego kolega - dowódca załogi został zmasakrowany moralnie przez prezydenta i jego "kapciowych". Padły publicznie zarzuty tchórzostwa, które dla oficera są nie do zniesienia.

Byłem ponad dwadzieścia lat oficerem i wiem, że taka nagonka może doprowadzić honorowego oficera do strzału w łeb. Ten chłopak za sterami samolotu lecącego do Smoleńska działał pod niewyobrażalną presją psychiczną, nawet jeśli tym razem zwierzchnik sił zbrojnych nie wydawał mu rozkazów.

On wiedział, że zostanie zmasakrowany, jeśli nie wyląduje w Smoleńsku, bo przecież godzinę wcześniej wylądował "jak". Podobnie jak dwa lata temu powoływano się na możliwość lądowania w Tbilisi, bo przecież pół godziny wcześniej wylądował Sarkozy, tylko zapomniano dodać "drobnego" szczegółu, że Sarkozy leciał z Moskwy w asyście rosyjskich myśliwców.
Link do komentarza
  • 2 tygodnie temu...


stawiam na skromne doswiadczenie kapitana - pilota /oprócz presji psychicznej aby lądować "za wszelka cene" /

" ..Trzydziestokilkuletni dowódcy Tu-154 i ledwie dwóch drugich pilotów. To elitarny pułk do wożenia samolotami najważniejszych osób w państwie - zauważa "Rzeczpospolita".Według gazety, w fatalną pogodę na kiepsko wyposażone lotnisko w Smoleńsku posłano załogę, która drugi raz w życiu wylatywała w tym składzie i nie miała odpowiedniego doświadczenia. "

" ... W mediach załogę feralnego lotu okrzyknięto elitą polskiego lotnictwa. Zdaniem "Rz", prawda jest taka, że byli to młodzi, utalentowani żołnierze, ale ich doświadczenie nie rzuca na kolana.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Zal...mosc_prasa.html

Link do komentarza



Dowódca lotu Arkadiusz Protasiuk egzaminy na pierwszego pilota Tu -154 zdał niecałe dwa lata temu. Jako kapitan "tutki" wylatał jedynie 445 godzin. Drugi pilot Robert Grzywna miał jeszcze mniejszy staż – w prawym fotelu Tu spędził 194 godziny. Technik Andrzej Michalak – 330 godzin. Nawigator Artur Ziętek – 60 godzin "nalotu" na Tu. To właśnie on – 32-letni porucznik – odpowiadał za korespondencję samolotu z wieżą. Dowódca 36. pułku, w którym służyli lotnicy, przyznaje, że żaden z czwórki podwładnych nie miał certyfikatu na prowadzenie rozmów z kontrolerami po rosyjsku. Jak wyglądało zgranie załogi?
W tym składzie wylecieli tylko raz – z pomocą humanitarną dla Haiti. Nie trenowali w Moskwie na symulatorach ekstremalnych sytuacji, bo od dwóch lat w pułku nikt tego nie robi ...

za Rzeczpospolitą
Link do komentarza
Cytat

Dowódca lotu Arkadiusz Protasiuk egzaminy na pierwszego pilota Tu -154 zdał niecałe dwa lata temu. Jako kapitan "tutki" wylatał jedynie 445 godzin. Drugi pilot Robert Grzywna miał jeszcze mniejszy staż – w prawym fotelu Tu spędził 194 godziny. Technik Andrzej Michalak – 330 godzin. Nawigator Artur Ziętek – 60 godzin "nalotu" na Tu. To właśnie on – 32-letni porucznik – odpowiadał za korespondencję samolotu z wieżą. Dowódca 36. pułku, w którym służyli lotnicy, przyznaje, że żaden z czwórki podwładnych nie miał certyfikatu na prowadzenie rozmów z kontrolerami po rosyjsku. Jak wyglądało zgranie załogi?
W tym składzie wylecieli tylko raz – z pomocą humanitarną dla Haiti. Nie trenowali w Moskwie na symulatorach ekstremalnych sytuacji, bo od dwóch lat w pułku nikt tego nie robi ...

za Rzeczpospolitą


Rzeczpospolita czasami ma zaburzony obraz rzeczywistości icon_sad.gif
Link do komentarza
  • 2 tygodnie temu...
Cytat

No, są stenogramy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Sfałszowane...


