Kłaniam ponownie. 2 czerwca 2013 roku pochwaliłem się na tym forum swoim projektem altany: Ponieważ w 2013 roku nie udało mi się zorganizować odpowiedniego drewna (nie wyschłoby na czas, by w trakcie urlopu zbudować altanę), przełożyłem prace na rok 2014. I bardzo dobrze się stało, bo dostałem w odpowiednim momencie całą stertę klocków do dalszej zabawy: Drewno modrzewiowe, podsuszane, pięknie oheblowane. Koszt konstrukcji bez podłogi: 5386zł. Do tego niecałe 2000zł za deski tarasowe, również z modrzewia, z tego samego zakładu (polskiedrewno.pl - polecam z całego serca!). No i gdy moje dziewczyny się smacznie hamakowały: Ja przystąpiłem do dzieła. Wywierciłem wiertnicą metrowe dołki, które zalałem betonem i zazbroiłem wpuszczając w pionie 8mm pręty (takie miałem). Na wierzchu każdego słupka zatopiłem podstawy do słupów - odpowiednio wypoziomowałem wszystko i ogarnąłem teren, aby woda nie miała szansy stać w okolicy. W jednym z etapów wyglądało to tak: Potem przyszła pora na konstruowanie. Słupy stawiane były po kolei. So słupów montowałem poprzeczki, skręcając je dwugwintami i nakrętkami chowanymi w odpowiednim nawierceniu w poprzeczce - coś w rodzaju takiego złącza meblowego, ale w odpowiedniej skali i wytrzymałości: Konstrukcja stawała w znośnym tempie, po dwie pary na dzień: Szybko przyszło też wiązanie górne: Robiłem wszystko, aby nie było widać żadnych elementów łączących. Jednocześnie nie miałem tyle umiejętności i cierpliwości (mam ADHD ;) ), żeby zrobić eleganckie wręby i czopy, ale też nie pozwoliłem sobie na totalne ignorowanie fizyki - musiałem jakoś to wszystko poklinować, żeby się nie rozjechało i poskręcało: Zrobiłem w każdym elemencie podcięcie na 1/3 grubości. I nakładałem je na siebie. Potem od góry wszystko skręciłem 12-calowym grubym wkrętem z potężną podkładką. Całość jest stabilna jak skała (no dobra, drgania jakieś są, jak się mocno szarpie, ale rozbujać się nie daje!). DACH. To było wyzwanie. Nie chcieliśmy pełnego dachu, by nie robić ciemnicy w środku. Jednocześnie coś musiało być nad głową i jakiś cień tworzyć. Zrobiłem więc drewniane krokwie, z calowych desek, odpowiednio przyciętych, aby było wzajemne klinowanie z kamienicą i murłatą. W każdej desce, 1 cal od góry jest po obu stronach wyfrezowany rowek na wsunięcie pasów przyciemnianego poliwęglanu. Kąt dachu i względne spasowanie drewna i płyt powoduje, że dach jest pięknie szczelny i żaden deszcz ani śnieg mu nie straszny. Przy kalenicy zostawiłem 2-centymetrowe szczeliny na wentylację, a do kalenicy od góry przymocowałem poliwęglanowy okapnik, aby chronił wentylację przed deszczem. Nie mam niestety detali dachu, ale jak przyjdzie wiosna, mogę podrzucić na życzenie co i jak. Konstrukcja dachu zajęła mi 2 tygodnie... Tyle sztuk do samodzielnego wycięcia domowymi narzędziami i to frezowanie rowków. To było coś... Potem poszedł w ruch pędzel. No, marko Vidaron... Miej się na baczności. Poświęciłem się i pomalowałem 3 razy. Tak jak w karcie gwarancyjnej: trzy razy! Bezbarwny i dwa razy kolor! Jak w ciągu 6 lat będę się musiał znowu tak poświęcić, to spotykamy się w sądzie! Bo sam zwrot kasy za impregnat to mam gdzieś. To ile mnie to kosztowało kilometrów po drabinie, jest warte więcej niż te 400zl... Mówię serio: w sądzie! Swoją drogą kolor na zdjęciu wyszedł koszmarny - w oryginale jest coś w okolicach koloru miodowego. I podczas, gdy moje dziewczyny dalej się hamakowały: ... nadeszła pora na podłogę. Zamontowałem kontrlegary, legary. Wszystko z delikatnym spadem w jedną stronę, aby ewentualna woda spływała. Na to deski tarasowe, znowu malowanie 3 razy... Nie mam niestety zdjęć z tego etapu - za bardzo się zaangażowałem i pozapominałem. Ale powiem Wam jedno: zrobiłem to. Warto było się poświęcić. Altana stanęła. Skończył się urlop no i minęło lato. Nie było już czasu i potrzeby na wyposażenie. Jedyne co mi zostało, to zlecić uszycie zimowego wdzianka dla altany, żeby śnieg jej nie zasypywał i żeby było gdzie schować meble ogrodowe. Koszulkę na wymiar uszyliśmy z folii zbrojonej siatką z włókna szklanego. Mnogość oczek i sznurki pozwoliły wszystko ślicznie upiąć i zabezpieczyć altanę przed śniegiem: Dopiero następnego roku doczekaliśmy się w środku mebli, oświetlenia i ozdób. Ale warto było. Dzieło się skończyło i od teraz każde lato możemy spędzać w takim oto ogrodowym pokoju: Na powyższym zdjęciu na froncie brakuje jeszcze pierwszego stopnia, którym stała się wielka bela modrzewiowa obsypana korą. A potem zamieniłem sznurki, na których zawisły zasłony na porządne karnisze. A wieczorem: Jak widzicie, marzenia się spełniają. Czasem trzeba poczekać, czasem trzeba popłakać. Ale jak już się zrobi, to jest się bohaterem swojego domu ... albo swojej altanki. A szczęście żony bezkresne! Pozdrawiam kolorowo i czekam na lato, by znów cieszyć się ciepłym wieczorem w altanie. A powyższy opis, niech będzie motywacją dla tych, co dopiero planują lub na planach się zatrzymali.