Jakoś nie rozumiem tej kategoryczności stwierdzenia "NIE dla gazu".
Nie żebym się mądrował, ale jako zwykły użytkownik kociołka gazowego o modulacji 1,9-12 kW Immergas, w domu parterowym o powierzchni ogrzewanej coś koło 186 m2, nieoszczędzający na kosztach (mający system "sterowania pogodowego" i ustawioną temperaturę w domu na 23 st. C), z bojlerem cwu 160 l, 4-osobową rodziną, w której każdy zażywa codziennej kąpieli - nie narzekam na jakieś szarpanie kociołkiem, czy na wysokie koszty.
Wprawdzie mieszkam od 1,5 roku i rozpocząłem dopiero drugi sezon grzewczy, ale - jak na razie - kociołek pracuje bez zarzutów, ma 60 m-cy gwarancji, całość z przyłączem wewnętrznym kosztowała mnie nieco ponad 15 tys. zł. Ogrzewanie wodne, niskotemperaturowe. Obsługa wygodna na tyle, że jedyne co pamiętam, to wiosną przełączyć obrazek na "parasol", a zimą na "bałwana".
Kociołek pracuje niemal cały czas na minimum, a ze snu wyrywany jest jedynie rozbiorem ciepłej wody, kiedy to zaczyna rozpalać kolejne palniki (że tak to nazwę).
Za cały rok CO i CWU zapłaciłem 2860 zł, a podliczenia dokonałem nie z powodu przeliczania złotówek w portfelu, a z ciekawości, jak to się będzie miało do OZC. Z wyliczeń tego drugiego, przy ustawionej temperaturze 21 st. C, miałem się mieścić w 2500 zł/rok. Wyszło więc lepiej niż planowałem i to w pierwszym roku grzania.
W czasie budowy i zakupu kociołka gazowego założyłem sobie, że jeśli kociołek będzie już starym łupem, to pewnie pompy ciepła będą już tanie, jak stare fiaty, więc dopiero wtedy zastanowię się nad ich wyższością nad o. gazowym.
Nie wiem więc o co chodzi z tym "NIE dla gazu". O to, że być może płaciłbym rocznie kilka stów mniej?