Doświadczenia z mojej budowy zmusiły mnie do myślenia w sprawie doprowadzenia robót ziemnych do takiego stanu, aby nie było konieczne wywożenie i przywożenie ziemi z wykopu do końcowej niwelacji terenu. Z zawodu jestem projektantem drogowym i na co dzień spotykam się z optymalizacją robót ziemnych, zacząłem się zastanawiać, czy nie przenieść tego na nomen omen grunt inwestycji prywatnych. U mnie problem pojawił się na etapie projektowania posadowienia. Posiadam działkę ze spadkiem +-10%, zatem poziom posadowienia, a dokładniej poziom terenu projektowanego stanowił wyzwanie dla architekta i co tu ukrywać średnio się z niego wywiązał. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Bazując na doświadczeniach z inżynierii drogowej przy wsparciu dedykowanych oprogramowań uporałem się ze swoją działką. Skorygowałem posadowienie, zaprojektowałem zjazd i dojazd do garażu, idealnie na spadku 6% do drogi, zaprojektowałem drenaż terenu, i co najważniejsze zoptymalizowałem ilość mas ziemnych projektowo do około zera. W pierwotnym projekcie architekta miałbym do wywiezienia min. 75m3 ziemi, zakładając stawkę 40zł/m3 to 3000 zł niepotrzebnej straty pieniędzy. Zastanawia mnie jak te sprawy wyglądają u was?