Witam wszystkie Neptunki i Neptunianki! Widzę, że poziom wypowiedzi rozbujany nie tylko merytorycznie, ale także emocjonalnie! Cieszę się, że bronicie swego, Neptunki Drogie, to bardzo zdrowy objaw... chociaż wypraszam sobie te osobiste wycieczki i impertynencje. Adwersarzy należy szanować i ja też Wam teraz nie nawrzucam, choć powinniem... Po pierwsze to chciałem prosić o ponowne przeczytanie nagłówka mojej wypowiedzi. Zdradza on na samym wstępie mój dystans do wypowiedzi, którą ośmieliłem się zacytować. Znalazłem tę opinię gdzieś w necie i byłem ciekawy Waszych (tj. bezpośrednio w Neptuna uwikłanych) reakcji-odpowiedzi. Autor-anonim biegle posługiwał się ironią i myślę, że pewnych ubarwień nie należy brać na serio (papiloty byłu tu synonimem intymnej prywatności, nie zaś mieszczańskiego stylu wyżej wymienionego...) Po drugie z częścią Waszych opini się zgadzam. Prysznic na parterze nie jest konieczny, ale ma to sens jak się wymęczy gości np przy wspólnej siatkówce, mogą się odświeżyć bez włażenia na piętra. Ale nie uważam tego rozwiązania jak już wspomniałem za obligatoryjne. Co to piętra nie mam zamiaru powiększać korytarza, ani budować wodotrysku w sypialni, chociaż szum wody koi moje zmysły i ułatwia odpoczynek. Odnośnie robienia ogórków, owszem zdarzyło mi się zrobić, a całkiem serio znam kilka osób, które bez spiżarni sobie nie radzą. Mieszczą tam większe garki i miski, hurtowe ilości soków, makaronu (chyba, że ktoś ma Żabkę pod domem to może wyrzucić nawet lodówkę), wielkie paczki karmy dla psa i kota, środki czystości, mopy i miotły, lodówkę dodatkową, puszki, świeczki, zapasy wina, słodycze, tony płaków śniadaniowych itd. itp. Oczywiście można to wszystko (no może z wyjątkiem mioteł) upchać po szafkach, ale wtedy jest bardak, ciasno i trzeba więcje szafek. Tak więc znów przyznam, że bez spiżarni żyć można, nawet całkiem szczęśliwie, ale będę jej bronił jak niepodległości, bo nie jest to żaden luksus, tudzież zbytek snobistyczny, ale niezwykle praktyczne pomieszczenie. Do tego można zamknąc w nim niesforne dziecko sąsiada, bądź w wyjątkowych wypadkach nawet własne (żart he he he). Szafek pod oknem nie stawiają wszyscy, jak twierdzi moja szacowna przedmówczyni, ale tylko Ci, którzy nie mają miejsca, żeby je postawić gdzie indziej. Chyba, że okno traktujemy jako świetlik, a nie ogląd świata. A umyć okna klecząc na szafce rzeczywiście można... Co do kolejnego zarzutu oświadczam, że: nie wiem jak to jest wyjść na taras po cudownym seksie z mężem, bo takowego nie posiadam, jest to bowiem sprzeczne z moim światopoglądem i poczuciem estetyki. Poza tym grozi to wychłodzeniem rozpalonej powłoki cielesnej i katar gotowy! Nie namawiam także ludzi mieszkających w bloku bez wiatrołapu do wieszania się. Wręcz przeciwnie - małe lokum mały kłopot. Ale jak już się buduje dom to po co dziadować? A propos wiatrołapu to jest on w naszym klimacie niezbędny i nie powinien być obiektem drwin i docinek. Nie jest wskazana obecność w salonie zawieii śnieżnej w przedwiośniu bądź chmury kurzu w upalne lato, że o polskim błocie w złotą jesień nie wspomnę. To tyle. Dziękuję w imieniu autora-anonima za pozdrowienia od jaszczurki. A co do Darko to nie skomentuję. Nadmienię tylko, że takową nieokrzesaną w swej bezradności agresją reagują właśnie śmieszni chłopcy. Życzę "kibla" bez schodów i prysznica. Mało tu było merytorycznej krytyki, a jeszcze mniej kontretnych rozwiązań i zarzutów, więcej zaś "hahaha". Tłumaczenie, że "da się z tym żyć" brzmi jak kwilenie zamkniętego w klatce słowika po amputacji skrzydełek, a nie okrzyk człowieka spełniającego swoje marzenia... Pozdrawiam Dezajner