No i troszkę info z serwisu21 z którego dostajemy informacje

PODMIANY DOKUMENTÓW WS. KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
Gdy 10 kwietnia rozbił się samolot prezydencki pod Smoleńskiem, można było oczekiwać, iż polski władze dołożą starań i z pełną powagą spróbują wyjaśnić przyczyny i okoliczności tej tragedii. Wszak zginęło 96 osób, w tym prezydent i najwyższe dowództwo. Niestety, zamiast tego mamy kabaret, cyrk w wykonaniu strony rosyjskiej, oficjalnych mediów i polskich władz.

BRAK JEDNEGO PODPISU
Ostatnim akapitem tego cyrku stanowiło ujawnienie zapisów z rejestratora dźwięku MARS-BM, czyli jednej z czarnych skrzynek. Szumnie ogłoszono przekazanie kopii i stenogramu, a następnego dnia opublikowano stosowny dokument o nazwie „Transkrypcja rozmów załogi samolotu TU-154M nr 101, który uległ katastrofie w dniu 10 kwietnia 2010 roku w czasie podejścia do lądowania na lotnisku Smoleńsk północny”. Otóż pod opublikowanym stenogramem wymienionych jest sześć osób sporządzających: eksperci – Bartosz Stroiński, Sławomir Michalak i Waldemar Targalski oraz troje Rosjan. Znajduje się tam jednak tylko pięć odręcznych podpisów. Brak podpisu ppłk Bartosza Stroińskiego, który ujawnił w TVN-24, że podpisywał dokument zawierający stenogram z rozmów, a został opublikowany inny dokument (zob. http://wing2009.salon24.pl/189212,podpisal...lk-b-stroinski )://http://wing2009.salon24.pl/189212,p...k-b-stroinski ). Także brak poświadczenia treści stenogramów parafkami na każdej stronie, dzięki czemu nikt nie bierze odpowiedzialności za całość dokumentu i możliwa jest w przyszłości podmiana niektórych stron. A zatem wciąż nie wiemy czy dokument publikowany i stenogram podpisany przez ppłk Stroińskiego zawierają identyczną treść? Nie wiemy, dlaczego przekazano inny dokument specjalnie sporządzony, a nie podpisany stenogram oraz czy strony stenogramu nie zostały podmienione?

PODMIANA PLIKU Z DOKUMENTEM
Dodajmy, iż przekazany dokument nosi zapis: wersja 1 i egzemplarz 1 (po rosyjsku). Data dokumentu to 2 maja 2010 roku godzina 15.08. Skoro była to wersja pierwsza, to jaki dokument podpisał ppłk Stroiński: wersję wcześniejszą od pierwszej czy późniejszą? Jeżeli była to wersja późniejsza, dlaczego przekazuje się i ujawnia wersję pierwszą? Rosyjska komisja już teraz twierdzi, że nie gwarantuje zgodności ujawnionego materiału z faktami. Dodam, że dzięki brakowi podpisu elektronicznego możliwa jest też podmiana całego pliku, co więcej - stała się już ona faktem. Z witryny MSWiA ściągnąłem w dwóch różnych dniach dwie różne wersje pliku, i choć na pierwszy rzut oka nie różnią się treścią, to sama praktyka i lekkość podejścia urzędników do tego dokumentu niepokoi. Dla zainteresowanych szczegóły obu plików.
1. Utworzony "Wt, 1 VI 2010, 08:54:07", zmodyfikowany "Wt, 1 VI 2010, 11:36:05" rozmiar 1763429, suma MD5 21282b26f131d896e6810add49a6019f.
2. Utworzony "Wt, 1 VI 2010, 08:54:07", zmodyfikowany "Śr, 2 VI 2010, 10:41:46", rozmiar 1772524, suma MD5 840bb2bb15e4168ed6609b3b31f35a87
http://oprzecinek.salon24.pl/190588,mars-b...molot-drobiazgi

