Drzewo, ktore padlo na ogrodzenie troche mnie niepokoilo, bo przy silnych wiatrach moglo je uszkodzic. Mieli tacy jedni przyjsc i je usunac. Mieli. Umiesz liczyc...
Bylo tak:
Etap pierwszy: obciac galezie, zeby glowny badyl byl lzejszy. Mala praktyke juz mam, do dwoch glownych narzedzi dodalam tylko drabine
Robilo sie coraz jasniej. Odciete galezie ladowaly za ogrodzeniem
Ostateczny rezultat
Cel - podwazac go jakims klinem i stopniowo przesuwac wzdluz ogrodzenia, az spadnie z drugiej strony. Najpierw musial spoczac na murze, zeby mozna bylo w ogole dzialac
W koncu udalo sie
Udalo mi sie przesunac go o ok. 1 cm i na tym koniec - nijak nie dalam rady pchnac dalej. I dopiero wtedy przyjrzalam sie dokladnie tej klodzie, po drugiej stronie ogrodzenia
To drzewo nie jest calkowicie odlamane, ono jeszcze trzyma sie swojego pnia. Ewentualnie jakis ciagnik, albo inny ciezki pojazd bylby w stanie go ruszyc. Oj glupia ja, glupia. Jedyna korzysc z mojej pracy, to nadzieja, ze jak bedzie silnie wialo, to bez oporu stawianego przez galezie po mojej stronie, wiatr nie bedzie mocno nim szarpac. A teraz wystarczy przeciac go w jednym miejscu i bedzie po problemie. Musze znalezc kogos z pila wieksza od mojej...
A teraz, na tle nieba wyglada calkiem niezle...