A ja dodam coś od siebie Sam jestem urzędnikiem państwowym ba nawet mianowanym ze wszelkimi uprwnieniami, dostępami do informacji itp itd etc. etc. Praca urzędnika w tym kraju nie polega na tym by być przyjaźnie nastawionym do petentów. Praca ta polega na wypełnianiu masy iście "ciekawych" sprawozdań, wykresów, tabel potrzebnych twojemu zwierzchnikowi a czasem i większej ilości zwierzchników ( osobiście mam teraz jednego choć do niedawna miałem około 4 zwierzchników z różnych działów ). I słanie tych raportów jednostce położonej szczebelek wyżej i wyżej aż do odpowiedniego ministerstwa. I nie daj bóg wprowadzać zmian czy innowacji na własną rękę bez konsultacji z wyżej/położonymi. Dodam, że czasami przychodzą wytyczne ministerialne jak pisać tego rodzaju pisma dla petentów ( praktycznie szablony ) - i ja mógłbym napisać czy od razu dać odpowiedź petentowi, że jego wniosek nie spełnia wymogów i powinnien zgłosić to do innej np. instytucji, ale nie - mam mu odpowiedzieć według szablonu i nic ponad to. Po prostu każdemu pismowi wpływającemu do urzedu trzeba nadać bieg. Koniec i kropka. A że petent nic z tego nie zrozumie.. Tego wytyczne ministerialne nie dotyczą.. A teraz z innej beczki: W pażdzierniku złożyłem papiery o wydanie decyzji o warunkach zabudowy. Teoretycznie odpowiedź powinnienem dostać w listopadzie, maksymalnie w grudniu. W styczniu przychodzi pismo, że mój wniosek nie spełnia wymogów formalnych i potrzebna nowa mapka, gdyż na mapce 1:1000 wyciagniętej z wydziału kartografii nie było numeracji działki, której ta numeracja znajdowała się na mapce 1:5000. Wystarczyło spojrzeć.. Ale dzięki temu od nowa nadany jest bieg sprawie, nowa mapka 1:1000 i... po dwóch miesiącach w marcu przychodzi pismo, że mój wniosek został odrzucony z powodu nie spełnienia wymogów formalnych..., Tyle że wcześniej pofatygowałem sie do zwierzchnika urzednika gminnego czyli starostwa i co się okazało.. Że moja mapka znalazła się w gminie w odpowiednim wydziale geodezyjnym za... szafą. Wiem, że była za szafą bo przy mnie jej szukali i wyciągneli właściwą mapkę zza "właściwej" szafy. Podsumowanie: Urzędnik zastosował się do wytycznych obowiązujących jego "parafię" i jego zwierzchników. Teoretycznie po dwóch miesiącach mógłbym złożyć skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego na przewlekłość postępowania.. teoretycznie wygrałbym tą sprawę, tylko co by mi to praktycznie dało ? Słownie nic, null, zero. Termin by się tylko wydłużył o postępowanie przed SKO. Praktycznie, trzeba iść po prostu do odpowiedniego zwierzchnika, nalepiej z odpowiednim znajomym, który potem odwiedzi niesfornego urzędnika i ten w try miga zrobi odpowiednia decyzję. A że urzędnik potem w myśl prawa może robić sobie co chce z warunkami zabudowy i ze stylu dworkowego zrobi dworkowy kurnik.. to już zupełnie inna historia.. Więc drodzy Państwo, poczekajmy jak nasze Państwo dojrzeje do czasów demokracji "urzędników niemieckich". Tak liczę optymistycznie 10-20 lat jeszcze..