WĄTPLIWOŚCI WS. SPOSOBU ODCZYTYWANIA
Także same zapisy Transkrypcji budzą wątpliwości. Blisko 1/4 zapisów oznaczono jako niezrozumiałe, a osoby wskazano jako niezidentyfikowane. Niby szum, ale czy rzeczywiście nie dało się wyeliminować szum nagrań, czy też nie próbowano? Nie koniec to dziwnych zdarzeń. O godz. 10:30.55 kapitan zwrócił się z tekstem „A co z nami Basiu”. Odpowiedź o 10:30.58 wpisano jako niezrozumiałą, a osobę ją wygłaszającą – jako niezidentyfikowaną, chociaż wystarczyło zajrzeć do listy członków załogi by wiedzieć, że chodziło o stewardessę Barbarę Maciejczyk. Jednak w przypadku dyrektora Kazany, wystarczyło samo sformułowanie kapitana o 10:26.18 „panie dyrektorze”, by dokonać identyfikacji osoby wypowiadającej. Dlaczego zatem jednym razem stosuje się metodę dedukcji, a innym razem tej metody nie zastosowano?

FAŁSZOWANE PROTOKOŁY
Generalnie sposób udokumentowania okoliczności katastrofy w dochodzeniu budzi wątpliwości i to nie tylko w Transkrypcji. Każdy dokument podlega stosownej obróbce i manipulacji. Kontrolerzy na lotnisku w Smoleńsku chcieli zniechęcić załogę prezydenckiego Tu-154M do lądowania. Dlatego podali jej zaniżone dane o widoczności – wynika z zeznań pracowników lotniska, do których dotarły „Wiadomości” TVP1. Zeznań, w których jest sporo nieścisłości … Starszy kierownik Paweł Pliusnin zeznał milicjantom, że podał załodze nieprawdziwe dane o widoczności na lotnisku. Mówił o 400 m, gdy wynosiła ona jeszcze 800 m … Z przesłuchań kontrolerów Rosjanie sporządzili po dwa protokoły. Drugi przesłuchiwany kontroler – Wiktor Ryżenko – przyznał, że poza nim i Pliusninem, na wieży była jeszcze trzecia osoba o nazwisku Krasnokutskij. Jak powiedział milicjantom Ryżenko, nie wykonywał on jednak żadnych czynności. Do tej pory nie został przesłuchany. Zeznania Ryżenki zaskakują jeszcze w innym fragmencie: „Samopoczucie moje w dniu 10 kwietnia 2010 r. było dobre. Ok. godz. 7 tego dnia ja i Pliusnin odbyliśmy badanie lekarskie w punkcie zdrowia Jednostki Wojskowej 06755, w wyniku którego stwierdzono, że jestem zdrowy”. W tym miejscu protokołu pojawia się dziwna rzecz. Dodane jest słowo „nie", słowa o wynikach badań zostają przekreślone, a po nich kontroler dopowiada: ponieważ w punkcie zdrowia nikogo nie było, ale – jak już powiedziałem – moje samopoczucie było dobre i nic nie stało na przeszkodzie, abym mógł wykonywać swoje obowiązki służbowe”. http://www.tvp.info/informacje/swiat/kontr...cznosci/1888136

