Decyzję o budowie domu podjęliśmy juz dawno. Jednak dopiero w marcu ubiegłego roku nadarzyła się okazja zakupu atrakcyjnej działki. Konieczny był kredyt. Wybraliśmy ofertę banku, który zgodził się kredytować 100% inwestycji (łacznie z zakupem działki).
Po pozytywnej, wstępnej weryfikacji ze strony banku przystąpiliśmy do załatwiania wszelkich formalności i gromadzenia niezbędnych dokumentów i zaświadczeń. Po kilku tygodniach złożyliśmy wniosek kredytowy. Bank ponownie dokonał weryfikacji i wszystko było w porządku. Zapewniono nas, iż kredyt otrzymamy, o czym zostaniemy poinformowani najpóźniej w ciągu siedmiu dni. Minął pierwszy tydzień i nic, minął kolejny i dalej żdnych konkretów. Mieliśmy nieodparte wrażenie, że nasz doradca zaczyna nas zwodzić. A to, żze zmieniuła się siedziba centrali, a to że zaginęły dokumenty itd. Mieliśmy jednak być spokojni, kredyt otrzymamy, jest to kwestią czasu. Po kolejnych 2 tygodniach otrzymaliśmy negatywną odpowiedź, której doradca nie chciał, nie mógł lub nie potrafił uargumentować.
Dlaczego o tym piszę?
Nam udało się wyrzucić w błoto 3 tysiące zł. Jeszcze na etapie przygotowań. Były to koszty projektu, operat szacunkowy i mapki. Dodam, że projekt robiony był na zamówienie pod konkretną działkę.
W międzyczasie zniecierpliwiony właściciel sprzedał działkę innemu inwestrowi.
Odrobinę mądrzejsi niebawem robimy drugie podejście...