Kupując działkę liczyłam się z tym, że trzeba będzie pociągnąć wodę ok. 70 m do naszej działki, ale nie liczyłam się z tym, że gmina będzie usiłowała moim kosztem rozbudowywać sieć wodociągową Budujemy pierwszy dom w kompleksie 6 działek (na pozostałych na razie nic się nie dzieje), które dzieli droga gminna. Warunki przyłącza wyglądały obiecująca ;) - rura średnicy 40. Zrobiliśmy projekt i czekaliśmy na zatwierdzenie, ale dostaliśmy telefon z gminy z prośbą, żeby zrobić od razu rurę o średnicy 100 plus kilka innych elementów, żeby w późniejszym czasie można podłączyć do sieci również domy, które ewentualnie powstaną na pozostałych działkach. Oczywiście za prace i materiały dodatkowe gmina miała zwrócić różnicę w kosztach. Przezornie stwierdziłam,że najpierw wycena, później jej akceptacja przez gminę, później umowa, a później dopiero zaczniemy cokolwiek robić w tym temacie. I całe szczęście. Przedstawiliśmy gminie wycenę obu wariantów "przyłącza", różnica w kosztach robocizny i materiałów wyniosiła ok. 6 tys i zaczęły się schody, bo usłyszeliśmy, że owszem mogą oddać pieniądze, ale tylko 2 tys. W tym momencie przestałam się użerać z dyrektorem KZB i wypociłam dwustronicowe pismo do wójta, w którym przedstawiłam sytuację, dodałam trochę górnolotnego bełkotu, wyciągnęłam kilka szumnych haseł z planu rozwoju gminy i dołaczyłam interpelację do ministra spraw wewnętrzynych oraz jego odpowiedź co należy rozumieć pod hasłem "przyłacze" i czekałam na reakcję. Dość szybko do nas się odezwali i poprosili o spotkanie. Ponoć po zwołaniu zebrania miłościwie panujących w gminie w naszej sprawie doszli do wniosku, że ten kierunek rozwoju gminy nie jest perspektywiczny, nie przewidują tam wielkiego osadnictwa ;) i możemy sobie budować przyłącze o średnicy 40