ŹLE NAPROWADZONO SAMOLOT
Na 25 sekund przed katastrofą Tupolewa wieża w Smoleńsku nie powinna była podawać komunikatu "2 na kursie i ścieżce". Podano samolotowi prezydenckiemu nieprawidłowe informacje i komunikaty. Nieświadoma tego załoga była pewna, iż jest na właściwej ścieżce i że zaraz wyląduje. Dlaczego kontroler źle prowadził Tu-154M? Czy nastąpiła awaria radaru, czy byli pijani czy też celowo spowodowano katastrofę, by wyeliminować prezydenta Kaczyńskiego i polską wyższą generalicję? Zdumiewa jedno - przez blisko 2 miesiące polski rząd pozwolił stronie rosyjskiej na prowadzenie dochodzenia, manipulowania informacjami w celu obciążenia pilotów prezydenckiego samolotu. Dziś prawda powoli wychodzi na jaw, ale odpowiedzialność za cały ten kabaret dochodzenia ponosi m.in. rząd Donalda Tuska, który z obawy przed prawdą lub z powodu własnej nieudolności doprowadził do obecnej kompromitacji.
Link do komentarza
Cytat

Sfałszowane...


Dziś prawda powoli wychodzi na jaw, ale odpowiedzialność za cały ten kabaret dochodzenia ponosi m.in. rząd Donalda Tuska, który z obawy przed prawdą lub z powodu własnej nieudolności doprowadził do obecnej kompromitacji.



I na dodatek Tusk wywołał powódź, aby ludzie przestali sie interesować samolotem. (zapomniałem wcześniej Tusk odpalił wulkan...)
Link do komentarza
Powiedzcie, Ci ktorzy narzekaja, jakiej prawdy sie nie dowiemy?
Moze podajcie swoje oczekiwania a ktos was zadowoli i udzieli satysfakcjonujacej odpowiedzi icon_smile.gif

W Toruniu oczekiwania pewnej grupy ludzi spelnia ojciec "derechtor" -niewazne ze cos niezgodne z prawda, ale zadowala jakas grupe i to mu wystarcza.

Chcecie tak samo byc potraktowani, jak owieczki na rzez ktore sa oszukiwane bo "wladza" wie lepiej co jest dla nas dobre i to nam pokazuje.
Ja wole taka lub inna informacje, ale zgodna z prawda i przedstawiona w miare naturalnym swietle a nie naciagana na potrzeby mas.
Nie wiadomo jeszcze wielu rzeczy -no coz, przynajmniej jest jasnosc a nie sciemnianie jak przy powodzi -gdybym byl premierem to bym to i tamto zrobil lepiej, dal wiecej etc..., szkoda, ze byl premierem i nic nie zrobil.

Pzdr.
Link do komentarza
Ciekawostka przeczytana w ostatniej Angorze (nr 25 str 6)
Lista obecnosc L. Kaczynskiego w Katyniu:
10.04.2006 - nieobecny
17.09.2006 - nieobecny
10.04.2007 - nieobecny
17.09.2007 - obecny (wybory do sejmu)
10.04.2008 - nieobecny
17.09.2008 - nieobecny
10.04.2009 - nieobecny
17.09.2009 - nieobecny
10.04.2010 - obecny (? wybory prezydenckie i samorzadowe)
Nie sprawdzalem czy to prawda ale przypuszczam, ze tak.
Link do komentarza
Cytat

Ciekawostka przeczytana w ostatniej Angorze (nr 25 str 6)
Lista obecnosc L. Kaczynskiego w Katyniu:
10.04.2006 - nieobecny
17.09.2006 - nieobecny
10.04.2007 - nieobecny
17.09.2007 - obecny (wybory do sejmu)
10.04.2008 - nieobecny
17.09.2008 - nieobecny
10.04.2009 - nieobecny
17.09.2009 - nieobecny
10.04.2010 - obecny (? wybory prezydenckie i samorzadowe)
Nie sprawdzalem czy to prawda ale przypuszczam, ze tak.


Dla równowagi proponuję także podać ile razy w Katyniu byli Donald Tusk, Bronisław Komorowski, itp.
Link do komentarza
Cytat

Dla równowagi proponuję także podać ile razy w Katyniu byli Donald Tusk, Bronisław Komorowski, itp.


