Jak na mojego (nomen omen) nosa, to może być właśnie taka sytuacja, jak podejrzewasz. Trochę by pomogło więcej danych o samej oczyszczalni, ale możliwy jest taki scenariusz: Sieć kanalizacyjna tej oczyszczalni jest ogólnospławna albo mocno nieszczelna. W czasie deszczu zwiększa się znacznie przepływ przez urządzenia, co powoduje wypłukanie lub co najmniej silne wymieszanie zalegających, zagnitych osadów. Uwalnia się siarkowodór plus inne "aromaty". Sierkowodór jest gazem bezbarwnym, cięższym od powietrza i przy bezwietrznej pogodzie zdecydowanie może spływać nierównościami terenu i wciskać się do studzienek, drenów i piwnic. Walkę z tym zjawiskiem komplikuje fakt, że ludzkie powonienie jest wyjątkowo czułe na H2S (nie pamiętam dokładnie, ale próg wyczuwalności to kilka ppm), a więc uszczelnienia musiałyby być szalenie skuteczne. Jeżeli jest tak jak podejrzewam, to jedyną radą jest jakaś modyfikacja w samej oczyszczalni lub rozdzielenie systemów kanalizacji (ścieki - deszczówka). I tu już nie wystarczy moja wyobraźnia, bo sposobów działania mogą być dziesiątki.