A dlaczego??? Przecież ani Tusk, ani Komorowski nie "machali sztandarem" walki o pamięć o ofiarach Katynia...
Po prostu byli przy jakichś okazjach, w których wypadało być, czcili pamięć pomordowanych i już...
Link do komentarza
Cytat

Zarówno Tusk, jak Komorowski są z wykształcenia historykami.
Ich polityka jest więc siłą rzeczy "historyczna".
Z tego co udało mi się znaleźć, Tusk w Katyniu był tylko jeden raz 7 kwietnia 2010 r..



I słusznie. Premier w naszym kraju jest od roboty, a nie od duszeszczypatielnych imprez. Pojechał, bo był zaproszony, więc był w tym naszego kraju interes.
Inaczej prezydent. On jest od przecinania wstęg i robienia dobrego wrażenia. I ma robić to dobre wrażenie. Więc najważniejsze, żeby nie warczał i nie wyglądał jak zmokła kura, wyjęta z psiego pyska.

Zresztą, tu jest bardzo celne podsumowanie zachowania PiS, którego strategię wyznacza przecież kandydat Jarosław:
Cytat

Wybór prezesa NBP jest zresztą dobrym przykładem realizacji testamentu nieżyjącego prezydenta, stosowania owego „nie, bo nie” dla uzasadnienia wielu odmownych decyzji. Wiadomo przecież, że nawet gdyby Kaczyński wybory wygrał, mógłby tylko spowodować impas i przedłużyć stan tymczasowości w banku centralnym, gdyż wyboru musi dokonać Sejm, w którym PiS większości nie ma. Nie ma więc nawet możliwości usadzenia w tym miejscu swojego człowieka, może tylko hamować. I właśnie PiS pokazało, że nie współpraca, ale hamowanie było i jest praktyką tego ugrupowania.


Link do komentarza
Cytat

I słusznie. Premier w naszym kraju jest od roboty, a nie od duszeszczypatielnych imprez. Pojechał, bo był zaproszony, więc był w tym naszego kraju interes.
Inaczej prezydent. On jest od przecinania wstęg i robienia dobrego wrażenia. I ma robić to dobre wrażenie. Więc najważniejsze, żeby nie warczał i nie wyglądał jak zmokła kura, wyjęta z psiego pyska.


Zarówno Tusk, jak i Komorowski przez ostatnich 20 lat pełnili wiele różnych funkcji politycznych.
Żadna z nich nie pozwalała im na złożenie hołdu żołnierzom pomordowanym w Katyniu?
Link do komentarza
Cytat

Zarówno Tusk, jak i Komorowski przez ostatnich 20 lat pełnili wiele różnych funkcji politycznych.
Żadna z nich nie pozwalała im na złożenie hołdu żołnierzom pomordowanym w Katyniu?


Żołnierzom poległym w Katyniu należy się hołd i szacunek!! Ale nie populistyczne zabiegi Kaczyńskich i wywoływanie zbiorowego histeryczno-historycznego pierdolca!!
Link do komentarza
Cytat

Zarówno Tusk, jak i Komorowski przez ostatnich 20 lat pełnili wiele różnych funkcji politycznych.
Żadna z nich nie pozwalała im na złożenie hołdu żołnierzom pomordowanym w Katyniu?



Wydaje mi się, że żądasz od ludzi deklaracji. Deklaracji robienia czegoś pod publiczkę. Czyli w świetle kamer i w obecności dziesiątków dziennikarzy.
A ja zapytam: czy to obowiązkowe? Przecież to jak modlitwa: Bóg słyszy, nieważne czy na środku rynku, czy w ciszy pustelni.
Wszystkim, którzy robią publiczne i głośne pielgrzymki do Częstochowy serdecznie współczuję. Oraz tym, którzy tego od innych żądają. Bóg z Wami!!!
Link do komentarza

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.

Zaloguj się

×
×
  • Utwórz nowe...